Zaciekawiony przyjrzałem się książce, którą podał mi Mikleo. Nie widziałem jej tu wcześniej. Znaczy się, nie, żebym przeglądał każdą książkę z naszej całkiem sporej biblioteczki, bo to było fizycznie niemożliwe przy opiece na dziećmi, zajmowaniu się domem i jeszcze do niedawna pracy, no ale okładka tej książki była zupełnie inna. Rogi nie były obite czy pozaginane, napis był pięknie błyszczący, no i sam materiał okładki był taki przyjemny w dotyku, czysty i świeży. To była taka nowa nowa książka, dopiero co napisana, oprawiona w okładkę i wydana do sprzedania.
- A więc po to się rozglądałeś wtedy w mieście – powiedziałem, kiedy w końcu połączyłem fakty i zdałem sobie sprawę z tego, czemu wtedy magicznie zniknął. Znaczy, nie magicznie, bo nam przecież powiedział, że na chwilę musi od nas odejść, ale teraz wiem, po co.
- Chciałem ci zrobić niespodziankę – odparl, na co poczułem się źle. Znaczy, książka była wspaniała, tak mi się wydaje, tytuł był ciekawy, a po przejrzeniu kilku stron i zobaczeniu rycin mogłem już śmiało stwierdzić, że będę ją czytał z zapartym tchem. To po prostu ja byłem problemem.
- A ja ci nie zrobiłem niespodzianki. Od razu widziałeś, co dostajesz – przyznałem, wyraźnie się smucąc.
- Skarbie, nie przejmuj się tym. Ja książkę mogłem łatwo schować, a jak ty miałeś schować doniczkę z kwiatem róży? Zresztą, i tak miałem niespodziankę, bo do końca nie wiedziałem, co takiego mi kupisz. No i nie spodziewałem się koszuli – uspokoił mnie, kładąc mi dłoń na policzku, próbując jednocześnie troszkę uspokoić.
- Ale mogłem się jakoś postarać, coś wymyślić, zaskoczyć cię... a o koszuli już ci mówiłem wcześniej. I nie chciałeś jej założyć – dodałem, trochę smutny z tego faktu. Pewnie gdybym nie wyrzucił tej starej, to zamiast tej pięknej, nowej, no to miałbym w tym momencie przed sobą mojego Mikleo w tej brzydkiej...
- Bo uważam, że niepotrzebnie mi ją kupiłeś, bo nie jest mi taka potrzebna. Ale i tak ci bardzo dziękuję – dodał, całując mnie w policzek. – Przeczytasz ją teraz? – dodał, uśmiechając się do mnie delikatnie.
- Teraz? A teraz nie idziemy spać? – dopytałem, patrząc na niego z niezrozumieniem. Mój Miki, podobnie jak nasze dzieci, wydawał się być zmęczony całym dniem, no i miał prawo, w końcu w nocy ostatnio tak nie za bardzo spaliśmy, a jak zostawię zapalone świeczki, to Miki nie będzie potrafił spać.
- Przecież widziałem, jak ci się oczy świeciły, dlatego śmiało, nie krępuj się – zachęcił mnie, uśmiechając się delikatnie.
- Ale jesteś pewien? Ogień ci nie będzie przeszkadzał? – dopytałem, nie chcąc oczywiście mu przeszkadzać. Przecież mogę zgasić świeczki i pójść grzecznie spać, a książkę poczytam następnym razem, jak będę miał więcej czasu.
- Nie będzie. Tylko nie przesadzaj z czytaniem – dodał, idąc do łóżka.
Zadowolony ruszyłem za nim, siadając wygodnie na łóżku, i zabierając się za czytanie, kiedy tylko już było mi dobrze. Mikleo za to położył się obok, przytulając się do mnie i zamykając swoje oczy. I podczas, kiedy on od dawna spał, ja czytałem, i czytałem, dając się całkowicie ponieść książkę. I w pewnym momencie jakoś tak... sam nie wiem. W jednej chwili czytałem, a w drugiej wzrok mi się trochę zaczął rozmywać i chyba zasnąłem z książką w ręce i przy zapalonych świeczkach.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz