Trochę się uspokoiłem, ale jednak nadal byłem przerażony jego stanem. Raz było mu zimno, raz gorąco, jeszcze innym razem chciał, bym go przytulił... jedyne, co mi przychodziło na myśl, to zabranie go nad jezioro, ale wtedy pojawiał się problem z dziećmi, nad którymi pewnie nie zapanuję, jeżeli będę miał pod opieką jeszcze Mikleo. Chyba, że bym poprosił Lailah, by została na jeden wieczór z dziećmi na wypadek, gdyby jednak się w nocy obudziły i potrzebowały chwili uwagi. Co prawda, niezwykle rzadko się to zdarza, z reguły spokojnie przesypiają calutką noc, no ale nigdy nic nie wiadomo, to tylko dzieci, czasem może im się zdarzyć jakiś taki zły sen, czy coś... a ja bym wtedy zajął się Mikleo. Tylko pytanie, czy wieczorem nie będzie mu za zimno. Nie wiem, kiedy jest mu za zimno, kiedy za gorąco, mam wrażenie, że to takie trochę losowe jest.
- Wieczorem postaram się cię wziąć nad jezioro – powiedziałem, gładząc go po policzku, ale nie wiedziałem do końca, czy powinienem to robić. Mikleo teraz musi się chłodzić, nie ocieplać o moje ciało. Co prawda miałem wrażenie, że moja skóra jest lodowata w porównaniu z tą jego, ale przytulanie się to jeden ze sposobów, by jak najszybciej się ogrzać, dlatego jednak lepiej unikać takiego dużego dotyku.
- Nie mam ochoty iść nad jezioro – wymamrotał, czym zmartwił mnie jeszcze bardziej. Jak to Serafin wody nie chce do wody? Przecież... to sensu za bardzo nie miało.
- Nie będziesz iść. Wezmę cię na ręce i tam zaniosę – kontynuowałem, gładząc go po poliku. – Odpoczywaj tu sobie, ja pójdę się zająć dziećmi. Przyjdę do ciebie za godzinę – odparłem, słysząc wołanie Hany z dołu.
- Mhm – mruknął tylko całkowicie zanurzając się w wodzie, łącznie z tą nieszczęsną ręką. I znów później będę musiał uważać przy wycieraniu go z wody... no nic, jakoś sobie z tym poradzę, wczoraj sobie radę dałem, dzisiaj też dam sobie radę. Nie mam za bardzo wyjścia, szczerze mówiąc. Może jak jakimś cudem uda mi się ustabilizować temperaturę jego ciała, znów odwiedzimy Misaki, by zerknęła na tę jego rękę, czy nic się z nią nie stało.
Tak więc zszedłem do dzieci, by poświęcić im trochę uwagi, pobawić się z nimi, poczytać im, a później jeszcze zrobić obiad, który tym razem będę musiał robić od początku, a nie tylko podgrzać, bo kurczaka rozdzieliłem pomiędzy siebie, dzieci a zwierzaki, by dzieciaki trzeci raz z rzędu nie jadły tego samego. Przygotowując obiad od razu zaangażowałem w to dzieci, by trochę skupiły się na pomaganiu mi, a nie na pytaniu o mamę. Chociaż, dzisiaj tak niezbyt o nią pytały, ale to lepiej dla mnie. Im mniej chcąc do niej iść, tym ja mniej płaczu muszę znosić.
Po obiadku maluchy tradycyjnie poszły spać, a ja, zamiast posprzątać, po prostu ciepnąłem wszystko do zlewu i poszedłem sprawdzić, co z moim Mikim. W końcu są rzeczy ważne i ważniejsze. Posprzątać można później, a Mikleo trzeba sprawdzić jak najszybciej. I zanieść mu zioła, zaaplikować maść... wpierw jednak wyciągnę go z balii. I zobaczę, czy to cokolwiek mu pomaga. Mam nadzieję, że tak, bo to na razie jest wszystko, co jestem w stanie mu zaproponować.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz