Doskonale wiedziałem, że dzieci się w końcu uspokoją, gdy będziemy ich ignorować, czasem tak trzeba, aby zrozumiały, że nie mogą dostać wszystkiego, czego, tylko zapragnął, nie możemy ich za bardzo rozpieścić, bo później wejdą nam na głowę.
- Tak, uspokoić się uspokoiły, ale nie wiem, czy wyjdą na dwór, teraz są na nas obrażeni - Przyznałem, nie specjalnie się nimi przejmując, niech się obrażają, ja już nie jedno dziecko wychowałem i wiem, zdecydowanie lepiej jak się nimi zająć.
- Maluchy, chcecie z tatą i pieskiem pójść na spacer? - Zapytał maluchy, ciepło się do nich uśmiechając, bardzo chcąc zmienić ich nastrój.
Maluchy przede wszystkim obrażone na mnie postanowiły pójść z tatusiem na spacer, chyba licząc na to, że coś im kupi a no właśnie, jeśli coś takiego zrobi, pożałuje tego.
- Sorey zaczekaj - Zatrzymałem go na chwilę, gdy przygotował dzieci do wyjścia, na spacer zapinając obroże i smycz na karku psa.
- Tak? Coś się stało? - Zapytał zmartwiony, przyglądając mi się uważnie.
Chwytając go za dłoń, pociągnąłem do kuchni, aby z nim zamienić kilka zdań.
- Nie idziesz może do miasta? - Zapytałem, spokojnie mu się przyglądając.
- Nie, a może potrzebujesz jeszcze czegoś z miasta? - Dopytał zmartwiony, chyba myśląc, że o czymś zapomniałem, ale mi nie o to chodziło, ja właśnie nie chciałem, aby szedł do miasta, bo tam już na pewno coś kupi dzieciom, a one nie zasłużyły sobie na to nie tylko za swoje zachowanie, ale i za to, że nie mogą mieć wszystkiego, na co mają ochotę.
- Nie, no właśnie o to mi chodzi, abyś nie szedł na miasto tym bardziej z dziećmi - Poprosiłem go, obawiając się, że jeśli tego nie powiem, on to właśnie uczyni, idąc do miasta, gdzie pójść nie mogą, nie z dziećmi.
- A czemu miałbym iść? Idziemy przecież na spacer do lasu - Powiedział, a ja poczułem ulgę, jak dobrze, nie chce, aby im uległ.
- Dobrze, w takim razie bawcie się dobrze - Ucałowałem go w policzek, uśmiechając się do niego ciepło.
- Czadem jesteś naprawdę dziwny - Westchnął ciężko, wychodząc z kuchni, idąc do dzieci. - Idziemy - Otworzył drzwi, wychodząc z domu, pozostawiając mnie w nim samego, no właśnie skoro jestem tu sam to, co mam robić? W sumie to mógłbym posprzątać, ale czy miałem co? No niby tak, ale też nie do końca, wszystko już było kilkukrotnie wycierane, zamiatane, sprzątanie, nic więcej nie było już do robienia, a robienie czegoś po raz tysięczny nie miało najmniejszego sensu.
A więc co robić? W sumie mogłem pójść do ogródka, a no właśnie ogródek, dawno już tam nie byłem, a przecież przydałoby się nim zająć.
Z tym pomysłem, wyszedłem na dwór, ciesząc się ciepłem, które aż tak mi nie przeszkadzało, to znaczy może inaczej, nie lubiłem ciepła, ale też mi ono bardzo nie przeszkadzało, wolałem, gdy była zima, ale wtedy nie było roślin, mojego pięknego ogródka, a to lubiłem jeszcze bardziej od zimy, która miała swój urok, ale odbierała życie rośliną, które potrzebowały i które kochałem, mogąc się nimi zajmować.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz