Zaskoczony przysłuchiwałem się Mikleo, nie za bardzo mogąc uwierzyć w to, co słyszę. To brzmiało tak trochę kuriozalnie. Nie to, że dziecko chodziło za mamą, to akurat było całkowicie normalne, ale bardziej to, że się kłóciliśmy o mamę. Czemu mielibyśmy się kłócić o mamę? Czemu ja miałbym się kłócić o mamę z małym dzieckiem? Chyba naprawdę byłem głupi. Albo z Merlin musiał być bardzo dziwnym dzieckiem.
- To brzmi troszkę niedorzecznie – odpowiedziałem niepewnie, bo nie wiedziałem, czy on sobie ze mnie żartuje, czy może faktycznie powiedział mi prawdę.
- Brzmi, ale tak było. Jak się zdenerwował, było naprawdę niebezpiecznie. Czasem mu się zdarzało cię skrzywdzić – wyjaśnił, co jeszcze bardziej mnie zaskoczyło. Domyślałem się, że to było niezamierzone, ale i tak nie brzmiało to kolorowo.
- Dobrze, że tym razem mamy dwa anioły, nie jakiegoś czarodzieja – przyznałem, przytulając się do niego.
Skoro mój Miki twierdził, że nie potrzebuje pomocy, a i dzieci jakieś takie spokoje były, więc można było troszkę odpocząć. Chociaż, po czym miałbym odpoczywać, to ja nie mam pojęcia. Dzisiaj niewiele zrobiłem, rano tylko pomogłem w zakupach i teraz wziąłem Lucky’ego na spacer. To mało. Bardzo mało. Muszę to odrobić jakoś.
- Z aniołami też mogą być problemy. Chociaż, trochę racji masz, przynajmniej nikt w nas nożami nie rzuca – przyznał, co wywołało we mnie jeszcze większe zaskoczenie.
- Naprawdę była taka sytuacja? – zapytałem, patrząc na niego z niedowierzaniem.
- Ano zdarzyło się – zaczął, przyglądając mi się w lekkim rozbawieniu. – Więc uwierz mi, mieliśmy gorsze przypadki.
- Po kim on tak właściwie miał te moce? – zapytałem, troszkę nawet ciekaw tego tematu. Pytałem o to? Bardzo prawdopodobne, ale nie wiem, nie potrafiłem sobie tego przypomnieć.
- Nie wiadomo. Lailah stwierdziła, że to może być ze strony twojej rodziny, bo jednak nikogo z niej nie znałeś – odpowiedział, na co kiwnąłem głową. A to akurat wielka szkoda, że nikogo nie znałem z mojej rodziny. Teraz nadrobienie tych zaległości było niemożliwe, za dużo czasu minęło, by cokolwiek móc z tym zrobić. Nawet nie wiedziałbym, od czego zacząć.
- Może nawet lepiej, że nie pamiętam tak dobrze tego poprzedniego życia – przyznałem, całując go w policzek. – Więc skoro nie chcesz odpoczywać, to może obiad zrobię? Nie chcę, żebyś wszystko sam robił – dodałem, zauważając, że już powoli zbliża się pora obiadowa, a nasze maluchy na pewno będą wołać jeść.
- A może zrobimy obiad razem? – zaproponował, co nie brzmiało źle. Wspólne gotowanie nie było złym pomysłem, owszem, ale chciałem zrobić coś sam, by Mikleo mógł sobie odpocząć. W końcu, on tyle dzisiaj zrobił, i dziećmi się zajął, i ogródkiem, a ja? A ja dzisiaj tak trochę się nie popisałem. Powinienem to narobić.
- A co? Aż tak jestem beznadziejny w gotowaniu? – zażartowałem sobie, szczerząc się do niego głupkowato. – Dam sobie radę, zrobię coś sprawdzonego i szybkiego, z niczym nie będę eksperymentował, by wszystko wyszło,, a ty sobie tu z dziećmi posiedzisz. Chyba, że ci będzie za ciepło, no to wtedy przyjdziesz do domu – zaproponowałem, uśmiechając się delikatnie, chcąc po prostu zrobić wszystko, by go troszkę odciążyć i sprawić mu przyjemność.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz