Kiedy się przebudzałem, czułem się jakoś tak... dziwnie. Jakby coś, albo ktoś, mnie przygniatało całym swoim ciężarem. To akurat niezbyt było wygodne. Otworzyłem oczy i pierwsze, co ujrzałem, to biała, bawełniana koszula, szyta specjalnie na rozmiar Haru. Czyli to by oznaczało, że Haru wrócił do siebie. Tylko... czemu nadal czułem tu psa? Powąchałem jego skórę i okazało się, że to on jeszcze śmierdział. Cudownie. Założył nowiutką, czyściutką koszulę przed umyciem się. Miałem nadzieję, że to tylko jego skóra śmierdzi, a materiał jeszcze nie zdążył jeszcze przesiąść tym zapachem.
Jako, że Haru troszkę za mocno się do mnie przytulał, musiałem wydostać się z jego uścisku. Obudziłem go przy okazji, ale to nawet dobrze się złożyło. Może jeszcze uda się odratować tę koszulę. Co prawda, nic się nie stanie, bo jeszcze mam dla niego kilka rzeczy, które pozostały mi jego ostatnim pobycie tutaj, no ale tak zwyczajnie szkoda mi koszuli.
- Dzień dobry. Wróciłem już do siebie – powiedział na dzień dobry, szczerząc się do mnie głupkowato.
- Widzę. Ale nadal śmierdzisz. Chodź, musisz się umyć – powiedziałem, już znacznie bardziej rozbudzony i wstałem z łóżka, rozciągając swoje zastygłe mięśnie.
- A jakieś przywitanie? Coś w stylu „miło, że wróciłeś”? Buziak na dzień dobry? – zapytał, chyba troszkę oburzony moją nieczułością. To nie tak, że się nie cieszyłem, bo się cieszyłem, ale przeszkadzało mi to, że dalej śmierdział psem. I kiedy nim był, to było zrozumiałe, do zaakceptowania. Ale teraz jest człowiekiem. I ma pachnieć, jak człowiek.
- Dzień dobry. Proszę, to twoje przywitanie. A teraz zapraszam do łazienki – powiedziałem, idąc do wcześniej wymienionego pomieszczenia, by przygotować nam kąpiel. Jako, że jest moim gościem, to ja go tutaj ugoszczę.
Tak więc przygotowałem nam kąpiel, a kiedy pojawił się w pomieszczeniu, oboje weszliśmy do balii. Haru był jeszcze lekko na mnie obrażony, ale nie przejmowałem się tym, tylko zacząłem mu pomagać się umyć, i to tak porządnie. Użyłem jednego olejku, drugiego, tu jakiegoś płynu, odpowiedniej odżywki do jego włosów... po kąpieli też nie dałem mu spokoju. Najpierw wytarłem siebie i założyłem spodnie, co by przed im gołym tyłkiem nie świecie, wykonałem odpowiednią pielęgnację twarzy i dopiero jak ja byłem w miarę ogarnięty, zwróciłem swoją uwagę na Haru, którym też trzeba było odpowiednio się zająć, bo przecież sobie facet nie radził. A kiedy już i on był wykąpany i pachnący, a jego skóra była mięciutka, wplotłem palce w jego włosy, by zmusić go do obniżenia głowy, a to wszystko w bardzo konkretnym celu; by go pocałować. Normalnie chwyciłbym go za koszulę, ale podobnie jak ja, miał na sobie tylko spodnie. Połączyłem nasze usta w pocałunku namiętnym, dłuższym i zachłannym, gdyż naprawdę byłem stęskniony za jego osobą. Co prawda, był przy mnie przez praktycznie cały czas, ale to nie było to samo. Ani z nim pogadać, ani go podenerwować... jedyne co, to szło się przytulić, ale to nie było takie same. Znacznie bardziej wolałem przytulać się do jego ciała człowieczego, nie do psa, bo przede wszystkim mniej włochate, i większe, i przyjemniej pachniało... po prostu było pod każdym względem lepsze.
- Miło, że wróciłeś. Stęskniłem się za tobą – odpowiedziałem, kiedy już się od siebie odsunęliśmy, bo po prostu już nam powietrza zaczęło brakować. – Zaraz poproszę o przyniesienie śniadania. Masz konkretne życzenia? – dopytałem, poprawiając jego wilgotne kosmyki.
<Haru? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz