To nie tak, że miałem coś przeciwko jego samodzielnemu gotowaniu, ponieważ wiedziałem, że doskonale sobie w tym radzi sam bez mojej pomocy, jednak chciałem po prostu spędzić z nim w taki sposób czas. Jednak skoro on woli gotować sam, a mi jak zwykle przyszło odpoczywać, to właśnie to uczyniłem, siedziałem wygodnie na ławce, zerkając na dzieci, które bawiły się ze sobą, niczego już nie chcąc, niczego nie wymagając ani nie płacząc. A to było najważniejsze, nie chciałem, aby znowu zaczęły płakać, co prawda świetnie sobie z tym radziłem, jednak i dla mnie było to czasem bardzo męczące, głośny płacz, krzyk, zgrzytanie zębami i jeszcze te głośne wycie, wymuszające wycie, które nie brzmi jak płacz i każdy, kto miał kiedyś dziecko lub właśnie je posiada. Wie, jak strasznie męczące potrafiło to być.
Ciesząc się ciszą i spokojem, który w tej chwili miałem, przymknąłem na chwilę oczy, ale nie po to, aby zasnąć, gdyż miałem pod opieką dwoje dzieci, a jedynie po to, aby wsłuchać się w naturę, która tak cudownie potrafiła do nas mówić, jako serafiny danego żywiołu jesteśmy bardziej zbliżone do natury, słyszymy ją, rozumiemy, a nawet bardziej szanujemy. Szkoda tylko, że ludzie, którzy są odpowiedzialni, za wszystko, co istnieje na ziemi, nie potrafią tego szanować.
- Mama - Usłyszałem głos naszej słodkiej córeczki, która chwyciła moja dłoń.
- Tak? - Zapytałem, otwierając swoje oczy, aby zerknąć na córeczkę.
- Możemy wrócić do domu? - Zapytała, najwidoczniej mając już dość przebywania na dworze, tylko czemu? Było jej za zimno? Nie co ja też opowiadam, jest okres letni, nie może być jej zimno, co najwyżej może być jej za ciepło tylko czy fabrycznie było za ciepło? Pewien nie byłem w końcu, gdyby tak było, ja sam bym to odczuwał, a skoro tak nie jest.. No nic nie ważne, dziecko chce do domu, a ja zrobię to, o co mnie poproszono.
- Oczywiście skarbie wracajmy - Zgodziłem się bez najmniejszego sprzeciwu, od razu podnosząc się z ławki, kierując swoje kroki w stronę domu, domu gdzie już pięknie pachniało jedzeniem, w której krzątał się Sorey.
Widząc męża, który samodzielnie wszystko robi, przystanąłem sobie w progu kuchni, przyglądając mu się z uwagą.
- Co? Coś robie nie tak? - Zapytał, dostrzegając moje przeszywające go spojrzenie.
- Nie, ja tylko podziwiam bardzo przystojnego mężczyznę pracującego w kuchni - Przyznałem, uśmiechając się do niego łagodnie, nim zerknąłem na dzieci, które bawiły się w salonie z kotami.
- Nie przesadzaj, aż taki przystojny to ja nie jestem za to mam bardzo pięknego męża- Stwierdził, na co pokręciłem rozbawiony głową, on naprawdę jest niemożliwy.
- Dla mnie jesteś bardzo przystojnym facetem i wiesz, przystojniejszego nie ma - Odparłem, podchodząc do niego, kładąc dłonie na jego ramionach, delikatnie je rozmasowując.
- Oj są, są - Stwierdził, co mnie w ogóle nie zdziwiło, on i jego samoocena nigdy nie współgrały, z tym, co ja mówiłem i co uważałem.
- To może powiem to bardziej dla ciebie do zrozumienia, jesteś moim najprzystojniejszym mężczyzną na świecie - Wyszeptałem, stając na palcach, aby ucałować jego policzek.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz