No i tak to jest, jak człowiek się stara, a i tak dostaje ochrzan. Miki coś dzisiaj taki wrażliwy się zrobił. I to tak strasznie wrażliwy. Ja wiem, że może tak odrobinkę przesadziłem z tym określeniem go „starym”, no ale też jak inaczej miałem go nazwać? Ja miałem tylko pięć lat, on ponad dziesięć razy tyle, więc tak jakby z mojej perspektywy to taki trochę stary był.
Postanawiając bardziej skupić się na dzieciach. Co prawda, one już spały, ale trzeba było je zanieść do łóżeczka, opatulić je kocykiem, otworzyć okno w ich pokoju, by wpadło troszkę świeżego powietrza i by im się lepiej spało. Na zewnątrz było całkiem ciepło, więc nie balem się o to, że będą później przeziębione. Tak właściwie, to czy one mogą być przeziębione? Są one aniołkami, a ta odporność u właśnie aniołów są inne. Miki nie znosi ciepła, ja nie znoszę zimna. A dzieci? Wszystko zależy od tego, jakie przyjmą żywioły. Tylko nie wiem, jak to działa. Odziedziczą jeden po nas? Czy w puli są wszystkie cztery? Popytałbym Mikleo, ale on nie chce dzisiaj ze mną za bardzo rozmawiać. Lepiej jednak, by ze mną nie rozmawiał i obrażony siedział w domu, niż żeby działał poza domem.
Po ucałowaniu obu naszych maleństw w czółka zszedłem na dół, do mojego wkurzonego połamańca, który, jak się okazało, zasnął na kanapie, przytulony do zadowolonej Śnieżki. Tylko... czemu on śpi tutaj? Przecież nasze łóżko jest znacznie bardziej wygodne. I plecy tak nie bolą. On sobie robi na złość, czy mnie? Bo sam już nie wiem.
Nie mogąc go tak po prostu zostawić go tu samego, wpierw ostrożnie zdjąłem naszą kotkę z jego brzucha, a następnie jeszcze bardziej ostrożnie wziąłem mojego męża na ręce, oczywiście uważając na jego rękę. Trzymając go już bezpiecznie w swoich ramionach zawołałem do siebie Śnieżkę chcąc, by za mną poszła do sypialni. W końcu, ona jest bardzo mądrą kotką i na pewno przypilnuje, by Miki nic głupiego nie zrobił.
Będąc w sypialni z największą ostrożnością położyłem mojego męża na łóżku, przykryłem go lekkim kocykiem, by miło mu się spało, i tak samo jak dzieci, ucałowałem go w czółko. Okna nie musiałem otwierać, bo zrobiłem to już wczoraj, czy nawet przedwczoraj, dzięki czemu po nocy było tu dalej chłodno. Ja tam z tego nie byłem zbyt zadowolony, ale najważniejsze było, że Mikleo będzie czuł się tu dobrze.
- Pilnuj go, dobrze? – poleciłem kotce, głaszcząc ją po łebku. Kotka miauknęła cicho, a następnie ułożyła się przy boku Mikleo, oczywiście przy tej zdrowej ręce.
Korzystając z chwili spokoju, najpierw trochę ogarnąłem salon, jeszcze nie składając kanapy, bo i po co? Będę tutaj w nocy potem spał. Dalej balem się, że przypadkiem przez sen skrzywdzę Mikleo. A poza tym, skoro mnie nie będzie w sypialni, to będzie mogło być okno otworzone przez calutką noc. Co prawda, było tak i wczoraj, i przedwczoraj, ale już tak trochę zimno mi było.
Zająłem się także przygotowaniami do obiadu, a mianowicie postanowiłem zamarynować kurczaka, którego za te dwie, trzy godziny po prostu wrzucę do pieca, wraz z ziemniaczkami. I do tego dorobię jeszcze jakąś sałatkę i będzie obiadek nie tylko na dzisiaj, ale i na jutro. A przynajmniej taki miałem plan. Czy jest dobry, nie mam pojęcia. Mam nadzieję, że wyjdzie mi to zjadliwe. I że nie będę musiał niczego wyrzucać, jak to miało miejsce z tą nieszczęsną szarlotką.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz