piątek, 24 listopada 2023

Od Mikleo CD Soreya

Niespecjalnie przejęty płaczem dzieci zostawiłem je płaczące na ogrodzie. Odchodząc od nich kawałek, aby pójść do mojego małego ogródka warzywnego, niech sobie popłaczą, a gdy tylko im przejdzie i tak zaraz przyjdą, chcąc uwagi. Już ja dobrze wiem, jak to działa, najpierw jest płacz, potem krzyk a później słyszy się, ciche przepraszam i mama lubię cię. Oj tak, przerabiałem to już nie raz i może dlatego tak łatwo przychodzi mi ignorowanie ich płaczu który jest wymuszony, nic im się nie dzieje złego, nikt ich nie bije, nikt ich nie krzywdzi. A płacz z przymusu nie wzbudza we mnie żadnego współczucia, nie zwrócę na niego uwagi, a gdy dzieci w końcu zrozumiał, że to nic nie da, uspokoją się nauczone tym, że to po prostu nie działa..
No i tak jak mogłem się tego spodziewać, dzieci w końcu uspokoiły się, przyszłe do mnie, przeprosiły za swoje okropne zachowanie i nagle były chętne do pomocy.
Tego właśnie się spodziewałem, dlatego, gdy tylko przeprosiły i uspokoiły się, dałem im narzędzia do zabawy w ogródku warzywnym, oczywiście pozwalając im bawić się tylko w kąciku, gdzie jeszcze nic nie zdążyłam posadzić, nie chciałbym, aby coś zniszczyły, troszkę pracy mnie to kosztowało i nie chciałbym zaczynać wszystkiego od nowa.
Maluchy znów stały się grzeczne i słodziutkie tak jak to bywało zazwyczaj.
Po zakończeniu pracy w ogródku postanowiłem troszeczkę, się w nim pobawimy, była ładna pogoda, a więc szkoda by było tracić czas na siedzenia w domu, dzieci bawiły się ze mną aż do powrotu tatusia, który już po chwili zdziwiony przyszedł do nas do małej altanki, przyglądając się uważnie, temu, co robimy.
- Już im lepiej? - Zapytał, skupiając całą moją uwagę tylko i wyłącznie na sobie.
- Tak, a no właśnie, Hana, Haru chyba coś mieliście powiedzieć tatusiowi, gdy tylko wróci - Odezwałem się najpierw do męża, a potem do dzieci, aby te, o czym sobie przypomniały i przeprosiły tatusia za swoje okropne zachowanie.
- Przepraszamy - Powiedziały jednogłośnie, podchodząc do tatusia, aby przytulić się do jego nóg.
Sorey uśmiechnął się do dzieci, kucając przy nich, aby przytulić je do siebie składając na ich czole delikatne pocałunki.
- Już dobrze nie gniewam się, ale zdajecie sobie sprawę z tego, że nie wolno wam się tak zachowywać, sprawiacie przykrość takim zachowaniem, nie tylko mi, ale i mamusi, a przecież nie chcecie, aby było nam przykro prawda? - Zapytał, prowadząc rozmowę z naszymi maluchami które mimo bardzo młodego wieku naprawdę były bardzo inteligentne, tylko czasem troszeczkę je ponosiło.
- Przepraszamy - Powtórzyły, uśmiechając się do niego słodko, tak jak to zawsze potrafiły, aby okręcić tatusia wokół palca.
- No dobrze, już dobrze - Pogłaskał ich po głowie, siadając obok mnie na ławce. - Miki idź, się może połóż, a ja zajmę się dziećmi - Zaproponował, zerkając na mnie z uwagą.
- Nie dziękuj, nie chce odpoczywać, dzieci w ogóle mnie nie zmęczyły, to co robią, to nic w porównaniu do tego, co robił Merlin, gdy był mały - Westchnąłem cicho, myśląc o naszym synu.
- Co takiego robił? - Podpytał zaciekawiony.
- Oj Merlin był straszny, chodził za mną jak cień, płakały, w złości używał mocy, rzucając w nas przedmiotami, kłócił się z tobą, czyja jest mama, oj tak cały czas walczyliście ze sobą, o to do kogo należę - Wyjaśniłem, wspominając tamte dawne czasy.

<Pasterzyku? C:> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz