czwartek, 16 listopada 2023

Od Daisuke CD Haru

Skoro Haru chciał zostać na dworze, to nie zamierzałem go zmuszać do powrotu do domu. Co więcej, skoro pogoda stała się po całonocnej burzy całkiem ładna, to ja także z niej skorzystam. Lepsze to niż siedzenie w domu, gdzie w sumie trochę roboty jeszcze miałem, ale to zawsze można zrobić wieczorem. Albo jutro, bo przecież dzień wolny mam. A dzisiaj mogę sobie chyba pozwolić na dzień wolny i spędzenie go całkowicie z moim pieskiem, któremu przecież cały czas może grozić niebezpieczeństwo ze strony babki, która ostatnio jakaś taka dziwnie markotna chodzi. Znaczy, zawsze chodzi markotna i narzeka na wszystko, zwłaszcza na to, że nie mam dziedzica i mam sobie dzieci zrobić, no ale teraz była jakaś taka cicha. I unikała mnie, i to od dnia, w którym jej powiedziałem, że pochwyciłem Buntę. Ma to ze sobą jakiś związek? Wielce prawdopodobne, tylko nie potrafię go dostrzec. 
Wróciłem do domu, by przebrać się w nieco wygodniejsze ubrania, ale też jednocześnie szykowne i z klasą. Tak jak wczoraj wieczorem mu mówiłem, chciałem dzisiaj wziąć go na spacer. On i Koda się wybiegają, Ignis także się wybiega, i wszyscy będą szczęśliwi. A przynajmniej taki miałem plan. Na dzisiejszy spacer założyłem luźną, ciemnofioletową koszulę z wiązaniem z przodu, który zawiązałem niedbale, i do tego podobnie luźne, czarne spodnie, co by mi się wygodnie w siodle siedziało, a włosy tylko zaczesałem dłonią, nie za bardzo bawiąc się w ich utrwalanie. Jak się rozwalą, a to się stanie na pewno, to trudno, nikt przecież poza Haru mnie nie będzie widział. No i jeszcze służba i rodzina, ale oczywiście do nich też się już przyzwyczaiłem. Tylko przy babce muszę pilnować się, by być idealnym, bo strasznie tego u mnie pilnowała. Na moje szczęście unikała mnie dzisiaj z niewiadomego dla mnie powodu, więc o to mogę być spokojny. 
- Chcesz mi towarzyszyć na przejażdżce? – spytałem go, kiedy kierowałem się w stronę stajni. A Haru, oczywiście, poszedł za mną, jak to pies miał w zwyczaju. W odpowiedzi usłyszałem dwukrotne szczekanie. Tak więc osiodłałem swojego wierzchowca, poszedłem jeszcze po Kodę i wraz z dwoma pieskami opuściłem tereny swojej posiadłości, kierując się nad jezioro, nad którym jako dziecko spędzałem bardzo dużo czasu. – Możecie się teraz wybiegać. Tylko pamiętaj, by nie wbiegać w żadną wodę, bo znów będziesz myty – poleciłem, w sumie głównie Haru, bo Koda to już sobie biegał od jednego krzaka do drugiego. 
Mój Haru był jakoś tak trochę z początkowo nieprzekonany, i raczej trzymał się blisko mnie, ale po chwili dał się ponieść swojemu psiemu ja. I bardzo dobrze, niech zużyje ten nadmiar energii, który na pewno posiada, jak to każdy pies. Ufając w pełni obu ich nosom postanowiłem na nich nie czekać, tylko ruszyć dalej przed siebie, bo w razie czego przecież mnie odnajdą po zapachu. 
Kiedy dotarłem do jeziora, pozwoliłem mojemu wierzchowcowi na posilenie się zieloną trawką, a samemu usiadłem w cieniu drzewa, opierając się o jego pień i po prostu wpatrując się w taflę jeziora, od czasu do czasu odwracając się w stronę lasu, po którym biegały psiaki, ewidentnie świetnie się bawiąc. Po dłuższym czasie zwierzaki w końcu do mnie wróciły, a Koda przy okazji trzymał w pyskach wielką gałąź, ewidentnie z siebie zadowolony.
- A twój patyk gdzie? – spytałem złośliwie Haru, nie potrafiąc się oprzeć kąśliwej uwadze. Przecież on wie, że ja się z nim tak tylko drażnię, jak to miałem w zwyczaju od... cóż, od praktycznie początku naszej znajomości.

<Haru? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz