No i tego się właśnie obawiałem, mój mąż będzie teraz traktował mnie jak chorego, a przecież chory nie byłem, to tylko złamanie ręki. Mogłem robić wszystko drugą, to nie tak, że teraz jestem obłożnie chory i całymi dniami muszę leżeć w łóżku, nie daj Bóg jeszcze do niego przywiązany, przecież ludzie z połamaną ręką lub nogą potrafią coś też robić. To nie tak, że złamałem sobie kręgosłup i nie mogę już nic robić, nie rozumiem, dlaczego on aż tak panikuje, rany czasami zdecydowanie przesadza i nie mam tu na myśli roślin w ogrodzie.
Ciężko westchnąłem, gdy tylko wszedłem do domu, teraz będąc już pewien tego, że już za chwilę, za kilka minut mój mąż opuść i dom pozostawiając mnie tu samego, a tego nie chciałem, ja naprawdę byłem w stanie pójść z nim po dzieci, lepiej czując się przy bliskich, bo tak nic mi tu nigdy nie groziło, a jednak mimo to nie lubiłem zostawać sam w tym domu, było tu zawsze tak pusto i ponuro od razu przypominały mi się czasy, gdy mój mąż zmarł, pozostawiając mnie samego w tym wielkim domu, to znaczy były tu ze mną i dzieci jednak i ona w końcu mnie opuściły, a każde z nich poszło w swoją stronę, od tamtego czasu wszystko się zmieniło, ja niebyłe taki sam, a i ten dom dla mnie nigdy nie stał się tym samym domem, którym był przed laty.
- Połóż się i odpocznij, niedługo wrócę - Zapewnił mnie, prowadząc jak dziecko za rękę do sypialni, gdzie upewnił się, czy aby na pewno położyłem się i nie daj panie boże, czegoś nie nabroiłem, bo co niby miałby zrobić? Nie ma pełni, a ja znów myślę, jak należy, dlatego nie rozumiem jego obaw, ale czy byłem w stanie coś z nimi zrobić? Niestety nie i to chyba było najgorsze, on mnie w ogóle nie słuchał, a co za tym szło, nie mogłem mu nic wytłumaczyć, kładąc się tylko do łóżka, chcąc, aby te dni przeminęły, najszybciej jak tylko się dało.
- Idź już, nic mi nie będzie - Zapewniłem, uśmiechając się do niego łagodnie.
Sorey westchnął ciężko, ale nic już nie powiedział, całując nie ostatni raz w czoło, nim opuścił sypialnie, a następnie dom co dało się usłyszeć wraz z dźwiękiem przekręcanego klucza, a więc zostałem sam, co więc mi pozostało? Nie wiele mogąc zrobić, zamknąłem oczy, mając nadzieję, że to mi pomoże i przyśpieszy czas.
Tak się jednak nie stało, czas się dłużył, a ja czekałem i czekałem aż do powrotu najbliższych.
Moi bliscy w końcu wrócili, a ja nie mogąc tego zignorować, szybko opuściłem sypialnie, schodząc na dół, od razu spotykając się z pełnym niezadowolenia spojrzeniem męża, no tak, bo przecież miałem grzecznie leżeć w sypialni, no cóż, nie jestem i nigdy nie byłem zbytnio posłuszny, bo od kiedy to woda się kogoś słucha? Robie, co chce, a on już dobrze o tym wie.
- Mama - Usłyszałem, podchodząc do dzieci, które przytuliłem do siebie zdrową ręką.
- Dzień dobry skarbeńki - Przywitałem się, uśmiechając do nich ciepło. - Oj nie patrz tak na mnie, nic złego nie robię - Do drugie zdanie skierowałem do męża, widząc to jego krytyczne spojrzenie..
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz