Nie chciałem przyznawać przed Mikleo, że bolały mnie plecy. Bo jak się przyznam, że coś mnie boli, to jeszcze każe mi odpoczywa, zamiast mu pomagać. Albo wręcz przeciwnie, stwierdzi, że ten stan to była moja wina i że muszę teraz za to zapłacić – i słusznie, bo to była moja wina, troszkę za bardzo się wkręciłem, ciągle chciałem przeczytać tylko jeden rozdział, i jeszcze jeden, i jeszcze jeden... ale byłem pewien, że zasnąłem w pozycji siedzącej. A obudziłem się leżąc na poduszce. Czegoś chyba nie zapamiętałem... tak czy siak, wolę się nie przyznawać. Tak jest bezpiecznie, niczego nie ryzykuję, no i też ten ból jakiś bardzo zły nie jest. A przynajmniej tak myślałem aż do momentu, w którym to chciałem poruszyć głową. Cóż, dzisiaj gestykulować to ja za bardzo nie będę dzisiejszego dnia. I mam nadzieję, że tylko dzisiejszego dnia, bo jak jutro też będę się tak czuć, to nie wiem, jak ja będę funkcjonować. Jak ja dzisiaj będę funkcjonować? To też jest bardzo dobre pytanie.
- W ogóle mnie nie bolą – powiedziałem, siląc się na szeroki uśmiech. – Nawet nie wiem, czemu miałyby mnie boleć. Nie robiłem wczoraj nic niezwykłego?
- Nie? A jak się czytało? - dopytał z tym swoim uśmieszkiem, który wskazywał na to, że wiedział doskonale o tych moich plecach. Czy jest sens, by ukrywać to dalej przed nim? Nie. Czy będę to robił? Tak.
- Bardzo dobrze. Książka jest cudowna, czytałem o takich ruinach położonych na pustyni, czyli takiej ogromnej przestrzeni, pełnej piasku, i jest tam za dnia tak strasznie gorąco, ale w nocy... – zacząłem, ale Mikleo nie pozwolił mi dokończyć.
- Wiem, co to jest pustynia, słońce, nie musisz mi tłumaczyć – powiedział, cicho wzdychając. – Proszę, przygotowałem ci kawę.
- Dziękuję, Owieczko, jesteś najlepszy – przyznałem, uśmiechając się do niego lekko, naprawdę mu za to wdzięczny. Chociaż, czy to coś da? Byłem strasznie zmęczony i obolały, jakbym nie spal całą noc, a przecież to możliwe nie było, bo pamiętam, jak nagle jakoś zasnąłem magicznie.
- Oczywiście – odparł, ciężko wzdychając.
Tak więc zabrałem się za picie tego cudownego napoju zastanawiając się, co takiego dzisiaj będę musiał zrobić, poza oczywistym zajęciem się dziećmi, bo to zawsze jest w moich obowiązkach. Może posprzątać? Ale wydaje się tu być stosunkowo czysto. Zawsze tu było tak czysto? Nie no, nie zawsze, przy dzieciach nie jest to możliwe. Czyli wychodzi na to, że Mikleo musiał posprzątać to wcześniej. Rany, jak o potrafi tak wcześnie wstawać? Ja jedyne, na co miałem ochotę w tym momencie, to znów pójść spać. Nie miałem siły, i energii. I w dodatku bolały mnie nie tylko plecy, ale i kark, tak więc musiałem odwracać się całym ciałem, a nie tylko odwracać głowę. Znaczy się, raz się trochę zapomniałem i odwróciłem głowę w stronę Hany i ból był ogromny. Nigdy więcej tak nie zrobię.
- Pomóc ci w czymś? – dopytałem Mikleo, oczywiście chcąc mu pomóc mimo mojego raczej beznadziejnego stanu. Nie mogę przecież poddać się jakiemuś bólowi. Jestem mężczyzną i głową tej rodziny, nie mogę się tak po prostu poddać, wszyscy tutaj w końcu na mnie polegają.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz