Łóżeczkami dzieci przejmowałem się najmniej, no bo czym tu się przejmować? Jak przyjdą, to przyjdą, zaniosę je na górę, wstawię w miejsce starych, a te mniejsze zaniosę albo na strych, albo do piwnicy, jeszcze nie wiem, gdzie będzie mi łatwiej. A może po prostu przeniosę je do szopy i po prostu porąbię, to będziemy mieć trochę drewna na zimę? W końcu, po co nam te łóżeczka? Raczej nie planujemy kolejnych dzieci, a przynajmniej nie w jakimś bardzo bliskim czasie, bo nie wiem, jak Miki, ale ja po odchowaniu bliźniaków chciałbym trochę pozwiedzać. Co jak co, ale to czytanie tak trochę mnie nakręciło na odwiedzenie kilku ruin, zwłaszcza o tych, o których mi opowiadał. Chociaż, czy on je chciałby odwiedzić? Nie wydaje mi się. W końcu, już raz je zwiedzał, więc po co miałby to robić drugi raz? Zwłaszcza, że pamięć ma dosyć dobrą. Trzeba więc będzie znaleźć inne ruiny. Takie, w których oboje nie byliśmy i które go nie skrzywdzą, także wszelkie świątynie ognia czy coś w ten deseń, bo Mikleo na pewno nie da w końcu rady przebywać. I może nie tutaj? W sensie, nie w tym kraju. Może polecielibyśmy gdzieś indziej? Czytałem o krainach, w których panuje wieczna zmarzlina. I o wyspach ze złotym piaskiem położonych na morzu. Tak, naprawdę sporo rzeczy chciałbym zwiedzić... Ale to za kilkanaście dobrych lat. Wpierw trzeba się skupić na tych łóżeczkach, i dzieciach. To jest bardziej aktualny problem i aktualne moje zmartwienie.
– Pójdę już powoli im przygotować kąpiel – odpowiedziałem zauważając, że dzieciaki już całkiem sporo zjadły i niedługo skończą.
– Dobrze – odpowiedział Mikleo, zmywając naczynia, co miałem zrobić wcześniej ja, ale za bardzo mnie do tego nie dopuścił.
Nim udałem się na górę podszedłem do niego, przytuliłem się do jego pleców i ucałowałem w policzek, jeszcze przed chwilę trwając w tym uścisku. Dopiero po tym skierowałem się na górę, zapalając po drodze każdą najmniejszą świeczkę, by Miki miał widniej i o nic się nie potknął przypadkiem, niosąc na rękach jedno z naszych dzieci. Doskonale wiedziałem, że te schody potrafiły być nieco zdradliwe. Tak więc powoli przygotowałem kąpiel dla dzieciaków, wróciłem po nie, pomogłem Mikleo je umyć i po tym położyć spać.
Kiedy już maluchy spały, mieliśmy chwilę dla siebie, co wykorzystaliśmy na wspólną kąpiel. Trochę martwiłem się, że Miki miałby siedzieć w ciepłej wodzie, doskonale wiedząc, że woli chłodną, no ale Miki, jak to mój Miki, nie chciał słuchać o oddzielnej kąpieli i stwierdził, że taka woda mu nie przeszkadza.
– Musimy ci kupić nową koszulę do spania – odpowiedziałem, przyglądając się, jak zakłada na swoje ciało tę starą, która miała już dobre kilka lat i było to po niej widać. Kolor się sprał, brakowało chyba ze dwóch guzików i po prostu była jakaś taka... no, po prostu lepiej wyglądałby w nowej koszuli. I na pewno też czułby się lepiej.
– A co złego jest w tej? – zapytał, przyglądając się jej z każdej ze stron.
– No jest już stara. I trochę zniszczona. Widziałem dzisiaj na targu takie same, może ci wezmę jedną? – zaproponowałem, przyglądając się mu z uwagą. Kurde, że też wcześniej o tym nie pomyślałem... Coś mi w głowie świtało, ale co konkretnie, to wtedy jeszcze nie pamiętałem i skojarzyłem to dopiero teraz.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz