Na jego słowa uśmiech sam pojawił się na moich ustach, czy ja miałem jakieś życzenie? No w sumie to jedno miałem.
- A ty jesteś w propozycjach śniadaniowych? - Zapytałem, głupkowato się przy tym uśmiechając.
- Hym, raczej nie, mnie nie można zjeść - Stwierdził, bawiąc się moimi włosami.
- A szkoda, bo tylko na ciebie mam ochotę - Wyszeptałem, szczerząc się do niego jak głupi do sera.
- Tak? - Zapytał, puszczając moje włosy. - Niestety, nie mogę ci nic zaoferować, a to dlatego, że musimy iść do pracy - Odpowiedział, mimo to nie odsuwając się ode mnie.
- A musimy? - Podpytałem, obejmując go oboma rękoma, kładąc na jego biodrach.
- Oczywiście, że tak. Może i nie musielibyśmy, gdyby nie to, że komuś się nie chciało wczoraj do niej pójść - Odpowiedział, patrząc na mnie tak, jakby chciał mi powiedzieć, że to moja wina a tak nie było, przecież sam też nie chciał pójść i oboje dobrze to wiemy, no ale najlepiej zwalić wszystko na mnie, bo przecież jak już a być czyjaś wina to tylko i wyłącznie moja.
- Hej, zmęczony byłem burzą, nawet nie wiesz, jak męcząca jest burza dla psa, ja słyszałem wszystko jeszcze głośniej od ciebie - Powiedziałem, pusząc delikatnie swoje policzki z widocznego niezadowolenia malującego się na mojej twarzy.
- Tak? Oj mój biedny chłopiec - Oczywiście musiał być złośliwy, bo w innym wypadku nie byłby sobą, jak ja go kocham, to ja nie wiem, chyba naprawdę coś się mi z głową stało.
- Okrutnik - Mruknąłem, gdy założył na ciało szlafrok odchodząc ode mnie, zapewne idąc do służby, aby poprosić ich o śniadanie, no i tyle byłoby z przyjemności, którą oboje możemy mieć podczas wspólnych doznań, ale nie lepiej iść do pracy, swoją drogą miałem chyba coś mu powiedzieć, gdy stanę się człowiek, no tak tylko co to było? Nie potrafię sobie przypomnieć, może jednak to nie było aż takie ważne? Sam już nie wiem, może mi się później o tym przypomni a może nie.
Mój panicz wrócił do pokoju. po kilku minutach, wciąż mając na twarzy ten swój złośliwy uśmiech, podchodząc do mnie, oczywiście pozwalając sobie na posadzenie swojego pięknego tyłka na moich kolanach.
Nie mogąc, a nawet nie chcąc się na niego gniewać, przytuliłem się do jego ciała, wciągając do płuc jego zapach, który tak bardzo mi się podobał, on tak ładnie zawsze pachniał, aż miło było go do siebie przytulać.
- Kocham cię wiesz - Wymruczałem, przewracając do na łóżko, patrząc na niego z góry, oblizując swoje usta, tak bardzo chcąc zasmakować jego cudownego ciała.
- Wiem - Odpowiedział, no tak tego można było się spodziewać, on nie potrafi powiedzieć, kocham cię, co prawda, gdy byłem psem, pamiętam, że coś mi powiedział, to znaczy nie coś, powiedział mi, że mnie kocha, ale nie wiem, czy o tym myślał, czy rzucił to, tak na odczep się.
- No tak, tego mogłem się spodziewać, romantyczny to ty być nie umiesz - Gdy to powiedziałem, w tym samym momencie słysząc ciche pukanie do drzwi, od razu odsunąłem się od mojego złośnika, siadając obok niego. Drzwi otworzyły się, a do środka weszła kobieta z dwiema tacami pełnymi jedzenia, mój panie jak to pięknie pachniało, aż brzuch mi zaburczał z głodu jak dobrze, że zaraz zjemy.
- Smacznego - Odezwałem się jako pierwszy, zabierając się za jedzenie głodny jak wilk.
<Paniczu? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz