wtorek, 21 listopada 2023

Od Soreya CD Mikleo

 Zaskoczony wpatrywałem się jeszcze przez kilka sekund w Mikleo, nie mogąc uwierzyć w to, co widzę. Czyli wystarczyło, że posiedział... nie wiem, jakieś trzy godziny w wodzie? Może cztery. Nie wiem, bo mi się troszkę przysnęło w pewnym momencie. W końcu, ileż można patrzeć na taflę wody, w której odbija się księżyc i gwiazdy? Widoczek piękny, owszem, tylko taki trochę zimno wieczorkami, ale jak jestem tu sam, no to z kim go miałem oglądać? No dobrze, może nie byłem tak całkowicie sam, Miki też tu był, ale on był pod tą taflą, i nie mógł go podziwiać tak, jak ja. Poza tym, może bym badziej docenił to piękno, gdyby nie wieczorny chłodek. Może i za dnia było fajnie i ciepło, ale noce dalej okropne były. No i jak tu żyć? No nie da się. Znaczy się, da się, ale jest to ciężkie bardzo. 
Obudziłem się dopiero wtedy, kiedy Mikleo zaczął zdejmować usztywnienie z ręki. A co, jeżeli się w pełni nie zregenerowała? Nie neguję tego, że czuje się lepiej, ale czy zrosła się w pełni? Tego nie wiem. I wolę się nie przekonywać o tym w najgorszy możliwy sposób. 
- Czekaj! – krzyknąłem, chwytając go za nadgarstek zdrowej ręki. – Ale na pewno wszystko w porządku? Może jednak jeszcze zostaw usztywnienie i jutro odwiedzimy Misaki, by na to zerknęła – poprosiłem, dalej zmartwiony o jego rękę. 
- Sorey, chyba czuję, czy moja ręka jest złamana czy nie – odpowiedział lekko rozbawiony, kładąc mi dłoń na policzku. 
- No ja wiem, wiem, ale może jest zrośnięta, ale nie tak dobrze zrośnięta, ale wydaje ci się, że jest dobrze zrośnięta. Lepiej nie ryzykować i już poczekać do rana – odpowiedziałem, strasznie przejęty jego stanem zdrowia. 
- Jest dobrze zrośnięta, nie martw się o to – poprosił, uśmiechając się łagodnie. 
- Ale... – zacząłem, nadal czując lekki niepokój. 
- Nie ma żadnego ale – stwierdził, wracając do ściągania usztywnień. – Widzisz? Ręka jak nowa – dodał, machając nią przed moją twarzą. Na wszelki wypadek i tak go będę obserwował i  nie pozwalał mu na podnoszenie ciężarów tą ręką, jeszcze przez jakiś czas. Już wolę, by się na mnie złościł, niż żeby cierpiał. – Wracajmy do domu, musimy się zająć tobą – dodał, na co zmarszczyłem brwi. 
- Mną? Ale ja się dobrze czuję – odpowiedziałem, nie za bardzo rozumiejąc jego słów. To nie ja przez kilka dni leżałem z gorączką w łóżku i narzekałem na to, że mi zimno. Chociaż, gdybym ja narzekał, że mi zimno, no to jeszcze w miarę normalne, bo jestem aniołem ognia i mi zimno może być, ale że serafinowi wody? To z kolei normalne nie jest. 
- Właśnie widzę. Jesteś zimny. Jesteś zmęczony. I na pewno obolały, bo spałeś albo na kanapie, albo w fotelu – odpowiedział, i miał trochę racji. Ale zimny byłem, bo tu było zimno, a ja musiałem tu siedzieć i pilnować, by z Mikim nic złego się nie stało. Zmęczony, no bo opiekowałem się i Mikim i dziećmi na raz, a to trochę energii ode mnie wymagały. Obolały też taki troszkę jestem, ale do przeżycia. Poza tym, to był mój wybór, by spać na kanapie lub w fotelu, i poradzę sobie z konsekwencjami tego. 
- Daj spokój, nic mi nie jest, lepiej się skupić na tobie niż na sobie – odparłem nie chcąc, by Miki się przejmował mną, kiedy mnie nic nie było. 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz