Z łagodnym uśmiechem, który pojawił się na moich ustach, kiwnąłem głową, dając mu tym samym pozytywną odpowiedź, oj tak byliśmy, to w końcu tam spotkaliśmy nie kogo innego jak Alishe, zapewne, gdybyśmy tamtego dnia nie złamali zakazu dziadka, nigdy byśmy jej nie poznali, myślę również, że nigdy nie wydostaliśmy się z Azylu, gdyby nie ta jedna nasza zachcianka i chęć zrobienia na złość naszemu dziadkowi.
- I jak tam było? Opowiedz mi? - Zapytał, z widocznym zaciekawieniem.
- A może, zamiast ci opowiedzieć, kiedyś się tam wybierzmy? - Zaproponowałem, wiedząc, że to, co mu powiem, nie odwzoruje tego, co mógłby tam zobaczyć.
- No właśnie kiedyś, nie chce czekać aż tak długo - Mruknął, niepocieszony patrząc na mnie ze smutkiem.
- No dobrze, już dobrze opowiem ci - Zgodziłem się, nie chcąc sprawiać mu przykrości, tym bardziej że teraz jak dziecko potrafi różnie na to zareagować. - No to może od początku.. - Zacząłem opowiadać mu, jak się tam dostaliśmy, jak zwiedzaliśmy potrzebne ruiny, które wyglądały, jakby miały się pod nami zawalić, opowiedziałem mu również o tym, jak spotkaliśmy tam Alishe, która szukała pasterza, tu oczywiście musiałem opowiedzieć mu, kim jest i kiedyś był kiedyś pasterz, którym i on sam kiedyś był, Sorey nie dowierzał mi na początku, słuchając mnie z zapartym tchem no i proszę, miał mi czytać książkę, a koniec końców to ja mu opowiadam historię z naszej przeszłości.
- Łał, my naprawdę sporo zwiedzaliśmy - Wyznał, rozmarzony tym, co ode mnie usłyszał. - Nabrałem ochotę na zwiedzanie ruin - Dodał po chwili, przeglądając stronę po stronie, troszeczkę mi się rozmarzył, no cóż w przyszłości gdy dzieci będą większe, a my będziemy mogli je zostawić u cioci, może wyruszymy w podróż do jednych z dawnych ruin.
- Obiecuję ci, że kiedyś się ta wybierzemy, ale najpierw musimy jeszcze trochę poczekać aż dzieci podrosną - Wyznałem, kładąc głowę na jego ramieniu.
- No tak, najpierw musimy wychować dzieci - Zgodził się, kiwając delikatnie głową, skupiając się na książce, tym razem nie czytając już nic na głos, chyba naprawdę się wciągając, w to, co tam się znajduje, no kto by się spodziewał, mimo tego, że już nie jest tym dawnym mężczyzną, którego kiedyś poznałem to wciąż a te same pasje, pasje, które wspólnie dzielimy, a to cieszy mnie najbardziej.
Dając mu się nacieszyć tym, co może przeczytać, zamknąłem oczy, nie przeszkadzając mu w czytaniu, samemu dając sobie odpocząć.
Nie za wiele mając do robienia, powoli mi się przysypiało no i tak sobie myślę, że bym sobie zasnął, gdyby nie to, że nasze dzieci wybudziły się ze snu, głośno nas o tym informując. Odruchowo jak to miałem w zwyczaju wstałem z łóżka, robiąc to w tej samej chwili co i mój mąż.
- Miki, odpocznij sobie, a ja zajmę się dziećmi - Poprosił, na co nie mogłem się zgodzić, dzieci są naszym wspólnym stworem i dlatego oboje powinniśmy się nimi zajmować, bo coś tak czuje, że teraz po ty jak już się wyspały, mogą chcieć naszej uwagi, a to oznacza, że tak szybko spokoju nam nie dadzą.
- Oj nie mój drogi dzieci wołają nas obu nie tylko ciebie lub nie tylko mnie, a więc nie mogę cię puścić tam samego, z resztą nie jestem zmęczony, już odpocząłem - Przyznałem, całując go w policzek, nim ominąłem go w drzwiach, idąc w stronę pokoiku dla dzieci, które już niedługo będę spały osobno, ciekawe jak ciężko będzie im się przyzwyczaić i jak długo będzie to trwało, aby się przyzwyczaiły do samotnego spania w oddzielnych pokojach.. Oby nie za długo, bo i tego możemy nie wytrzymać zbyt długo.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz