Zmarszczyłem brwi na jego słowa, troszkę ich nie rozumiejąc. Czy on mi sugeruje, że ja się nie starałem? Ale jak to się nie starałem? Przecież się starałem. Nie moja wina, że wystarczyło delikatnie podrażnić jego brzuch, by jego ciało już zaczęło drżeć w ten przyjemny sposób, wskazując mi tym samym, że mu przyjemnie jest. A skoro jest mu przyjemnie, to po co to zmieniać? Poza tym, jak ja się staram przedłużać grę wstępną, to spotykam się z pospieszaniem z jego strony. Idąc tym tokiem rozumowania nie mam pojęcia, o co mu chodziło.
- Ale że co ja mam teraz zrobić? – zapytałem, marszcząc brwi, co pewnie nie było zauważalne przez to, że panowały tu straszne ciemności bo żadna świeczka się nie paliła. Dlatego tak niezbyt lubiłem seks o tej porze, bo z reguły idziemy prosto do łóżka, nie paląc świeczek, bo jednak chyba nigdy nie wiemy, czy pójdziemy spać, czy może jednak wniknie z tego coś więcej. A ja lubiłem widzieć mojego Mikleo. Lubiłem widzieć jego twarz, kiedy pieściłem jego ciało, podziwiać rumieńce na jego twarzy, które pojawiały się, kiedy przeciągałem przyjemność do granic jego możliwości, przyglądać się jego zamglonym oczom... ale przy dzieciach z reguły tylko wieczorem mamy chwilkę dla siebie.
- Postarać się – wyznał z pięknym uśmiechem.
- Ale jak ja mam się postarać, jak mi zabierasz dostęp do brzucha? Do twojego cudnego i smukłego brzucha, który jest tak cudownie wrażliwy na moje dłonie i usta? – spytałem, odwracając go tak, bym mógł go widzieć. Znaczy, to było trudne, bo było ciemno, ale dzięki światłu księżyca, które wpadało przez okno coś tam dostrzec mogłem. Zima ma wiele wad, ale ma jedną ważną zaletę, otóż będzie można palić w kominku. Ogniem. A ogień daje światło przecież.
- Pomyśl, Sorey. Zrób coś, co zachęci mnie do twojego pomysłu – wyznał, nie przestając się uśmiechać, ale tym razem jego pozycja była nieco bardziej otwarta.
- Obawiam się, że myślenie nie jest moją mocną stroną – powiedziałem, chwytając za jego nadgarstki i kładąc je po obu stronach jego głowy, troszkę go tym samym unieruchamiając. Teraz jednak nie miał nic przeciwko, nie to co chwilę temu. Czyli... to staranie się to unieruchomienie go? Pokazanie troszkę swojej siły? To nawet miałoby troszkę sensu, w końcu z jakiegoś dziwnego powodu mój Miki lubi, kiedy pokazuję troszkę swoją siłę. Czasem nawet troszkę bardzo. Nie za bardzo to rozumiałem, ale każdy miał swoje małe dziwactwa. Ja lubiłem podziwiać Mikleo w sukienkach, bo przecież w nich wyglądał cudownie uroczo, jedocześnie podkreślając jego idealną talię, która była stworzona do moich dłoni. Znaczy się, może nie dosłownie, ale taka się wydawała, bo idealnie do nich pasowała. – Postaram się jednak posłuchać się instynktu – dodałem, zbliżając się do jego ust, by móc je ucałować, co Mikleo z chęcią odwzajemnił. Chyba spełniłem jego wymagania. A nie zrobiłem dużo. To dobrze? Niedobrze? Nie mam pojęcia.
Nie myśląc o tym za dużo, bo to nie była moja mocna strona, pocałunkami zszedłem na jego szyję i obojczyki, a następnie podwinąłem tę jego nieszczęsną koszulę, tylko na chwilę odrywając dłoń od jego nadgarstka. A kiedy miałem już pełen dostęp do jego brzucha, obdarowałem go pieszczotami; zostawiałem pocałunki, delikatnie podgryzałem czy zasysałem skórę, czując to przyjemne drżenie ciała, które tak bardzo chciałem poczuć.
- I? Zachęciłem cię do swojego pomysłu? – zapytałem, na chwilę odsuwając się od jego ciała, by móc spojrzeć na zarys jego twarzy.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz