Byłem pewien, że Mikleo nie może czuć czegoś takiego, jak zimno. Przecież on cały czas jest zimny, on lubi zimno, on żyje zimnem. Jak komuś takiemu może być zimno? To znak, że naprawdę dzieje się z nim coś niedobrego. To może dlatego zdecydował się iść do Lailah? Bo czuł, że coś go rozkłada? To nadal nie tłumaczy tego, że nie chciał mi o tym powiedzieć. Jestem jego mężem, muszę wiedzieć takie rzeczy, by móc mu pomóc. W końcu, jak ja mam mu pomóc, kiedy nie wiem, co się dzieje?
- Już cię wycieram i pomagam ci się ubrać – odpowiedziałem, zabierając się za porządne, ale i jednocześnie ostrożne osuszanie go ręcznikiem.
Najgorzej było przy jego złamanej ręce, którą także trzeba było wytrzeć. Na szczęcie jakoś powolutku udało mi się ją wytrzeć i dlatego zabrałem się za ubieranie go. Najpierw oczywiście koszula, w której chyba spał od... nie wiem, od ilu lat konkretnie, ale kiedy wróciłem na ziemię i powróciłem z Mikim do domu, on już w niej spał. A to było dużo lat temu. Rzeczy powinno się przecież zmieniać, zwłaszcza, jak się często z nich korzysta... nad tym pomyślę później, jak już się lepiej będzie czuł. Dzisiaj, i w najbliższych dniach skupię się na tym, by wyleczyć Mikiego, a dopiero potem na tym, w czym chodzi po domu.
- Nie chcę spodni – mruknął, kiedy już chciałem je założyć na jego nogi jakiś materiał.
- Nie chcesz? Przecież jest ci zimno – zauważyłem, marszcząc brwi.
- Ale nie chce spodni, niefajnie się w nich śpi – burknął, pusząc lekko swoje poliki.
- No dobrze, to będzie bez spodni – stwierdziłem, po czym podszedłem do niego i wziąłem go na ręce, by moja biedna Owieczka za bardzo się nie zmęczyła.
Tak więc zaniosłem go do łóżka, opatuliłem go dokładnie kołderką, skoro było mu zimno, i nawet zamknąłem okno, by go może nie przewiało... Na chwilę jeszcze wróciłem do łazienki, by przygotować mu chłodny okład, który zaraz położę mu na jego czole. To się nazywa mieć szczęście w życiu; wpierw ja byłem chory, potem Miki złamał rękę, i jeszcze teraz coś mu się dzieje... i muszę opiekę nad Mikim podzielić z opieką nad dziećmi, bo nie mogę ich zanieść do cioci. Przed chwilą je stamtąd zabrałem i znów miałbym prosić Lailah o pomoc? Świadczyłoby to tym, że jestem beznadziejnym ojcem i mężem, skoro nie potrafię połączyć tych obu rzeczy naraz. Znaczy się, beznadziejny to ja jestem, ale im mniej osób o tym wie, tym lepiej. Wystarczy, że Miki jest tego świadom i się męczyć musi z takim idiotą, jakim ja jestem.
- Zostaniesz ze mną? – spytał cichutko, kiedy położyłem zwilżony ręcznik na jego czole.
- Nie mogę, Owieczko, zostawiłem dzieci na dole już wystarczająco długo same i mam nadzieję, że nic im się nie stało. Jak położę dzieci spać, to przyjdę do ciebie z ziołami, dobrze? – zaproponowałem, gładząc go po włoskach. Coś czułem, że dzisiaj nie będę spał na niewygodnej kanapie, a na jeszcze bardziej niewygodnym fotelu. W końcu, będę musiał pilnować Mikiego, by mu się w nocy nie pogarszało, no a obok niego się nie położę, bo jeszcze mu krzywdę zrobię. Dlatego zostało mi tylko przysunięcie fotela do łóżka i czatowanie przy nim.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz