Muszę przyznać, że odrobinkę zapomniałem o fakcie, że Bunta mógł przeżyć. O jego rzekomej śmierci dowiedziałem się cztery dni temu, a to dosyć dawno było. Byłem pewien, że on nie żyje. I chyba wolałem, kiedy nie żył. Faktycznie, możemy dowiedzieć się dzięki temu więcej, jeżeli łaskawie zdecyduje się z nami porozmawiać, ale jakoś tak lepiej było mi z tą myślą. A teraz wychodzi na to, że babka dalej chce z nim współpracować. Albo jest świadoma listów, które Bunta sobie zachował i nie miała wyjścia. I tak jej nic nie usprawiedliwi, a ja sam jej nigdy tego nie wybaczę.
- Pójdę jutro z tobą do pracy – oznajmiłem nagle, jak gdyby nigdy nic kontynuując jedzenie. Nie ma mowy, że odpuszczę sobie jakiekolwiek przesłuchanie tego śmiecia, a bycie zawieszonym tak czy siak jest moim najmniejszym problemem.
- Nie wiem, czy możesz. Może i zaimponowałeś szefowi, ale dalej wydaje się być jednocześnie na ciebie nieco zły – przyznał, przyglądając mi się z uwagą.
- Jutro minie czwarty dzień mojego zawieszenia, czyli więcej, niż połowa. A więcej niż połowa to prawie jak całość, zatem mogę. Poza tym, nie odpuszczę sobie przesłuchania mordercy moich rodziców, choćbym miał zostać wydalony ze straży – wyjaśniłem, nie widząc w tym żadnego problemu.
- Nawet mnie nie strasz, nie chcę zostać już na wieki z tym młodym – odparł, chyba trochę przerażony tą myślą. I zamiast nazwać chłopaka po imieniu, znów nazwał go „młodym”. Ciekawe, czy z przyzwyczajenia, czy już zapomniał jego imienia, które przez chwilę pamiętał. Przynajmniej mi o tym powiedział. Co z tego, że ja już też nie pamiętałem, jak ten młody się nazywał. Coś na „R” chyba. A może na „L”?
- A czy przypadkiem jeszcze niedawno nie mogłeś się doczekać, aż okres mojej nauki minie? Wydawałeś się mnie dosyć – przypomniałem mu, uśmiechając się do niego złośliwie.
- Nie tak niedawno, tylko na początku naszej znajomości. Teraz bez ciebie nie wyobrażam sobie życia – przyznał, a na jego wypowiedź, zwłaszcza tę drugą część, serce zabiło mi trochę szybciej. Mówił to na poważnie? Czy jednak od tak rzucił to w konwersacji? Ciężko było mi to stwierdzić, bo zdawałem sobie sprawę, że zarówno pierwsza, jak i druga opcja mogła mieć miejsce bytu, znając jego charakter. A może te obie rzeczy naraz? To... też było możliwe. No i weź tu bądź człowieku mądry.
- Cztery miesiące. Niedługo już pięć – odparłem, co go mocno zaskoczyło.
- Mam wrażenie, że znacznie więcej – dodał, wzdychając ciężko.
- Nie dziwię ci się. Jestem tak wspaniały, że czas przy mojej osobie mija szybko i przyjemnie – odpowiedziałem półżartem, półserio, co wywołało u Haru parsknięcie śmiechem. Widząc jego uśmiech, moje kąciki same powędrowały ku górze. Lubiłem podziwiać jego uśmiech, jedna z najpiękniejszych rzeczy na świecie. A trochę świata zwiedziłem i wiem, co mówię. – Jedz. Twój organizm z pewnością potrzebuje wartości odżywczych – dodałem, odrobinkę po pospieszając. Ja już swoją porcję zjadłem, a on? Ledwo co zaczął. Może mu nie smakuje? Wybrałem złe danie? Kierując się jego słowami, że zje cokolwiek, wziąłem nam upieczoną perliczkę z ziemniaczkami. Sądziłem, że mu zasmakuje, zwłaszcza, że sam nam niedawno podobne danie przyrządzał, ale mogłem się mylić. Czasem mi się to zdarza. Nieczęsto, ale odnotowuję takie przypadki.
<Piesku? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz