sobota, 31 sierpnia 2024

Od Mikleo CD Soreya

Nic mi nie było, to znaczy straciłam dużo krwi, natomiast regulacja ilości krwi rozpoczęła się u mnie od razu po zaprzestaniu pobierania mojej krwi, a do całkowitego unormowania organizmu potrzebowałbym trzy, a nawet cztery dni myślę, że ten czas już minął, a ja po kąpieli w jeziorze na pewno poczują się znacznie lepiej, a moje ciało powróci do pełni zdrowia. Zdecydowanie brakuje mi wody, a mój organizm nawet nie próbuje tego ukrywa.
– Sorey spokojnie, moja krew na pewno już się zregenerowała, zobaczysz po kąpieli w jeziorze będę czuł się dobrze, a nawet bardzo dobrze znów, wracając do pełni sił – Zapewniłem, całując go w policzek powoli, wyruszając z nim w drogę do jeziora.
– Obyś miał rację – Prowadząc mnie powoli w stronę jeziora za bardzo się o mnie martwiąc.
Zadowolony po dostaniu się do jeziora zanurzyłem swoje ciało odczuwając ulgę i chłód którego zdecydowanie potrzebowałem.
 Z ulgą opadłem na samo dno pozwalając wodzie całkowicie mnie pochłonąć, lecząc mojego ciało i duszę, dając to czego najbardziej potrzebowałem, regeneracji i siły pozwalającej znów wrócić do codzienności.
Wcale nie tak szybko wynurzyłem się spod tafli wody, potrzebując znacznie więcej czasu, niż na początku mogłem sobie wyobrażać.
– Lepiej się czujesz? – Sorey, dostrzegając mnie podpływającego bliżej, od razu wyciągnął swoją dłoń, którą uchwyciłem, opierając się na jego udach.
– Czuję się znacznie lepiej – Przyznałem, uśmiechając się do niego pięknie tak jak lubi i tak jak chce, nie chcę się chwalić, ale jestem idealny w robieniu tego, na co on ma ochotę i mówieniu tego, co usłyszeć chce, dostając w zamian to czego potrzebuje, i to czego po prostu chcę.
– I nie jesteś gorący – Ucałował mnie w czoło, kładąc dłoń na policzku kciukiem, gładząc moją dolną wargę, podgryzając swoją, patrząc na mnie jak na ofiarę, którą chciałby skosztować, niesamowite, jaką mam nad nim władzę, jestem tylko zwykłym aniołem znacznie słabszym od demona, natomiast mam coś, co kocha i coś, co bardzo mu się podoba, nie tylko w wyglądzie, ale w krwi, którą chętnie pije.
– Nie jestem, bo dzięki twojej dobroci, mogłem doprowadzić swoje ciało do porządku – Wymruczałem, patrząc mu prosto w oczy.
– A więc jestem wspaniałomyślnym panem – Stwierdził, drażniąc palcem moją dolną wargę.
– Oczywiście, nie mógłbym tego zaprzeczyć – Uśmiechnąłem się zadziornie, wspinając na jego kolana, potrzebując jego bliskości, moje ciało doszło już do siebie, ale umysł potrzebował jego bliskości, jego głosu i dotyku który tak bardzo kochałem.
Jego warga delikatnie uniosła się do góry, a dłonie znalazły się na biodrach, trzymając mnie w swoim uścisku.
Zadowolony wtuliłem się w jego ciało nie przejmując się tym, że jestem zimny i mokry, Sorey nie wydawał się być tym specjalnie przejęty, dlatego tak sobie siedziałem, nie chcąc się od niego odsunąć.
Mój mąż gładził moje plecy, dając mi tyle czasu, ile potrzebuje w jego ramionach, ciesząc się jego bliskością.
– Powinniśmy wracać już do domu – Usłyszałem spokojny głos Soreya.
– Jeszcze chwilę, tak dobrze mi tu przy tobie – Zadowolony nawet nie myśląc o tym, aby odsunąć się od niego, chcąc skorzystać z czasu sam na, sam, wiedząc, że w domu sami już nie będziemy.

<Pasterzyku? C:> 

Od Haru CD Daisuke

On naprawdę chciał zrobić mi na złość specjalnie mnie rozpraszając najwidoczniej wciąż było mu mało ale dopiero co wstał oj moje mały niewyżyty pani a to mi powie że podczas pełni oczekuję więcej jego uwagi nie tylko tej psychicznej ale i fizycznej.
- Ja mój drogi cierpliwość mam. Ty natomiast stąpasz po cienkim lodzie który zaraz może się pod tobą załamać - Chwyciłem jego nogę doskonale wiedząc co siedzi w jego głowie powstrzymując go przed drażnieniem mojego uda.
- Ja? Przecież ja nic nie robię, jestem grzeczny - Stwierdził, uśmiechając się do mnie zadziornie nie ukrywając zadowolenia malującego się na jego twarzy.
- Oczywiście, w końcu to ja jestem tym nierozumiejącym głupiutkim pieskiem który myśli tylko i wyłączni o jednym męcząc swojego pięknego i jakiego wspaniałego panicza - Rozbawiony nachyliłem się nad nim łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku co mój ukochany chętnie odwzajemnił trwając tak aż do chwili braku tchu w naszych płucach.
- Tak możesz mi mówić - Zadowolony patrzył mi w oczy kładąc dłonie na moich ramionach.
- Mogę ci mówić wszystko co tylko chcesz usłyszeć ale tyle pod warunkiem, że tak uważam, nie kłamstwo mi w głowie - Ucałowałem go w nosek muszę odsunąć się od jego ciała, musząc szybko zdjąć garnki z ognia nie chcą aby przypalił się obiad, szkoda byłoby mojej pracy za dużo czasu nad nim spędziłem aby teraz się spaliło.
- Co tam ciekawego gotujesz? - Zapytał zaciekawiony przyglądając się uważnie jedzeniu które właśnie dla nas robiłem.
- Smażony makaron z piersią z kurczaka i warzywami - Wyjaśniłem stawiając ponownie jedzenie na ogniu, tym razem pilnując aby nic się nie przypaliło.
Oczywiście moje oczy podążały za moim pięknym ukochanym natomiast musiałem pilnować się aby przypadkiem niczego nie zepsuć, na mojego męża będę miał czas po obiedzie, teraz musimy skupić się na posiłku który był nam potrzebny do regeneracji sił. Co jak co ale kalorii sporo spaliliśmy podczas seksu teraz trzeba to nadrobić aby znów móc sobie poszaleć.
- Zapraszam moje piękne miłości na posiłek prosto z serca - Postawiłem wszystko na stole chwytając jego dłoń którą ucałowałem prowadząc w stronę stołu gdzie wszystko było już przygotowane.
- Czegoś tu brakuje - Na jego słowa zmarszczyłem brwi nie rozumiejąc czego może tu brakować, o czym zapomniałem? Chyba o niczym
- Czego? - Dopytałem, chcąc wiedzieć co mogę zrobić aby sprawić mu przyjemność na każdym możliwym kroku.
- Do tak pięknie wyglądającego, pachnącego i zapewne smakującego posiłku potrzebne jest wino - No tak o tym nawet nie pomyślałem, wino to doskonały pomysł.
- Oczywiście, już się robi - Od razu ruszyłem do piwniczki z które wyniosłem wino przynosząc je do stołu, oczywiście nie mogłem go postawić, musiałem nalać wino do lampek stawiając je na stole.
- Smacznego - Życzyłem mu smacznego zajmując miejsce tuż obok niego.
- Dziękuję - Mój panicz od razu zabrał się za jedzenie delektując się jego smakiem. - Jak zawsze smakuje bardzo dobrze - Pochwalił mnie sprawiając mi tym dużo radości, lubiłem kiedy mnie chwalił próbując nie tylko te znane posiłki ale i te pierwszy raz przez niego próbowane, oczywiście spod mojej ręki czując, że już nie raz jadł je spod ręki innego kucharza.
- Bardzo mnie to cieszy, staram się dla ciebie - Przyznałem, uśmiechając się do niego ciepło, nie ukrywając zadowolenia z pochwały.

<Paniczu? C:>

piątek, 30 sierpnia 2024

Od Soreya CD Mikleo

 Więc moja Owieczka miała ochotę na pójście do jeziora... obiecałem mu to wczoraj, owszem, ale jak teraz sobie o tym pomyślę, to nie wiem, czy to taki dobry pomysł. Przecież on był dalej słaby, i ciepły, a jezioro trochę daleko jest. Sądziłem, że szybciej będzie wracał do siebie, ale coś mu w tym najwidoczniej przeszkadza. Szkoda, że nie mogłem zabić tamtego obrzydliwca raz jeszcze, zasługiwał na to. Tyle dobrego, że długo umierał; jego krzyki niosły się po lesie jeszcze przez długie godziny. Niby powinienem być usatysfakcjonowany takim zakończeniem dla niego, ale jak tak sobie myślę, to jednak było za mało. Mogłem skrzywdzić go brutalniej, być bardziej bezwzględny, ale w głowie miałem Mikleo, i chciałem go tylko unieruchomić, by Banshee mogła się nim zająć. 
- A dasz radę tam dotrzeć, i się w nim wykąpać? To trochę daleko, a ty dalej słaby  jesteś – odezwałem się niepewnie, gładząc kciukiem jego dolną wargę. 
- Dam radę. A jak nie, to mam przy sobie silnego męża, który na pewno mnie tam zaniesie – powiedział, uśmiechając się łagodnie. 
- Jeżeli nie będzie innego wyjścia, to tak uczynię, tylko nie wiem, czy to będzie miało jakiś sens, bo jak nie będziesz potrafić iść, to i nie będziesz potrafić pływać – wyznałem, dalej zmartwiony. 
- Nie muszę pływać, wystarczy, że wejdę do wody, już będę się czuć lepiej. I nie jestem aż tak słaby, dam radę tam dotrzeć, nie czuję się tak źle – zapewnił mnie, a ja chyba musiałem mu zaufać, chociaż dalej czułem niepewność. 
- Zobaczymy. Dam ci zaraz coś do ubrania – stwierdziłem, wstając z łóżka, nie mogąc mu przecież pozwolić wyjść, kiedy jest ubrany tylko w moją koszulę. Co prawda, idziemy tylko nad jezioro, gdzie ludzie raczej nie chodzą, ale kto ich tam wie. Jak jest ciepło, tak jak teraz, ludzi ciągnie do wody. Wokół miasta jest oczywiście rzeka, ale może się jakiś odludek zawsze wyłamać i przyjść tu do nas. 
Pomogłem Mikleo ubrać się w krótkie spodenki oraz luźną koszulkę, bo jego ciało dalej drżało pod wpływem jakiegokolwiek większego wysiłku. I on mi mówi, że nie jest słaby... nawet sobie nie wyobrażam, jaką krzywdę by sobie zrobił, gdyby mnie tu przy nim nie było. Na szczęście jestem obok, i już zawsze będę pilnował w każdej domenie jego życia. Tylko będę musiał uważać na to, by iluzja kryjąca mój demoniczny wygląd nie znikała, bo po ostatniej mojej zbrodni zacząłem wyglądać. I wtedy był tak osłabiony, że nie do końca był świadom tego, jak wyglądam. To może nawet lepiej. Domyślam się, że pojawienie się łusek i rogów nie wpłynęło korzystnie na mój wygląd. 
- Gotowy? Nie wolisz wcześniej czegoś wypić, zjeść? Mogę ci przygotować coś słodkiego – zaproponowałem, czesząc jego włosy, musząc je także przecież przed wyjściem ogarnąć, by było mu wygodnie. 
- Chcę tylko się znaleźć nad jeziorem – wyznał, na co pokiwałem głową. Skoro taka była jego wola... 
- Dobrze, ale jakbyś czuł, że coś jest nie tak, to daj mi znać, dobrze? Nie nadwyrężaj swoich sił, nie musisz wracać do zdrowia w raptem kilka dni, daj swojemu ciału czas – poprosiłem, całując go w czubek głowy. Przecież nie musi się niczym przejmować, ja tu się wszystkim zajmę, i dzieci też mi przecież pomogą, nie są już małe, chociaż dalej się wiele muszą nauczyć. 

<Owieczko? c:>

Od Daisuke CD Haru

 Zasnąłem, nim w ogóle udało mi się pomyśleć o czymś innym, a obudziłem się godzinę, może dwie później. Nie chciałem za bardzo zasypiać, w końcu dzień dopiero co się rozpoczynał, a ja już miałem spać? Mój organizm jednak mówił coś kompletnie innego, co mi się nie podobało, bo dlaczego już miałby być zmęczony? Kiedyś przecież stosunek mnie tak nie wykańczał. Może się już starzeję? Już w końcu trzydziestka zaraz na karku, poważny wiek, średnia długość życia przeciętnego człowieka. Co prawda, ja przeciętnym człowiekiem nie jestem, mam zapewniony stały dostęp do jedzenia, picia, opieki medycznej, środków higieny, no i oczywiście dach nad głową, te czynniki mają znaczący wpływ na długość życia, ale i tak jest to dosyć niepokojąca myśli. 
Podniosłem się do siadu, przecierając ręką twarz i od razu zauważyłem, że jestem tu sam. To akurat nie powinno mnie dziwić, przecież on nie może usiedzieć na tyłku nawet, jak powinien to robić. W sumie, gdybym miał tyle energii, co on, też bym pewnie nie potrafił siedzieć. Nawet nie mając tej energii też nie lubię siedzieć bezczynnie, gdybym tylko miał tu jakąś pracę, to zaraz bym ją wykonywał. Nawet dobrze się czułem, kiedy mogłem trochę wykazać i dla Haru przy robieniu jedzeniu, co prawda nie zawsze wiedziałem, co robię, i nie zawsze to przygotowywanie posiłków wychodziło mi tak, jak chciałem, ale coś robiłem, i to było bardzo miłe. 
Wpierw musiałem udać się do łazienki, by ogarnąć swoje ciało, a także sukienkę. Seks, jakkolwiek przyjemny by nie był, miał jedną, znaczącą dla mnie wadę, był brudny, niezależnie od tego, z jaką płcią się go uprawiało. Dokładnie się umyłem, by być świeży i pachnący, a po tym zająłem się za wypranie sukienki, a tak właściwie tych jej części, które były brudne, od mojego nasienia, bądź nasienia Haru. Na szczęście bardzo brudna nie była, a że było gorąco, to mogłem ją założyć raz jeszcze, bo zaraz ten mokry miejscami materiał wyschnie, a trochę szkoda, by tak się na jeden raz zmarnowała, zwłaszcza, że nie była aż taka zła. Owszem, miała dużo jakichś takich falban, i dalej nie za bardzo wiedziałem, co robić z tymi rękawami, ale poza tym była wygodna. I bardziej niż sukienkę przypominała mi szaty, które to noszone były przez arystokrację w innej epoce, co widziałem na rycinach. Coś takiego mogę nosić nieco częściej, ale te nie za często, by mu coś głupiego do głowy nie wpadło i nie sprawiał mi częściej takich prezentów. Za dobrze mieć nie może. Ja często spełniałem jego zachcianki, a on nie chciał chociażby pojawić swoich uszu i ogona dla mnie. 
- Obiad będzie nieco trochę pó... – odezwał się Haru, który nagle zamilkł, zauważając mnie w kuchni, w tej sukience. 
- Trochę później, zrozumiałem – powiedziałem spokojnie, podchodząc do niego i siadając na wolnym blacie. Usiadłbym na krześle, ale tak się złożyło, że krzesła oraz stoły, który były w domu, zostały zniszczone podczas walki, i teraz jedyne meble tego typu, jakie się ostały, to te na tarasie. – Co się tak patrzysz? Źle wyglądam? – spytałem, zmartwiony tym faktem, i zacząłem rozglądać się za czymś, w czym mógłbym zobaczyć swoje odbicie, by się przejrzeć. Wydawało mi się, że wyglądałem dobrze, jak się przeglądałem w lustrze w łazience, no ale chyba czegoś mogłem nie zauważyć.
- Nie, nie, wyglądasz wspaniale, tylko strasznie mnie rozpraszasz – odpowiedział, kładąc gorącą dłoń na moim policzku. 
- To będzie dobra lekcja dla ciebie, byś się uczył panować nad emocjami – uśmiechnąłem się niewinnie do niego, nogą drażniąc jego wewnętrzną stronę ud. 

<Piesku? c:>

Od Mikleo CD Soreya

Sorey miał rację jeszcze nie do końca byłem zdrowy, potrzebowałem odpoczynku, bez którego nie będę w stanie dojść do siebie.
Zrobiłem to, co rozkazał, pijąc grzecznie swój gorący napój od razu, czując się lepiej, no trochę lepiej mój organizm potrzebował cukru, a to właśnie mój cudowny mąż mu zagwarantował, zaspokajając jedno pragnienie mojego organizmu.
– Dobra owieczka – Pogłaskał mnie po głowie jak małe dziecko całując w czoło. – A teraz się ładnie połóż – Polecił, otrzepując porządnie poduszkę, którą podłożył mi pod głowę.
– Dziękuję – Położyłem się na poduszce, odczuwając spokój wymieszany ze zmęczeniem.
Sorey położył swoją dłoń na mojej głowie, głaszcząc mnie po włosach.
Zmęczony podporządkowałem się pozwalając odesłać do krainy snów.

Kiedy to ponownie otworzyłem swoje oczy słońce za oknem było bardzo wysoko budząc we mnie chęć wstania z łóżka i zrobienia czegoś, czegokolwiek co byłby w stanie pomóc mojej rodzinie, a jak wiadomo leżeniem na pewno niczego nie wskóram.
Moja myśl, jak szybko się pojawiła tak szybko została odepchnięta na bok z powodu Soreya leżącego po drugiej stronie łóżka co dostrzegłem, odwracając głowę w drugą stronę.
– Jeszcze nie jesteś w pełni sił, a już planujesz coś robić? Oj, niedobra z ciebie owieczka – Mówiąc do mnie położył dłoń na moim policzku, głaszcząc mnie po nim.
– Chcę się do czegoś przydać – Wyznałem, uśmiechając się do niego najpełniej, jak to tylko ja byłem w stanie się uśmiechnąć.
– Ok przydarz mi się do wielu rzeczy, ale dopiero po całkowitym dojściu do siebie, na razie musisz odpoczywać – Zarządził, wyprzedzając moje wyślij.
Teraz nie jestem pewien czy ten pakt naprawdę był takim dobrym pomysłem, trochę lepiej było mi bez niego.
– Dlaczego uważasz, że lepiej było bez paktu? Aż tak ci z nim źle? – Sorey po raz kolejny naruszył moją prywatność, chcąc wiedzieć dosłownie wszystko.
– Pewnie, gdybyś dał mi powiedzieć, nie szukając w moich myślach od razu byś się dowiedział – Westchnąłem cicho patrząc na jego twarz. – Nie mam nic przeciwko, w końcu sam się na to zgodziłem, miło by jednak było, gdybyś szanował moją prywatność tak jak i ja chcę szanować twoją – Wytłumaczyłem, pamiętając czasy naszego paktu szanującego naszą wspólną prywatność.
– Jeśli tak bardzo ci na tym zależy uszanuje twoją prywatność, a przynajmniej spróbuję – Ta odpowiedź bardzo mi się podobała, nie chcę, aby słyszał dosłownie wszystko, szanujmy, chociaż trochę swoją prywatność.
– I to mi wystarczy – Ucałowałem jego usta, uśmiechając się łagodnie. – Kocham cię – Wyszeptałem, patrząc prosto w jego demoniczne oczy, które już nie były rubinowe, a krwawo czerwone, podobają mi się tak samo jak każde inne.
– I ja ciebie owieczko – Położył dłoń na moim policzku, do którego od razu się przytuliłem. – Jest może coś, co mogę dla ciebie zrobić? – Mógł, i to nawet bardzo mógł.
– Chciałbym wykąpać się w zimnej wodzie najlepiej w jeziorze – Od razu powiedziałem mu co chętnie bym zrobił, mając już dość leżenia w łóżku. To znaczy bardzo fajnie się leży, ale teraz wolałbym zrelaksować się w zimnej wodzie.

<Pasterzyku? C:> 

Od Haru CD Daisuke

 Oj tam, to było zdecydowanie to czego potrzebowałem, i to czego chciałem skromność bardziej nakręca, a ja coś o tym wiem, może i się wspominam czasów, których to byłem zabawką wielu facetów, natomiast nauczyły mnie one skromności w dobieraniu strojów do zabawy, takie najbardziej kręcą, zakrywając wszystko to, co zakrywać powinny, pozwalając powoli odkrywać kawałek po kawałku pięknego ciała mojego męża.
– Jestem pewien, że tego właśnie chciałeś twoje ciało jest zakryte, a to zachęca jeszcze bardziej do schrupania cię i dostania się do twojego pięknego ciała – Stwierdziłem, wstając z łóżka, zbliżając się do mojej piękności. – Bardzo ci pasują sukienki – Dodałem, chwytając jego dłoń, aby obrócić wokół własnej osi, uśmiechając się do niego łagodnie.
– No proszę tego się nie spodziewałem – Widziałem zadowolenie na jego twarzy, w końcu lubił przyjmować pochwały, a w tej chwili ma ich naprawdę sporo.
– Wiem, po mnie niewiele można się spodziewać, ale potrafię zaskoczyć – Uśmiechając się zadziornie chwyciłem jego biodra, przyciągając bliżej swojego ciała.
– Chyba nigdy w siebie nie uwierzysz – Westchnął cicho mimowolnie, kładąc dłonie na moich ramionach.
– Nieistotne, w tej chwili wolę zajęć się czymś ciekawszym i bardziej kuszącym, pozwolisz mi na skosztowanie twojego ciała? – Zapytałem z grzecznością, mając na niego naprawdę ochotę, długo nie kochaliśmy się, a obaj potrzebujemy zaspokojenia swoich potrzeb, on, tak jak i ja tego chcę czuję to i wiem, czego potrzebuje.
– Muszę się zastanowić – Stwierdził, trochę mnie tym, bawiąc, no oczywiście, że musi inaczej na złość, by mi nie zrobił.
– Ja poczekam na ciebie – Uchwyciłem jego dłoń, którą ucałowałem, uśmiechając się do niego pięknie.
Daisuke patrzył na mnie z wyższością, czując się jak pan i władca.
– Za takie zachowanie mogę pozwolić ci się mną zająć – Zadowolony nie potrzebowałem niczego więcej dobierając się do jego cudownego ciała.
Oczywiście, gdy tylko trafił na łóżko powoli i z szacunkiem podchodziłem do jego ciała, dbając o najdrobniejszy skrawek jego ciała, chcąc, aby czuł, że wielbię każdy jego kawałek.
Bycie delikatnym w końcu mi się znudziło zresztą i nie tylko mi, mój mąż sam pokazywał mi, czego chce, prosząc o szybsze ruchy, a kim ja bym był, gdybym mu tego nie dał.
Nie byłem dziś zbyt zaborczy, nie byłem również zbyt zachłanny, miałem ochotę na seks jak najprzyjemniejszy dla nas obojga, ale i w tym wszystkim nieagresywny, po tak długim czasie chciałem kosztować to długo i powoli, chciałem, aby mnie czuł w każdy możliwy sposób dziś, chcąc mieć go dla siebie całą noc, dając mu to czego chce, zaspokajając nasze ciała.
Dostrzegając zmęczenie na jego ślicznej buzi musiałem dać mu spokój, nie jeden raz jeszcze będziemy mieli okazję się kochać.
Położyłem się obok niego całując w czoło nakrywając kocem, wiedząc, jak zawsze potrafi być mu zimno, ja naprawdę go nie rozumiem, na dworze jest gorąco, a on potrzebuje koca, no nic ja zawsze akceptuje jego mapę dziwactwa.
Mój panicz nie miał nawet siły ruszyć się z łóżka, widziałem jego zmęczenie, które nie dało mu nawet siły na wyjście z łóżka.
– Śpij – Wyszeptałem, głaszcząc go po tych cudownych miękkich włosach.

<Paniczu? C:>

czwartek, 29 sierpnia 2024

Od Soreya CD Mikleo

Nie rozumiałem go. Czy nie woli być bezpieczny? Będąc ciągle pod moją opieką mogę mu to zapewnić, i wtedy już nigdy nie będzie cierpieć. Tego przecież chce, prawda? Albo raczej nie chce znów przez to przechodzić. Nie wyobrażam sobie, przez co wtedy musiał przechodzić, a ludzie są przecież różni. I okrutni. Co człowiek, to różny, rzekłbym nawet, że w wielu wypadkach demony to przy nich nic. To, że na nas zrzucają całe zło, to nieporozumienie i przykry żart. 
- Ale tylko w ten sposób będę mógł cię chronić. Nie chcę, byś przechodził przez podobne piekło po raz drugi. Albo żeby spotkało cię coś znacznie gorszego – powiedziałem, gładząc go po policzku, który dalej był ciepły. Nie wydobrzał jeszcze za bardzo, może niejasno myśli i jak wydobrzeje, to przyzna mi rację, bo to na razie pewnie jeszcze nie do końca wie, co się dzieje. 
- Ale ja muszę wychodzić. Bez tego nie będę się czuł dobrze, i moje zdanie się nigdy nie zmieni – stwierdził, na co westchnąłem cicho. To niedobrze. Nie mogę drugi raz skazać go na cierpienie. Musi więc istnieć jakieś drugie wyjście, które spodoba się zarówno jemu, jak i mnie. Samego  domu już go więcej nie puszczę. I z Psotką też nie. Kochany z niej psiak, ale to nie jest pies obronny. 
A Banshee to jej całkowite przeciwieństwo. Zwłaszcza teraz, jak już jest większa, i potężniejsza, ma więc więcej możliwości i coś tak mi się wydaje, że spokojnie mógłbym jej powierzyć mojego męża.
- Samego na pewno cię nie będę puszczać. Będziesz musiał wychodzić z Banshee, albo ze mną. Innej możliwości nie widzę – odpowiedziałem, stawiając mu ultimatum. Albo się na to zgodzi, albo będę mu budował złotą klatkę. Innego wyjścia ja tutaj nie widzę. 
- A Banshee będzie chciała za mną chodzić? – spytał, na co moja psinka zaszczekała wesoło. 
- Co to za głupiutkie pytanie, oczywiście, że będzie. I będzie cię pilnować za wszelką cenę. Należysz przecież do jej stada, więc to oczywiste, że cię będzie bronić – uśmiechnąłem się łagodnie, drapiąc za uszkiem moje maleństwo, które już takim maleństwem nie było. Dobrze, że jeszcze żyła, kiedy ją znaleźliśmy... chociaż, gdyby jej nie było, dalej mieszkalibyśmy w Azylu, gdzie Miki byłby bezpieczny, i nic tak strasznego by się mu nie stało. 
- No to chyba muszę się zgodzić – odezwał się, chociaż nie brzmiał na bardzo szczęśliwego  tego powodu. 
- To dla twojego bezpieczeństwa, kochanie – powiedziałem, całując go w policzek. I tak trochę ryzykowałem. Znaczy, jestem pewien, że Banshee by się świetnie wywiązała ze swojego zadania, ale jednak lubię, kiedy to ja mam wszystko pod kontrolą. Wtedy jest większe prawdopodobieństwo, że wszystko będzie dobrze, bo ja już bym tego dopilnował. – A teraz wypij ładnie swój napój i połóż się. Dalej musisz wypoczywać. Ciebie też się to tyczy – to zdanie skierowałem do Psotki. Haru trochę podleczył jej rany, ale jeszcze nie jest najlepszym uzdrowicielem, więc te najgłębsze rany się nie zagoiły. I dalej powinna wypoczywać. Psotka od razu trąciła ją łebkiem, zachęcając ją do opuszczenia pokoju. Czyli ona zajmie się Psotką, a ja Mikim, myślę, że to dobry podział obowiązków. 

<Owieczko? c:> 

Od Daisuke CD Haru

 Pokiwałem powoli głową, nie mając z tym żadnego problemu. Znaczy się, był jeden ogólny problem, który chciałem z nim poruszyć jakoś w najbliższym czasie. A skoro już zaczęliśmy ten temat powrotu wydaje mi się, że to najwyższa pora, by ten problem omówić. Znaczy się problem, dla niego to może nie być problem, ale ja dostrzegam potencjalne komplikacje, które to mogą z tego wyniknąć. 
- Jest jeszcze jednak rzecz, która mnie trochę martwi – powiedziałem, przyglądając się mu z uwagą. – Pełnia. Nie powinna mieć jakoś niebawem mieć miejsca? 
- No... za dwa dni jest. To jakiś problem z tym? – dopytał, co nie za bardzo mnie zaskoczyło. On to postrzega kompletnie inaczej, niż ja. 
- Wydaje mi się, że mogłyby takowe wystąpić. Może przeżyłem z tobą tylko jedną pełnię, ale dostrzegłem już, że jesteś bardzo pobudzony w tym dniu, trudno ci się skupić, usiedzieć na miejscu, i jeszcze oczywiście wzmożona chęć seksu. Biorąc to wszystko pod uwagę, obawiam się, że może być to trochę problematyczne. Czasem masz problem z wysiedzeniem na koniu w taki normalny dzień, więc nie wyobrażam sobie ciebie w podróży w pełnię. Skoro to już za dwa dni, to myślę, że się nikt nie obrazi. Im dłużej cię nie ma, tym bardziej cię docenią – powiedziałem, drapiąc Ami za uszkiem. Mam nadzieję, że w drodze będzie się grzecznie zachowywać. 
- Żeby mnie tylko z tej pracy nie wywalili – westchnął ciężko, czego nie rozumiałem. Czym on się martwi? Przecież ma mnie, a ja nie pozwolę, by go z pracy wyrzucili. Straciliby wtedy dużego sponsora, dzięki któremu w końcu zaczęli się rozwijać, a nikt nie lubi tracić pieniędzy. 
- O to się martwić nie musisz – stwierdziłem, uśmiechając się łagodnie. Może nie jestem zdziałać za wiele, jak chodzi o obronę go przed jakimiś stworami tylu wampir czy ludźmi, ale zadbam o to, by nigdy nie żył w nędzy oraz by miał pracę, którą kocha. To mogę mu zapewnić. No i dziecko, a przynajmniej taką mam nadzieję. Nie wiemy przecież, czy ja jestem płodny, czy on jest płodny, się będziemy o to starać. A jak się nie uda, wtedy rozważę z nim tę adopcję, o której mówił. – Dwa dni nikogo nie zbawią, a podróż nam ułatwią bardzo – dodałem, całując go w policzek. 
- Tak, tak. Chociaż, powoli dostrzegam plusy tej sytuacji. Będę mógł odebrać moją nagrodę – wyszczerzył się głupio, a ja zmarszczyłem brwi w niezrozumieniu. 
- Jaką nagrodę? – spytałem, nie do końca wiedząc, o co mu chodziło. 
- No wiesz, ty w sukience. Tego ci nie odpuszczę – wyszczerzył się głupkowato, na co westchnąłem ciężko. No tak, ja już zapomniałem o tym incydencie... im szybciej, tym lepiej. 
Podniosłem się z łóżka i podszedłem do pakunku, który Haru miał w miasteczku. Zajrzałem do środka, zauważając białą tkaninę. Czemu wybrał biały? Mówiłem mu, że nie wyglądam korzystnie w takim kolorze. Jak mu się nie będę podobał, to będzie tylko i wyłącznie jego wina. 
- Czekaj, zakładasz ją już teraz?  - zapytał zaskoczony, kiedy skierowałem się do łazienki. 
- Oczywiście. Z tego, co pamiętam, miałem ją tylko założyć. Nie wspominałeś o tym, że mam ją mieć na sobie podczas stosunku – powiedziałem, posyłając mu złośliwy uśmiech. Oczywiście, tylko się droczyłem, ale na razie niech sobie myśli, że może tylko popatrzeć.
Kiedy założyłem na swoje ciało jego wybór, trochę się zaskoczyłem. Spodziewałem się czegoś bardziej... odkrywającego. A tu tyko ramiona były odkryte, oraz jedno udo, czyli bardzo grzecznie. Nawet szyja była zakryta, co mi się akurat podobało, nie było widać tej paskudnej blizny po wampirze. Nie za bardzo wiedziałem, co powinienem zrobić z tymi długimi rękawami, więc po krótkiej chwili zastanowienia owinąłem je po części wokół nadgarstków, ale i tak strasznie długie one były. Może to na kogoś wysokiego ma być? Zapiąłem skórzany, ozdobny pas w talii i po dokładnym obejrzeniu się w lustrze opuściłem łazienkę. 
- Jesteś pewien, że to jest to, co chciałeś? Wygląda to tak bardzo grzecznie. Spodziewałem się, że to będzie coś bardziej wyzywającego – spytałem, przyglądając się Haru z uwagą i niepewnością. 

<Piesku? c:>

Od Mikleo CD Soreya

Słysząc jego rosnące poczucie winy powoli podniosłem się z ziemi, siadając obok ukochanego.
– Hej kotku nie obwiniaj się za nic, nie mogliśmy przewidzieć tego, co się wydarzy, chciałeś być dobrym, postępując, tak jak cię o to prosiłem, a to oznacza, że winien jestem sobie sam, gdybym tylko wtedy cię do niczego nie przekonywał nic, by mi się nie stało i nie tylko mnie. Moja biedna psinka – Zwróciłem się najpierw do męża, a później do Psotki, która zamerdała radośnie swoim ogonem.
– Mogłem coś zrobić – Niepotrzebnie się obwinia nic nie mógł zrobić, przecież przewidzieć tego nie mógł i obaj dobrze to wiemy.
– Hej nic nie mogłeś zrobić, musiałbyś chyba trzymać mnie w zamknięciu cały czas i może wtedy nikt, by mnie nie skrzywdził – Mówiłem bardzo spokojnie, nie chcąc, aby coś złego sobie zaczął wmawiać, to nie jego wina.
– Wpadnie, i to jest pomysł doskonały nigdzie nie wyjdziesz, chyba że ze mną – No i takiej odpowiedzi się nie spodziewałem, on chyba żartuje, bo żartuje prawda?
– Co? Czekaj nie możesz przecież trzymać mnie jak psa na smyczy – Byłem zaskoczony i przerażony, on naprawdę chce to zrobić? Lepiej, żeby tylko tak mówił, ale do życia tego nie prowadził, nie chcę siedzieć w domu, jak więzień.
– Masz rację, ja muszę to zrobić dla twojego bezpieczeństwa, wolę mieć cię przez cały czas przy sobie i wiedzieć, że jesteś bezpieczny, niż później bać się o twoje zdrowie i życie – No i tu mnie po prostu zaskoczył, to znaczy mogłem się tego spodziewać, ale, jak widać, byłem zbyt naiwny.
– Poczekaj, poczekaj powoli raz mi się coś stało, a ty już za bardzo panikujesz, spokojnie nie musisz chodzić za mną jak cień przecież nie każdy na tym świecie chce mnie zabić – Starałem się mówić najliczniej, jak to tylko możliwe, on naprawdę przesadzał, nie stało się mi nic na tyle złego, aby musiał pilnować mnie na każdym kroku, ja tego nie chce, nie zniosę tego. A wiem, że takie ciągłe przebywanie razem może wywoływać u nas konflikty, których znosić naprawdę bym nie chciał.
– Nie wiesz tego, ja czuję ich pragnienia, czuję, co chcą ci zrobić, co drugi ma brudne myśli i tylko ja wiem, co im w duszy gra, dlatego więc co dla ciebie najbezpieczniejsze – Miał rację wie, co im w duszy gra, ale nie musi aż tak panikować, mogę przecież od czasu do, czasu wyjść sam.
– Nie podoba mi się ten pomysł – Burknąłem, naprawdę niezadowolony ze słów, które do mnie kierował, to nie jest dobry pomysł i doskonale powinien to wiedzieć, ale czy uda mi się go oddać od tego pomysłu? Obawiam się, że na to już za późno.
– Wiem owieczko, ale dla twojego bezpieczeństwa jestem w stanie zrobić wszystko, nawet jeśli musiałbym zamknąć cię w złotej klatce z dala od innych – A ten pomysł jeszcze bardziej mi się nie podoba, złota klatka? On chyba naprawdę zwariował.
– Nie zgadzam się na twoje genialne pomysły – Mruknąłem, nie mając zamiaru mu się w tej sprawie podporządkować, na wiele się mogę zgodzić, ale bez przesady są pewne granice zdrowego rozsądku, a on zdecydowanie chce go przekroczyć.

<Pasterzyku? C:> 

Od Haru CD Daisuke

No i jak ja mam się z nim porozumieć? Przecież to jest bardziej uparte ode mnie i do tego mnie nie słucha moja rana ładnie się goi, a on niepotrzebnie się nią przejmuje , każąc iść mi się położyć, czy mam, więc z nim walczyć? Nie wiem, czy to ma jakikolwiek sens.
– Jeśli tego sobie życzysz – Odpuściłem, wiedząc, że sensu nie ma w kłótni z nim on swoje ja swoje i nic z tego nie wyniknie.
– Prawidłowo – Stwierdził jak to on, patrząc na mnie tymi swoimi przenikającymi ciało i dusze oczami. – Na co jeszcze czekasz?
– Już, już tylko proszę, w razie gdybyś miał jakiś problem z jajecznicą, zawołaj zawsze ci pomogę – Poprosiłem, całując go w czoło ruszając w stronę sypialni.
Daisuke nic nie odpowiedział jedynie, kiwając łagodnie głową.
I takim to oto sposobem wróciłem do sypialni, kładąc się do łóżka grzecznie, czekając na ukochanego męża.
Trochę znudzony bawiłem się z Ami, aby, tylko nie zasnąć i nie zanudzić się w tym łóżku naprawdę, mając ochotę zrobić coś więcej, niż tylko leżeć i czekać, ja taki nie jestem całe życie coś robiłem nawet ranny, a teraz co? Teraz muszę być grzeczny, bo inaczej będzie afera, a tego nie chce, lepiej być cicho czekając na mojego ukochanego panicza.
– Śniadanie gotowe – Mój panicz w końcu do mnie przyszedł, trzymając na tacy dwa talerze z pięknie pachnącą jajecznicą, coś czuję, że nie tylko pięknie wygląda, ale i tak samo pięknie smakuje.
– Pyszne – Podziękowałem, mówiąc szczerą prawdę, pięknie pachniało i smakowało nie miałem powodu, aby go okłamywać.
Daisuke nie do końca mi wierzył, natomiast przyjął moją pochwałę, i to mi do szczęścia wystarczyło.

Czas mijał, a każdego następnego dnia obaj czuliśmy się coraz lepiej, mój panicz był w stanie doskonały, po ugryzieniu nie było śladu, może poza dwoma malutkimi śladami pozostałymi po zębach.
Mój brzuch też ma się w dużo lepszym stanie możemy wracać do domu, wystarczy już tego lenistwa.
Z rana, gdy tylko moje oczy otworzyły się dostrzegając panicza od razu musiałem, z kim porozmawiać o powrocie do domu, tęskniąc już za tym bezpiecznym kątem.
– Dzień dobry mój piękny paniczu – Przywitałem się z ukochanym, całując go w te śliczne usteczka.
– Dzień dobry piesku – Przywitał się ze mną, uśmiechając przy tym naprawdę łagodnie jak to on ma w zwyczaju.
– Tak się zastanawiam, czy może jest tej to najwyższa pora do naszego powrotu, trochę tu już jesteśmy, ty czujesz się dobrze, a i ja jestem już w bardzo dobrej kondycji – Zaproponowałem, czując w kościach, że to najwyższa pora zakończyć ten przedłużający się miesiąc miodowy.
– Chcesz już wracać? – Daisuke nie był zaskoczony moją decyzją, trochę tak, jakby sam podjął tę samą decyzję.
– Myślę, że to odpowiedni moment, każde z nas ma pracę, a ona dłużej czekać nie może – Stwierdziłem, wiedząc doskonale, ile pracy ma mój mąż, a i ja sam miałem pewne obowiązki, które musiałem wykonywać w straży, a które już wystarczająco długo na mnie czekały, miał być miesiąc miodowy, a już dawno przestały być tylko miesiącem.

<Paniczu? C:> 

środa, 28 sierpnia 2024

Od Soreya CD Mikleo

 Na jego słowa uśmiechnąłem się delikatnie i ucałowałem go w czoło. W tej chwili dałbym mu wszystko, czego tylko potrzebował i chciał. Prawie wszystko. Doskonale byłem świadom tego, jak się czuje, i był za słaby na chodzenie, i to jeszcze takie samotne. Jedyne, gdzie go mogłem puścić, to do łazienki, by wziął relaksacyjną kąpiel, którą mu wcześniej przygotuję. A jutro, jak się będzie lepiej czuł, zaprowadzę go nad jezioro. Chciałbym, żeby wrócił to zdrowia. I żeby te okropne ślady pozostawione przez tego paskudnego mieszańca, którego finalnie wykończyła Banshee. Ale na dobre jej to wyszło. Miki będzie zaskoczony, kiedy już ją zobaczy. 
- Oczywiście, że możesz. Przygotuję ci to, i dodam jeszcze bitej śmietany. I może cynamon na wierzch, co? – zaproponowałem, gładząc jego dłoń. 
- Brzmi przepysznie. A mogę pójść z tobą, i popatrzeć, jak mi to przygotowujesz? – zapytał, patrząc na mnie prosząco. Westchnąłem cicho, patrząc na niego z uwagą. 
- Wiesz, że nie. Jesteś osłabiony, powinieneś jeszcze dzisiaj poleżeć – odezwałem się, gładząc go po policzku. – Ale, jak będziesz grzeczny, to przygotuję ci później kąpiel. A jutro zabrałbym cię nad jezioro – dodałem, co wywołało u niego szeroki uśmiech. – Dzisiaj jednak musisz się oszczędzać, dobrze?
- Dobrze – obiecał mi, co mi się bardzo spodobało. 
- Dobra Owieczka. Poczekaj tu na mnie, zaraz wrócę z czekoladą dla ciebie – powiedziałem, całując go w policzek i zaraz po tym opuściłem pokój. 
Cieszyłem się, że mój Miki w końcu się obudził. Przez te dwa dni bardzo się o niego martwiłem. Przez chwilę pojawiła się w mojej głowie myśl, że błędnie go oceniłem, że stracił tej krwi za dużo, ale na szczęście tak nie było. Po prostu potrzebował więcej czasu na zregenerowanie się. Już więcej nie dopuszczę do takiej sytuacji, każde zagrożenie od razu będę eliminował, i nie będę zwracał uwagi na Mikleo, że trzeba być dobrym, oszczędzać ludzi i nieludzi, że ktoś nie chciał, że to nic takiego... oj, nie ma mowy, że drugi raz komukolwiek odpuszczę.
- Chcecie przywitać pana? Już się obudził – odezwałem się do piesków, które właśnie do mnie przyszły. Psotka jeszcze kuśtykała, ale ogólnie miała się całkiem dobrze. I w końcu zaczęła mnie akceptować. To akurat było bardzo miłe, naprawdę powoli się zastanawiałem nad oddaniem jej któremuś z dzieci. Na szczęście w końcu do niej dotarło to, że jestem tu przyjacielem. Przynajmniej dla niej, i moich najbliższych, oczywiście. Dla całej reszty świata mogę być wrogiem. – Proszę, kakao. A także pieski. Psotka też cię przyszła odwiedzić – odezwałem się, kiedy już wróciłem do sypialni z gorącym napojem. 
Mikleo od razu się wstał z łóżka i uklęknął na podłodze, by się przywitać ze zwierzakami. Już nie krzyczałem na niego, tylko pozwoliłem mu się przywitać. No i też może jak się trochę tutaj porusza to też będzie lepiej dla niego. Dwa dni poleżał, więc te mięśnie troszkę rozruszać musi, ale oczywiście bez przesady. Dalej jest słaby, i musi uważać na każdy ruch. 
- Czemu Banshee jest taka... duża? – spytał Mikleo, drapiąc ogara za uchem, który wydawał się być niezwykle zadowolony. Teraz moja piękna była wielkości Psotki, a i tak coś czułem, że to jeszcze nie jest jej ostateczna forma. 
- Ostatni posiłek znacznie ją wzmocnił. Czyż nie jest śliczna? Jej szczęki już są w stanie skruszyć kość, a jeszcze będzie rosnąć – powiedziałem dumny, siadając na łóżku. – Będzie cię jeszcze lepiej bronić. Oboje przypilnujemy, by cię nikt już nigdy nie tknął – obiecałem, czując się jednak źle z powodu tego, co go spotkało. Wcześniej też mu obiecałem, że będę go chronił, i przeszedł przez piekło... nie najlepiej to o mnie świadczy. 

<Owieczko? c:>

Od Daisuke CD Haru

 Spojrzałem z niechęcią na mleko, co do którego nie byłem jakoś tak bardzo specjalnie przyjaźnie nastawiony. Mleko i miód? Co to w ogóle było za dziwaczne połączenie? Miód do herbaty, owszem, ale do mleka? Co to w ogóle za herezja jest?
- Nigdy nikt mi czegoś takiego nie podawał – mruknąłem, niepewnie przyglądając się tej przeciwnej kombinacji. 
- Pewnie dlatego, że nie byłeś chory. Ale uwierz mi, to połączenie zdziała cuda. Jeszcze dobrze byłoby dodać czosnek, ale coś mi się tak wydało, że to byłoby trochę dla ciebie za dużo– wyznał, dalej się do mnie szczerząc. Chyba więc muszę mu zaufać... 
Dalej nie będąc pewien tej przedziwnej mieszanki wziąłem jeden łyk i od razu się skrzywdziłem. To był naprawdę specyficzny smak. Nie wiem, czy byłem fanem takiego kurowania się. I do tego jeszcze czosnek się dodaje ponoć... wariantu z czosnkiem na pewno bym nie spróbował. Wziąłem głęboki wdech, a następnie zatykając sobie nos palcami, wypiłem całą zawartość, chcąc mieć to straszne przeżycie za sobą. 
- Nigdy więcej – burknąłem, odkładając szklankę do zlewu. 
- A nie czujesz mniejszego bólu gardła? – zapytał rozbawiony, podając mi kawę, której od razu wziąłem kilka łyków. 
- Na razie czuję okropny posmak w ustach. Nie wyobrażam sobie tego z czosnkiem – bąknąłem, pusząc policzki. – Potrzebujesz czegoś? Może ziół? Coś do jedzenia? Chcę jeszcze zobaczyć twoją ranę, przez noc mogłeś ją trochę naruszyć – zacząłem od razu z innej strony, chcąc skupić się na nim. Moje gardło to najmniejszy problem, w końcu przestanie mnie boleć i będę brzmiał normalnie, a on się jeszcze najpewniej będzie kurować. 
- Chciałbym ciebie w sypialni – na jego niepoważne słowa westchnąłem ciężko. Mój panie, gdyby on był sam to ja nie wiem, czy udałoby mu się w ogóle wyzdrowieć. Jakim cudem on był w stanie przeżyć tyle lat sam? Ma więcej szczęścia niż mu się mogło wydawać. 
- Pozwól, że tego nie skomentuję. Przygotuję nam jajecznicę, na śniadanie, może być? – zaproponowałem wiedząc, że jeżeli ja czegoś nie zaproponuję, on na nic się nie zdecyduje. A tak być nie może. Jeżeli chce wyzdrowieć, musi jeść, a ja, by jadł, to mu będę w tym jedzeniu towarzyszył.
- A to potrafisz sporządzić jajecznicę? – spytał, nie ukrywając przy tym zaskoczenia. Nawet mu się nie dziwiłem, przyrządzanie posiłków to nie jest coś, co robię na co dzień. Ostatni raz coś tam przygotowałem pod jego ścisłym nadzorem, kiedy jego dłoń była przebita. Z tego co pamiętałem, niw było to takie złe, ale przecież Haru cały czas mówił mi, co mam robić, jak coś kroić, ile trzymać na patelni, a teraz tak jakby zostanę z tym sam. 
 - Nie wiem. Nigdy nie robiłem czegoś takiego, więc ciężko mi jest to stwierdzić. Widziałem jednak, jak ty to robisz, i na tej wiedzy będę bazował podczas wykonywania tego zadania – powiedziałem, starając się brzmieć na pewnego siebie. Jajecznica to raczej prosty posiłek, więc aż tak tragicznie nie powinno mi to wyjść. Taką żywiłem przynamniej nadzieję. 
- Może ci pomogę? – zaproponował, na co od razu pokręciłem głową. 
- Ja dam sobie radę, a ty bierz kawę i uciekaj do łóżka. Musisz się oszczędzać i nie nadwyrężać rany – powiedziałem, chcąc się nim zaopiekować, jak on to robi, kiedy to ja byłem ranny albo chory. A póki jestem w stanie coś zrobić, nie widzę sensu, by się przemęczał. 

<Piesku? c:>

Od Mikleo CD Soreya

Nie widząc wyraźnie uniosłem głowę do góry, a była ona bardzo ciężka, utrata sporej ilości krwi naprawdę mnie wykończyła byłem bardzo słaby i zmęczony, ale wciąż żywy i jeszcze w miarę kontaktujący.
– Sorey – Wyszeptałem, czując sporą ulgę. – Już jesteś – Mówiłem cicho zmęczonym głosem, potrzebowałem odpoczynku, chwili bez picia mojej krwi, bezpiecznego konta, w którym odpocznę.
– Jestem owieczko, nie zrobi ci już krzywdy – Obiecał, biorąc mnie na ręce.
Bezsilny leżałem w jego ramionach, słysząc krzyk, który z sekundy na sekundę stawały się coraz to cisza, a świat ciemniejszy, aż w końcu całkowicie straciłem kontakt ze światem.

Przebudziłem się w znacznie lepszym stanie, byłem zmęczony, ale w stanie dobrym, podniosłem się z łóżka trochę się chwiejąc.
Dwa głębokie wdechu i wydechy wystarczyły mi bym mógł ruszyć w stronę drzwi wyjściowych z naszej sypialni.
Nim zdążyłem do nich podejść drzwi otworzyły się, a tuż za nimi stanął Sorey.
– Miki co ty robisz, dlaczego nie leżysz? – Od razu poczułem jego dłonie na moim ciele chcącego położyć mnie do łóżka.
Wtuliłem się w jego ciało, gdy tylko był blisko mnie.
– Nie chcę leżeć już lepiej się czuję – Wyszeptałem, naprawdę, czując się znacznie lepiej byłem w stanie sam chodzić i zdecydowanie nie potrzebowałem już leżeć.
– Oczywiście, że nie potrzebujesz, choć usiądziesz – Sorey posadził mnie na łóżku, przyglądając mi się uważnie, zerkając na ślady pozostawione na moim ciele, zagryzając mocno wargi.
Chwyciłem jego dłoń, uśmiechając się do niego łagodnie.
– Już dobrze, w końcu mi to zejdzie – Zwróciłem się do męża, ściskając jego dłoń. – Co się z nim stało? – Byłem ciekawy i trochę przestraszony. Myślą, że on może znów się tu pojawić, nie zdążył skrzywdzić mnie jeszcze bardziej.
– Nim nie musisz się przejmować został ukarany za to, co zrobił już nigdy więcej cię nie skrzywdzi – Zapewnił, całując w czoło kładąc dłoń na moim policzku. – Kocham cię – Wyszeptał, uśmiechając się do mnie łagodnie.
– I ja ciebie kocham – Przyznałem, wtulając się w jego ciało zamykając na chwilę swoje oczy coś sobie właśnie przypominając. – Gdzie Psotka? Co się z nią stało? – Odsunąłem się szybko od męża przestraszony myślą związaną z odejściem Psotki z tego świata.
– Spokojnie owieczko nic jej nie jest przeżyła, dzieci się nią właśnie zajmują nie musisz się martwić skup się teraz na sobie – Poprosił, składając na moich ustach delikatny pocałunek.
– Mi naprawdę nic już nie jest – Zapewniłem, nie chcąc już dłużej leżeć ani siedzieć.
– Miki spałeś dwa dni powinieneś odpocząć – Zwrócił się do mnie zmartwiony moim stanem, który był bardzo dobry nawet lepsze, niż sobie może wyobrażać.
– Właśnie spałem dwa dni teraz pora coś zrobić – Stwierdziłem, wstając zbyt szybko z łóżka, powodując zachwianie mojego ciała.
Sorey szybko złapał mnie w pasie, pomagając usiąść na łóżku.
– Ty jeszcze nic robić nie możesz – Stanowczo zmusił mnie do położenia się na łóżku.
Wiedząc, że nie mam z nim najmniejszych szans, musiałem mu ulec.
– A mogę, chociaż napić się gorącej czekolady? – Zapytałem, czując brak cukru w organizmie.

<Pasterzyku? C:> 

Od Haru CD Daisuke

 Nie byłem zadowolony z powodu nie przytulenia się mojego męża do mojego ciała.
Odwróciłem się w jego stronę, chcąc go przysunąć i przytulić do siebie co pewnie byłoby prostsze, gdyby nie brzuch, który zaczął mnie boleć z powodu chęci naciągnięcie się.
Zagryzłem wargi, nie chcąc wydać z siebie ani jednego dźwięku, nie chcąc zmartwić sobą Daisuke.
– Dlaczego się do mnie nie przytulisz? – Zapytałem, trochę tym faktem niezadowolony bardzo chcąc mieć go przy sobie.
– Nie mogę się do ciebie przytulić, bo jeśli cię dotknę mogę zrobić ci krzywdę, a tego nie chce – Stwierdził, odwracając się do mnie plecami, dając mi jasno do zrozumienia, że nie przytuli się do mnie, a jeśli ja chcę, to muszę go do siebie przyciągnąć, niestety nie było to możliwe, nie byłem w stanie aż tak się naciągnąć, ból brzucha bardzo mi, w tym przeszkadzał.
Musiałem sobie tej nocy odpuścić przytulania się do męża.
Niezadowolony przytuliłem się do poduszki, zamykając zmęczone oczy, starając się spać.
Sen mimo braku męża przy moim boku był bardzo spokojny i trwał, aż do samego późnego ranka.

Obudziłem się tak właściwie przez Ametyst, która przyszła do mnie, wchodząc na mój brzuch, ból był na tyle silny, aby wybudzić mnie ze snu.
Ledwo przebudzony zdjąłem kotkę z brzucha, kładąc ją na bok byle jak najdalej od mojego biednego brzucha, który kolejnego spotkania z łapkami kota nie chciał mieć.
Nie mogąc za bardzo wzdychać podniosłem się powoli do siadu, poszukując mojego męża, którego nigdzie nie było.
Zdziwiony wstałem z łóżka, poszukując Daisuke, który jak się okazało znajdował się w kuchni, przygotowując nam kawę. Kochany niewiele potrafi zrobić z tych bardziej codziennych spraw, a jednak mimo tego, że zawsze służba wszystko za niego robiła potrafi zrobić, chociażby herbatę, a nawet i czasem śniadanie.
– Dzień dobry kochanie – Przywitałem się z mężem, podchodząc do niego bliżej łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku.
– Dzień dobry, jak się czujesz wyspałeś się? – Od razu musiał sprawdzić mój stan zdrowia, chcąc upewnić się, że wszystko ze mną w porządku.
– Czuje się dobrze i nawet się wyspałem, a ty? Słyszę, że gardło wciąż boli – Zauważyłem trochę tym faktem zmartwiony. Musiałem, że w końcu mu przejście widzę, natomiast, że potrzebuję więcej opieki, no nic teraz to ja będę się musiał, nim zajęć.
– Moje gardło nie jest w najgorszym stanie dam sobie z, nim radę, gorzej z tobą, myślę o swoim brzuchu, jeśli chce niedługo do domu wracać – A on znów swoje ja mam martwić się o siebie, a on da sobie radę co za uparciucha jeden.
– Oczywiście, jednak mogę ci, w tym pomóc zaraz ci coś przygotuje – Nie słuchając jego narzekania zabrałem się za przygotowanie mu gorącego mleka z miodem, wiedząc, jak dobrze działa to na gardło. – Proszę to pomoże ci bardziej, niż kawa – Podałem mu kubek, zabierając od niego kawę, to może wypić później w tej chwili ważniejsze jest jego zdrowie, gardło które potrzebuje pomocy.
Daisuke napuszył policzki, rzucając mi niezadowolone spojrzenie.
– Nie patrz tak na mnie to nic nie zmieni – Cmoknąłem go w noc, uśmiechając się do niego głupkowato.

<Paniczu? C:>

poniedziałek, 26 sierpnia 2024

Od Soreya CD Mikleo

Zmrużyłem wściekle oczy starając się ocenić, czy mieszaniec mnie blefuje, czy naprawdę byłby w stanie skrzywdzić Mikleo. Zabijając go straciłby dostęp do swojej cennej krwi, której mój mąż jeszcze w swoim ciele trochę miał. Było jej za mało, by mógł się czuć spokojnie i komfortowo, ale dalej wystarczająco dużo, by zabicie go okazało się nieopłacalne dla niego. Ja bym w życiu nie doprowadził mojego cudownego Mikleo do tego stanu. Jak tylko się do niego dobiorę... nic z niego nie zostanie. Podobnie, jak z tego obrzydliwego miejsca. Tylko muszę go jakoś odsunąć od Mikleo, a w tym celu muszę tak długo go zajmować rozmową, dopóki Banshee do niego nie podejdzie. Jej mały wzrost daje jej tutaj mocną przewagę. Potrzebuję tylko chwili jego nieuwagi, a to moja sunia jest mi w stanie zapewnić.
- I mam wierzyć, że tak szybko pozbędziesz się swojego poidełka? Oboje wiemy, że w jego żyłach jest jeszcze dużo krwi – powiedziałem, zaciskając palce na rękojeści swojego miecza. Te obrzydliwe paluchy na porcelanowej skórze mojego męża strasznie mnie denerwowały. Miałem wielką ochotę je odrąbać, a następnie wsadzić mu je głęboko do gardła, aż nie zacznie się nimi dusić.
- Znajdę sobie kolejną zabawkę. Możliwe nawet, że lepszą. Tą za bardzo skaziłeś i w ogóle nie chce się bawić ze mną – po wypowiedzeniu tych słów moja wściekłość zwiększyła, podobnie jak temperatura w tej parszywej dziurze. Wyczułem, jak oddech mieszańca staje się cięższy, a ze skóry zaczyna się wydobywać pot. Czyli w ogóle nie jest odporny na wysoką temperaturę... gdyby Mikleo tutaj nie było, mógłbym go ugotować, a to także paskudna śmierć by była, odpowiednia dla niego. To nic, wymyślę coś innego. 
- Ciężko będzie ci szukać, kiedy będziesz się krztusić własnym chujem – syknąłem wściekle i w tym samym momencie Banshee wbiła kły w jego nogę, co go zdezorientowało. 
Wykorzystałem ten moment i od raz znalazłem się przy nim, chwytając go za kołnierz i rzucając nim o ścianę, jak najdalej od Mikleo. Zerknąłem szybko na męża, ale on nie wyglądał na kogoś, kto był w stanie się ruszyć. Moja biedna Owieczka... zabiję tego mieszańca. A o nie musi się o nic martwić. Teraz nie pozwolę, by ponownie się do niego zbliżył.
Tak więc całkowicie skupiłem się na walce z mieszańcem, nie oszczędzając ani jego, ani tego miejsca. Dzięki krwi Mikleo, którą piłem regularnie, a także napędzany wściekłością, byłem znacznie silniejszy, niż ostatnim razem, a małe miejsce tylko działało na moją korzyść. Mieszaniec się nie poddawał, ranił mnie wielokrotnie, ale nie przejmowałem się tym. Nie czułem żadnego bólu, była tylko wściekłość i żądza mordu. W końcu udało mi się go powalić, i aby nie wstał, podciąłem mu więzadła skokowe, na co zareagował wrzaskiem. Wiedząc, że mi nie ucieknie, spokojnie rozejrzałem się po tym obrzydliwym miejscu, i znalazłem ładne miecze, którymi to przyszpiliłem jego ręce do podłogi. 
- Banshee, obiad gotowy – zawołałem sunię, która do tej pory pilnowała Mikleo. – Zacznij od brzucha, i nie spiesz się. Chcę, by cierpiał – poleciłem jej, ignorując wrzaski mieszańca. Po kimś takim jak on moja Banshee na pewno przybierze na sile, a to jej się bardzo przyda. – Hej, Owieczko, już jestem, zabieram cię stąd – odezwałem się cicho do męża, klękając przy nim i zdejmując z siebie koszulę, którą zaraz chciałem okryć ciało męża. Zauważyłem, że moje demoniczne cechy były doskonale widoczne. I pojawiło się we mnie coś nowego. Zamiast gładkiej, stosunkowo miękkiej skóry, były twarde łuski. Aż nie chcę wiedzieć, jak musiałem źle w tej chwili dla niego wyglądać...

<Owieczko? c:>

Od Daisuke CD Haru

 Czując, że więcej mówić nie muszę, czekałem cierpliwie, aż  Haru powie, że chce wracać. Nie potrzebowałem przerywać ciszy, była ona przyjemna, więc po co miałbym ją zakłócać? Zresztą, moje gardło za tę ciszę było bardzo wdzięczne. Nie bolało tak bardzo, jak na samym początku, ale dalej czułem ból przy przełykaniu śliny, a także przy jedzeniu oraz piciu. Czego jednak spodziewać się po anginie. Właściwie, to się w ogóle jej nie spodziewałem, ale może dzięki temu mojemu ciało uda się zapamiętać ten zarazek i następnym razem albo w ogóle nie będę tego przechodzić, bo nabiorę odporności. 
Powoli piłem swoje kakao, wpatrując się w ciemne morze, które było na swój sposób niepokojące. Zdecydowanie jestem większym fanem morza za dnia, które odbijało jasne, niebieskie niebo i wyglądało sielsko, spokojnie. W pewnym momencie przyszła do nas Ametyst, chcąc wejść na moje kolana, na które ją od razu wziąłem. Strasznie atencyjna z niej kicia.                                                     To nic złego oczywiście, ale może być to problematyczne, kiedy oboje będziemy w pracy. Co prawda, ja do tej pracy długo chodzić nie będę, jak tylko wrócimy z tego okropnego miesiąca miodowego, składam rezygnację, doprowadzę wszystkie moje sprawy do końca i na najbliższe lata zakończę moją nie za długą przygodę ze strażą. Swój cel jednak osiągnąłem, dowiedziałem się, co stało się z moimi rodzicami, a i jeszcze przy okazji znalazłem sobie męża, czego się kompletnie nie spodziewałem. Mimo, że raczej nie chciałem rezygnować z pracy, w której nawet się odnajdywałem, wiedziałem, że to jest jedyny sensowny ruch. Nie wiem, jak długo będę kobietą. Trzeba w końcu doliczyć czas starania się o dziecko, czas w ciąży, i jeszcze później opiekę, dopóki dziecko się nie przestawi na takie normalne jedzenie. A nawet po tym jednak chciałbym mieć udział w życiu dziecka. Chyba, że wyjdzie ze mnie rodzic tak tragiczny że lepiej dla tego dziecka będzie, jak w ogóle nie będę obecny. Taki przypadek też się oczywiście może wydarzyć, zwłaszcza biorąc pod uwagę moją osobę oraz minimalną wiedzę na temat opieki nad dziećmi. 
- Chyba wracamy już do łóżka, co? – słyszałem nagle, co mnie zaskoczyło. Podniosłem wzrok ze zwiniętej w kuleczkę Ametyst i skierowałem go na Haru. 
- Chcesz już wracać? – zapytałem, skupiając całkowicie się na jego osobie. 
- Myślę, że już mi wystarczy – odpowiedział, na co pokiwałem głową. Skoro chce wrócić, to niechaj mu będzie. I ja z chęcią okryłbym się kołdrą, bo jednak pomimo mojego koca i małej Ametyst chłodno mi było, zwłaszcza, że kakao już dawno wypiłem. 
- Chodź, pomogę ci wrócić – odparłem, odkładając kubek na stolik, kota na podłogę i odkręcając się z koca. 
- Wiesz, potrafię chodzić, to brzuch mam ranny, nie nogę – powiedział, uparcie oczywiście wstając z ławki sam.  No co za uparciuch. A później się dziwi, że jego rana długo się goi. 
- Gdybyś miał ranną nogę, to nie wypuszczałbym się tak daleko od łóżka. Nie marudź i się opieraj o mnie – burknąłem, już do niego podchodząc. Gdyby tylko mi tak nagle nie wyrósł, to mógłbym go wziąć na ręce i po prostu zanieść do łóżka, ale te czasy już się skończyły. 
Haru mimo wszystko skorzystał z mojej pomocy i powoli doczłapaliśmy się do łóżka. Mój mąż położył się powoli na łóżku, a ja, kiedy już miałem pewność, że bezpiecznie i spokojnie leży, zaniosłem kubki do zlewu postanawiając je umyć z rana. Teraz wszystko, na co miałem ochotę, to wtulić się w Haru. Ale to było niebezpieczne. Tylko nie udało mi się przygotować drugiego łóżka do spania, pościel była niezałożona, ani nawet nie wyciągnięta, a ja w takiej niewywietrzonej pościeli nie chciałem spać. Zostało mi tylko wzięcie poduszki, koca i spanie na kanapie. To byłoby najlepsze wyjście, ale Haru mnie nie puści. Czułem, że od razu zareaguje, kiedy tylko wezmę poduszkę i koc, a nie chcę też, by wykonywał niepotrzebne ruchy, które mogą przypadkiem otworzyć ranę.
- Dobranoc – powiedziałem cicho, grzecznie kładąc się na swojej połowie, z dala od niego, by przypadkiem nie naruszyć jego już biednego brzucha. 

<Piesku? c:>

Od Mikleo CD Soreya

Doskonale czułem co robi, nie będąc w stanie się bronić, mogłem tylko czekać, aż w końcu mnie zostawi, dając mi chociaż na chwilę spokój.
Mężczyzna uśmiechnął, jakby czytał mi w myślach odsunął się od mojego ciała, oblizując swoje wargi, patrząc na mnie jak na zwierzynę przerażony tym, co dostrzegałem w jego oczach starałem się uwolnić, mimo że nie miało to najmniejszego sensu.
– Skarbie nie jesteś w stanie się uwolnić, to demoniczna pułapka póki żyje nie pozwolę ci się z niej uwolnić – Zadowolony dotknął mojego policzka, powodując szybsze bicie mojego serca. – Oj nie bój się, twoja krew nie będzie smakowała tak samo, musisz się zrelaksować, ciesząc tym, co jestem w stanie ci zaoferować – Stwierdził, uśmiechając się do mnie szeroko zbliżając niebezpiecznie twarz do tej należącej do mnie.
– Śliczny mały bezbronny aniołek, jesteście tacy słodcy, wielu z was zabiłem i zawsze było tak samo, lubicie się opierać przyjemności – Kciukiem dotykał mojej dolnej wargi, nie spuszczając ze mnie wzroku.
Odsunąłem twarz na tyle, na ile było to możliwe, nie ukrywając niechęci do jego osoby.
Mężczyzna w całe się tym nie przejął dłońmi, dopinając moją koszulę, oblizując wargi.
– To może być całkiem przyjemne – Wymruczał do siebie chwycił za moje włosy, łącząc nasze usta w pocałunku, wpychając mi język do ust.
W obronie ugryzłem go dając mu jasno do zrozumienia, że tego nie chcę, że ma mnie zostawić.
Mężczyzna wściekł się uderzając mnie z całej siły w policzek.
– Ty dziwko – Syknął, chwytając mnie za włosy, patrząc na krew płynącą z moich ust, wycierając ją swoim palcem
– Nie bądź taki niedostępny, kurwisz się z jednym demonem to i z drugim możesz – Stwierdził, puszczając moje włosy, znikając gdzieś w ciemności.
Mając chwilę rozejrzałem się po tym przeklętym pomieszczeniu, starając się coś dostrzec w ciemności, słysząc jedynie dźwięki kroków stukającej gdzieś wody o podłogę, nie mogąc skojarzyć, gdzie mógłbym się znajdować.
Przerażony tym, gdzie jestem i co mężczyzna chce ze mną zrobić starałem się dostrzec jak największej szczegółów, czując myśli Soreya, który w jej chwili szedł moimi śladami, w duchu cieszyłem się, że mnie szuka, ta myśl pozwalała mi przerywać te cielesną męczarnie.
Mieszaniec wrócił po więcej krwi, pijąc ją ze mną jak najlepszy sok.
Przy każdym następnym ugryzieniu czułem się coraz gorzej, moje ciało mimo walki słabło, a mimo to, gdy tylko próbował mnie dotknąć lub pocałować broniłem się mimo tego bólu, który później czułem, gdy obrywałem za, stawianie oporu.
– No proszę książę z bajki się pojawił – Mężczyzna nagle odsunął się ode mnie jednym pstryknięciem palcem, zapalając wszystkie świeczki drażniące niemiłosiernie moje biedne oczy przyzwyczajone już do ciemności.
– Spójrz nie dał nam się zbyt długo pobawić – Mężczyzna zwrócił się do mnie, chwytając mój podbródek, zmuszając do spojrzenia w swoje oczy.
– Zostaw go – Sorey gotów był do ataku czułem to wiedzieć, że w jej chwili już mu nie przebaczy tego, co uczynił.
– Nie radzę ci się zbliżać mogę go zabić szybciej niż tu dotrzesz – Stwierdził mocniej zaciskając dłoń na moim podbródku.

<Pasterzyku? C:> 

Od Haru CD Daisuke

 Pokręciłem z rozbawieniem głową, wiedząc, że to tylko drobne uszczypliwości z jego strony. Znałem go na tyle dobrze, aby mieć tego świadomość.
– Wciąż chce mieć cię tylko przy sobie, nic się nie zmieniło i nigdy nie zmieni, wiem też, że zimna nie lubisz, dlatego nie musisz tu się ze mną męczyć, tym bardziej że twoje ciało nie jest jeszcze do końca zdrowe – Wytłumaczyłem, tak po prostu, po ludzku się o niego martwiąc, a to akurat wydaje mi się nic złego.
– Nic mi nie będzie, posiedzę z tobą trochę, przypilnuje, wiedząc, na co cię stać, a jak już ci się znudzi wrócimy do domu – Wszystko sobie zaplanował, zawsze wiedziałem, że jest cudowny i mądry, no i wszystko zawsze potrafi zaplanować, jak dobrze, że mam takie szczęście, gdybym trafił na kogoś innego nie wiem, jakby się to wszystko potoczyło, to znaczy dałbym sobie radę w końcu zawsze daje.
– Nic bym sobie nie zrobił przecież czuje ból on naprawdę powstrzymuje mnie przed wieloma głupimi rzeczami – Zapewniłem, chcąc, aby nie martwić się o mnie, ja naprawdę sobie potrafię poradzić nic sobie nie zrobię pod warunkiem, że nic nie będzie chciało zaatakować mojego męża, wtedy nie będę myślał, że boli będę myślał jak go odrobić, bo to właśnie on jest dla mnie najważniejszy, jest sensem mojego życia i nigdy nawet nie próbowałem tego ukrywać, kocham i potrzebuje go każdego dnia, każdej nocy, aż po grób.
– Wybacz, ale ja ci nie ufam, doskonale wiem, na co cię stać – Przyznam trochę mnie zdziwił, jak to mi nie ufa? Przecież ja nigdy nie dałem mu do tego powodu, co zmieniło się w tej chwili?
– Nie ufasz mi? Dlaczego? Przecież nigdy cię nie oszukałem – Naprawdę zacząłem się nad tym zastanawiać, może jednak coś zrobiłem, a o tym nie wiem mam nadzieję, że zaraz dowiem się co złe zrobiłem.
– Nie ufam ci w tej konkretnej sprawie, nie potrafisz usiedzieć na miejscu i coś czuję, że gdybym cię nie pilnował już byś coś robił, nie zwracając uwagi na ból – No i tu mnie miał, nie mogłem go okłamywać czułem, że tak by było, jestem taki i tego nie zmienię, chcę zrobić wszystko od razu, wiedząc, że jestem w stanie to zrobić nawet mimo rant, którą miałem.
– Masz rację nawet nie będę kłamał, że tak nie jest – Przyznałem się, bo w końcu obaj wiemy, jaki jestem i jak trudno jest mnie oderwać od pracy, nawet gdy ranny powinienem odpoczywać.
– I bardzo dobrze, bo mnie mój drogi nie oszukasz – Stwierdził, przez chwilę na mnie, patrząc tym swoim spojrzeniem, które potrafiło przeszyć na wylot.
– Tego jestem pewien – Uśmiechnąłem się do niego głupkowato poprawiając się na ławce, unosząc głowę, aby obserwować niebo, na którym lśniło tyle gwiazd.
Obserwowanie gwiazd było naprawdę fajnym zajęciem moja babcia zawsze siadała ze mną na trawie patrzeć w niebo opowiadając mi o konstelacjach gwiazd, to były piękne czas, a wspomnienia które mi pozostaną będą ze mną już do końca moich dni, przypominając mi o tych pięknych chwilach.

<Paniczu? C:>

niedziela, 25 sierpnia 2024

Od Soreya CD Mikleo

 Wiedząc, że i Psotka i Mikleo potrzebują ruchu, zgodziłem się na to bez żadnego problemu. Okolica już w końcu wydawała się dla mnie bezpieczna, a ja miałem chwilkę dla siebie. Spokojnie mogłem zabrać się za robienie budy dla Psotki, co miałem zrobić już jakiś czas temu, no ale Mikleo wymagał bardzo dużo atencji, nie mogłem za długo pracować, bo Mikleo trochę mi marudził, a ja nie mogłem przecież zostawić a długo mojej Owieczki bez atencji. 
Korzystając z tej chwili spokoju kończyłem budować budę, oczywiście jednocześnie skupiając się na Mikleo i na tym, co czuje. Dobrze, że zawarliśmy ten pakt. To najlepsze, na co mogłem wpaść chyba, bo teraz miałem ciągłą pewność, że wszystko z nim w porządku. 
Dlatego bardzo zdenerwowałem się, kiedy nagle ten kontakt się urwał, co mogło oznaczać tylko jedno. Mikleo stracił przytomność. Nagle. Chwila strachu, i nagle go nie miał, dlatego bardzo się zdenerwowałem. Od razu rzuciłem wszystkie swoje narzędzia i ruszyłem w kierunku, w którym to ostatnio czułem jego obecność. Im bardziej zbliżałem się do tego miejsca, tym wyraźniej docierał zapach krwi do moich nozdrzy. Nie był to jednak zapach krwi mojego męża, ta krew była inna, zwierzęca, i obawiałem się, że należała ona do Psotki. 
Po dodarciu na miejsce okazało się, że miałem rację. Mikleo nigdzie nie było, ale w powietrzu, poza psią krwią, wyczuwałem już znany mi zapach mieszańca, który udało mi się wyczuć w jego kryjówce. Ta gnida wcale nie uciekła. Ukryła się gdzieś, udała, że uciekła i zaatakowała, kiedy oboje byliśmy pewni, że nigdzie go nie ma. I tyle by było, jak chodzi o wybaczanie i odpuszczanie. Już nigdy nie posłucham Mikleo w tej kwestii, tylko zawsze będę doprowadzał sprawę do końca. 
Ale wpierw muszę się zająć Psotką. 
Zdjąłem z siebie koszulkę i podszedłem do biednej psinki, na szybko tamując krwawienie z jej ran. Psotka nie była zachwycona z mojej obecności, ale nie miała za bardzo siły. Uspokoiła się trochę, kiedy zauważyła, że nie robię jej nic złego, a tak właściwie jej pomagam. Wziąłem ją na ręce i zaniosłem ją do domu, gdzie położyłem ją na jej posłaniu i zaraz zacząłem ją opatrywać. Nie miałem umiejętności takich, jak mój Miki, dlatego musiałem się posiłkować normalnymi, ludzkimi metodami. 
- Tato, co się stało z Psotką? I gdzie jest mama? – zapytała Hana, która właśnie wraz bratem wróciła do domu. 
- Właśnie idę to wyjaśnić. Haru, jakbyś mógł, podlecz jej rany, zrobiłem, co mogłem, ale ty możesz jej pomóc jeszcze bardziej. Nie wychodźcie z domu, dopóki nie wrócę. Banhee, idziemy – rozkazałem, a sunia, która leżała przy Psotce i ją cichutko wspierała, oczywiście zaraz się przy mnie znalazła. Czułem także jej złość, ucierpiał członek jej stada, którego przecież miała bronić. Zaraz jej zapewnię zemstę. Dzięki temu, że Mikleo przebudził się na chwilę, wiedziałem już, gdzie jest. Udało mi się także wyczuć ból ciała oraz smród miejsca, w którym się znajdował. Już na samą myśl o tym, że ten świr go krzywdzi, czułem wściekłość, która sprawiała, że krew wręcz wrzała w moich żyłach. Jak dorwę tego psychopatę, nic z niego nie zostanie. 

<Owieczko? c:>

Od Daisuke CD Haru

Na jego słowa westchnąłem tylko cicho i zniknąłem w kuchni. Nie byłem do końca zadowolony z faktu, że Haru nie spał. Pewnie to z powodu pozycji, w jakiej był, w końcu to nie jest nic przyjemnego, kiedy się śpi w pozycji półleżącej. Nie pomyślałem o tym. A powinienem był. Powinienem zareagować, postawić warunek, że pójdę spać pod warunkiem, że on zmieni pozycję... oby tylko za bardzo go za bardzo ta rana nie rozbolała. Nawet zmęczony nie mogę sobie pozwolić na chwilę wytchnienia, bo już musi się zmuszać do cierpienia...
Był już wieczór, dlatego musiałem pozapalać lampy przy przygotowywaniu ziół dla niego, jak i dla siebie. Także przy okazji nakarmiłem Ametyst, która domagała się jedzonka. Na szczęście dla nas już nauczyła się pić z miseczki, troszkę pokracznie, ale najważniejsze, że się stara. Nawet nauczyła się korzystać z prowizorycznej kuwety, więc gdybyśmy oboje byli cali i zdrowi, i jeszcze tutaj, moglibyśmy sobie gdzieś wyjść. O ile byśmy chcieli. Ja nie miałbym problemu, o ile znów nie zacząłby mnie oskarżać o to, że chcę atencji natarczywych mężczyzn i że jestem winien tego, że zachował się tak, a nie inaczej. To naprawdę było okropne z jego strony. 
Do ziół przygotowałem także proste kanapki z tym, co mieliśmy w szafkach, kolację w kocu trzeba było zjeść, a ja nie do końca miałem wiedzę na temat chociażby prostych przepisów co, jakby nie patrzeć, było logiczne. Ja miałem przejmować się innymi rzeczami, jak rachunkowością, nauką języków, nawet poezją, co było dla mnie głupotą, zwłaszcza to ostatnie, ale jako dziecko niewiele mogłem zrobić poza marudzeniem, że nie chcę. 
- Proszę, zioła i kanapki – powiedziałem cicho, wracając do sypialni. A razie miałem tylko porcję dla niego, bo niestety, ale ja trzech rąk nie mam.
- Dziękuję, mam nadzieję, że zjesz ze mną – odezwał się, przyjmując ode mnie kubek z ziołami. 
- Zjem, bo mi spokoju nie dasz – odpowiedziałem, idąc po swój kubek oraz lampę, którą postawiłem na szafce. – Później przygotuję ci kąpiel, a po kąpieli zmienię ci opatrunek – odpowiedziałem, przekazując mu cały plan na dzisiejszy, już późny wieczór. Za długo pospałem i za mało skupiłem się na Haru. Obym tylko nie zaniedbał jego potrzeb. Teraz nie może mu niczego zabraknąć. 
- A mogę później wyjść na dwór? – zaproponował, na co delikatnie zmarszczyłem brwi. 
- Nie jesteś zmęczony? Nie wolisz iść spać? – spytałem, trochę tym zaskoczony. Rano ledwo co funkcjonował, a teraz chce wychodzić na taras. W takim tempie jutro będzie pewnie chciał gotować. 
- Nie jestem zmęczony – wyznał, na co pokiwałem głową. Czyli będę musiał go jeszcze przypilnować. 
- Przygotuję ci później miejsce na tarasie – kiwnąłem głową, zabierając się za jedzenie. 
Spożyliśmy kolację i postąpiliśmy z moim planem; po kolacji kąpiel, po kąpieli zmiana bandaży i po tym zaprowadziłem go na taras, gdzie przygotowałem mu ławkę, zimne trochę wilgotne deski zakryłem kocem, a pod plecy podłożyłem poduszkę. Ławka wydała mi się lepszym wyborem, bo mógł spokojnie nogi wyciągnąć, a wydaje mi się, że taka pozycja dla jego rany będzie najwygodniejsza. 
- Proszę. Kakao – odezwał się, kiedy wróciłem do niego już wykąpany, przebrany w jego koszulę i ze świeżym bandażem. Martwiłem się o swoją ranę. Co prawda, goiła się ładnie, ale czułem podświadomie, że będę miał w tym miejscu ciężką do ukrycia bliznę. 
- Dziękuję ci bardzo. Wiesz, możesz wrócić do domku – dodał zauważając, kiedy to usiadłem na leżaku opatulając się kocem. 
- Do niedawna chciałeś mieć mnie tylko przy sobie, zmieniło się coś w tej kwestii? – spytałem troszkę uszczypliwie, biorąc do rąk swoje kakao. Oczywiście nie zamierzałem go opuszczać, musząc go pilnować i zareagować, jeżeli z jego raną będzie coś nie tak. 

<Piesku? c:>

Od Mikleo CD Soreya

Nie komentując jego odpowiedzi pokazałem mu język, wskakując do wody, w której musiałem porządnie przemyć swoje brudne ciało, oczywiście kąpiel w jeziorze to nie samo, co kąpiel w bali, ale i tak była w stanie pomóc mi zmyć z ciała nasienie męża, jak i moje, nie przejmując się za bardzo tum, że jestem w jeziorze, tylko spłucze z siebie to, co spłukać muszę, a w domu, gdy już wrócimy umyję się porządnie w miejscach, w których zdecydowanie powinienem się umyć.
Po opłukaniu swojego ciała opuściłem jezioro zakładając swoje spodenki, które na w porównaniu do bluzki były całe.
– Proszę, załóż moją koszulkę – Zdjął swoją bluzkę, podając mi ją, chcąc, abym zakrył górną część twojego ciała zapewne, myśląc w tej sytuacji o dzieciach, które mogłyby zobaczyć mnie pogryzionego, poobijanego i oznaczonego w każdy możliwy sposób przez ich tatę.
Posłusznie zabrałem koszulkę, zakładając na swoje ciało nie przejmując się tym, że jest ona znacznie większa, zakrywając nie tylko moją klatkę piersiową, brzuch, pupę i uda, dzięki czemu tak naprawdę nie mógł chciałbym nosić nawet spodnie…
– Ależ ty seksownie w niej wyglądasz – Wymruczał, przyciągając mnie bliżej siebie, kładąc dłonie na moich pośladkach.
– Tak? Podobam ci się w twoich ubraniach? – Spojrzałem prosto w jego oczy, uśmiechając się do niego najsłodziej, jak tylko potrafiłem.
– Oj bardzo, ale bez nich jesteś jeszcze piękniejszy i bardziej pociągający – Wymruczał, podgryzając jeden z płatków mojego ucha, chwytając dłoń, którą ucałował ciągnąc w stronę domu.
W domu nie było zbyt wiele do zrobienia, nakarmienie zwierzaków, skontrolowanie dzieci, za życie przez nas gorącej kąpieli, która naprawdę była potrzebna i pójście spać.

Dni mijały bardzo spokojnie mieszaniec nie zjawił się już u nas ani nie był wyczuwane przez nasze zwierzęta z powodu, czego mogliśmy wrócić do normalnej codzienności, dzieciaki wróciły do domu, a my znów mogliśmy spokojnie wychodzić z domu.
– Sorey zabieram Psotkę na spacer – poinformowałem go zapinając smycz na obrożę suczki.
– Tylko uważaj na siebie – Poprosił, podchodząc do mnie bliżej łącząc nasze ustaw nam jednym pocałunku. – Najchętniej poszedłbym tam z tobą, ale Psotka bardzo mnie nie lubi, a nie chcę jej stresować – Wytłumaczył co oczywiście doskonale rozumiałem, Psotka bardzo go nie lubiła, a ja mimo czterech chęci nie potrafiłem tego zmienić, najwidoczniej tak po prostu musi już być.
– Obiecuję, że będę – Obdarowałem go najpiękniejszym uśmiechem, na jaki było mnie stać, zabierając sunie na spacer.
Przyjemny wiatr, zachmurzone niebo lekkie powietrze tego naprawdę było mi trzeba.
Zadowolony wyjściem z domu skupiłem się na spacerze, zwracając uwagę na Psotkę, która przez cały czas nerwowo rozglądała się dookoła.
– Coś się stało? – Zwróciłem się do suni, nim i ja poczułem czyjąś obecność.
Nie zdążyłem nawet zareagować, a mój prześladowca był już przy mnie Psotka, stając w mojej obronie mocno oberwała, a ja, mimo że próbowałem nas ochronić szybko zostałem sprowadzony do parteru, widząc mroczki przed oczami, tracąc kontakt ze światem.

Otworzyłem oczy, czując ból głowy i nudności spowodowane zapachem, który uderzał w moje nozdrza.
– Księżniczka się w końcu obudziła – Usłyszałem w ciemności głos mężczyzny.
– Czego chcesz, gdzie jesteśmy? – Patrząc w ciemność szukałem go nie wiedząc, gdzie jestem.
– Nie musisz wiedzieć, gdzie jesteś, na pewno nikt przeszkadzać nam nie będzie. A chcę tego, co możesz mi dać – Słysząc go za sobą krzyknąłem, czując jego ostre zęby w swojej skórze, próbując się uwolnić, czując słabnące ciało i umysł który z każdą sekundą stawał się coraz słabszy, nie mając siły walczyć z jego uściskiem i więzami które zaciskały się na mnie przy każdym najmniejszym ruchu, zabierając mi siłę i oddech którego tak bardzo pragnąłem…

<Pasterzyku? C:> 

Od Haru CD Daisuke

Podejrzewałem, że będzie się o mnie martwił, w końcu zawsze tak robi kocha mnie, a ja kocham go, dlatego czujemy tak silną miłość i poczucie zaopiekowania się drugą kochaną przez siebie osobą.
– Obiecuję, że w razie co dam ci znać, a teraz już się o mnie tak nie martw i odpocznij tobie też się przyda – Ucałowałem go w czoło łagodnie, głaszcząc po włosach, pomagając mu się nie tylko odstresować, ale i lepiej poczuć, wiedząc, że tego właśnie potrzebuje odpoczynku już dość dziś zrobił.
Daisuke coś do mnie powiedział tak niewyraźnie, że nawet mój wpatrzony słuch nie był w stanie tego wyłapać.
Nie przejmując się tym wciąż gładziłem jego włosy, słuchając dźwięków wydawanych przez świat. Morze, las przechadzające się w nim zwierzęta i nasz mały kotek, który mruczał przyjemnie, leżąc przy nas.
Kochane stworzenie, jak dobrze, że je uratowaliśmy dzięki nam będzie miała bezpieczne życie i kont, w którym już zawsze będzie szczęśliwa.
Pilnowałem ich przez cały czas ich spoczynku, dbając o to, aby nic im nie zagroziło, bo, mimo że mój brzuch nie był w najlepszej kondycji, gdybym tylko musiał zabiłbym w obronie moich bliskich, nawet gdyby rana znów mi się otworzyła.
Mój ukochany obudził się kilka godzin później wyglądając na znacznie lepiej kontaktującego, zdecydowanie czuł się lepiej, chociaż przez chwilę zobaczymy jak później się to zakończy.
– Wyspałeś się? Jak się czujesz? – Od razu zalałem go mnóstwem pytań, chcąc być pewien był jak się czuje i czy przypadkiem czegoś nie potrzebuję, bo jeśli potrzebuję to wstaję i mu przyniosę.
Oczywiście wiem, że nie powinienem i wiem, że to nie będzie dobre dla mojego ciała, ale czy mam pozwolić mu robić wszystko samemu, kiedy to ledwo trzyma się na nogach? No myślę, że nie jego rana jest równie poważna co i moja, z tą różnicą, że ja mam ranę na brzuchu, a on na szyi.
– Czuje się lepiej i tak jestem wyspany – Stwierdził, uśmiechając się do mnie łagodnie, podnosząc się do siadu, kładąc dłoń na bandażu, który zakrywał jego ranę, krzywiąc się przy tym delikatnie. – A ty jak się czujesz? Nie zrobiłem ci krzywdy? – Został, od razu, zmieniając temat, skupiając się na moim zdrowiu, a nie na swoim, a to niedobrze, powinien myśleć też o sobie i dobrze to wie.
– Nie uderzyłeś mnie, ani nawet nie naruszyłeś mojej rany, nie spałem i dlatego pilnowałem i twój sen i twoje ruchu – Wytłumaczyłem, całując go w czoło uśmiechając się przy tym ciepło do mojego ukochanego panicza.
– Nie spałeś? A powinieneś to niezdrowe dla ciebie – Kochany, nawet bardzo kochany, martwi się o mnie i chcę, aby wszystko było ze mną dobrze, no i jak go tu nie kochać.
– Skarbiec ty mój jedyny ukochany nie chciało mi się spać, dlatego nie spałem, gdybym potrzebował snu poszedłbym spać – Zapewniłem go cmokając w czoło.
Mój ukochany przyjrzał mi się uważnie ciężko wzdychając.
– Oczywiście – Burknął coś już zapewne w głowie sobie układając, czasem zdecydowanie za dużo myśli. – Pójdę zrobić ci zioła, na pewno poprzednie przestały działać potrzebujesz może jeszcze czegoś? – Pytając od razu wstał z łóżka, zerkając na mnie kątem oka.
– Niczego nie potrzebuję chcę mieć tylko przy sobie mojego pięknego panicza – Wytłumaczyłem, nie myśląc nawet o ziołach są sprawy ważniejsze od ziół, a on Zdecydowanie był dla mnie najważniejszy.

<Paniczu? C:> 

sobota, 24 sierpnia 2024

Od Soreya CD Mikleo

Po wszystkim wpatrywałem się w jego ciało oraz swoje małe dzieła, które uczyniłem Co jak co, ale jego blade ciało było najpiękniejszym płótnem, jakie mogło istnieć, i każda malinka, siniak, zadrapanie, czy kropelka krwi, która gdzieś mi się zawieruszyła. Cóż mogę powiedzieć, zdarza się nawet najgorszym łajdakom. Podobnie, jak też nie planowałem rozrywać jego bluzki. Cóż mogę powiedzieć, bardzo potrzebowałem dostać się do jego cudownych pleców, chcąc oznaczyć je śladami moich zębów, pasują do niego idealnie. Kiedy leżeliśmy na twardych deskach przesunąłem palcem po jego kręgach, a jego ciało od razu zareagowało dreszczem przyjemności przebiegającym po całym ciele, doskonale dla mnie wyczuwalnym. 
- Jeszcze ci mało? – zapytałem rozbawiony, patrząc na mojego zmęczonego, leżącego na brzuchu męża. Mocno go dzisiaj wykończyłem, ledwo mi tutaj dychał, ale jak sam mnie ładnie prosił, bym dawał mu i więcej, i więcej, , to miałem mu odmówić? No przecież byłbym okrutnym demonem, gdybym tak nie postąpił. 
- Ciebie zawsze mi mało – wyznał zmęczonym głosem, co mnie rozbawiło. Było mu mnie mało, ale siły to on już żadnej nie miał. Mimo, że za każdym razem wytrzymywał coraz to dłużej, jeszcze nie zdarzyło się tak, bym to ja miał dosyć. Przerywałem tylko i wyłącznie ze względu na niego nie chciałbym, by coś się mu stało. Przecież to był mój mąż, moja Owieczka, moja suczka, o którą musiałem dbać w każdym aspekcie, by mnie nie zdradziła i nie odeszła do kogoś innego. A jak wiadomo, psy pozostają przy tych, kto je dobrze traktuje i daje jeść. Jeżeli sperma wlicza się do tego, to moja suka jest wręcz przeżarta. 
- Szkoda, że twoje ciało nie nadąża nad twoim umysłem i sercem – przyznałem, gładząc jego policzek, który był mokry, od łez i potu. Zdecydowanie przed powrotem powinien wziąć ponowną kąpiel w jeziorze. I pozbyć się tej bluzki. Gdyby nie moje znak na jego ciele mógłby wrócić bez nich, no ale... właśnie, lepiej je jakoś zakryć prze dziećmi. I oczywiście należy zakryć jego cudowne ciało przed tym zboczeńcem, nigdy nie wiadomo, czy nie podgląda go w tym momencie. Może się nam nawet przyglądał, jak się pieprzyliśmy? Kto wie, co takiemu w głowie siedzi, nie jest normalny, więc i pewnie nienormalne rzeczy. 
- Jeśli potrzebujesz, możesz wykorzystać moje ciało w sposób, w jaki tylko chcesz – zaproponował, na co tylko się delikatnie uśmiechnąłem. Wiedziałem to doskonale. Ale czy chciałem? Niekoniecznie. Nie będzie przecież miał siły reagować, a ja lubię, jak krzyczał, wypinał się, zaciskał na moim przyjacielu, wił się, pragnąc więcej i więcej... Po prostu kochałem, jak reagował, i to tak żywo reagował. Nie zadowolę się jakimś drobnym drżeniem jego ciała. To dla mnie za mało. 
- Poczekam, aż wydobrzejesz. Wtedy jest znacznie lepiej – wyznałem, nie przestając gładzić jego policzka. – Ściemnia się. Powinniśmy wracać, nim dzieciaki wymyślą coś głupiego – odpowiedziałem, nie mając wielkiej ochoty na powrót do domu. Tu było mi wygodnie, mimo tego, że przecież były to zwykłe deski, trochę twarde, ale to miejsce było całkiem piękne. A mój mąż na tle tego wszystkiego najpiękniejszy, oczywiście. 
- Więc muszę się umyć – odezwał się, także z niechęcią podnosząc się do siadu. 
- Oj, zdecydowanie by ci się przydało – odezwałem się złośliwie, przyglądając się jego ciału. Oj, zdecydowanie, będzie musiał jakoś je zakryć. Może oddam mu moją bluzkę? Będzie na niego trochę za duża, ale to przecież tylko na chwilę, chociaż ja tam bym się nie obraził, gdyby tak częściej i dłużej chodził w moich rzeczach... 

<Owieczko? c:>

Od Daisuke CD Haru

 On chyba sobie żartuje, czy on w ogóle wie, co robi? To przecież było skrajnie nieodpowiedzialne. Przecież takim przytuleniem mnie do siebie mógł przecież krzywdę sobie zrobić, a gdybym go tak uderzył łokciem w brzuch? Albo w jakiś inny sposób go uszkodził? To, że jest wilkołakiem i ma przyspieszoną regenerację ciała nie oznacza, że może zachowywać się tak nieodpowiedzialnie, bo nigdy się nie wykuruje, a przecież nie tego chce. Chce wracać do domu, i dopóki jego rana się nie zrośnie, nigdzie nie jedziemy, a jeżeli tak się będzie zachowywał, no to wyjdzie na to, że i zimę tu będziemy musieli zrobić. 
- Nie mogę spać przy tobie, mogę cię skrzywdzić, jak to miało już miejsce – przypomniałem mu, już szukając sposobu, by się od niego jakoś odsunąć i jednocześnie nie sprawić mu bólu, co było ciężkie. Tak mnie objął, że nie mogłem się ruszyć. I pewnie zrobił to specjalnie. Poczuł się trochę lepiej i od razu myśli, że jest panem świata, przynajmniej dopóki go znów nie zacznie boleć. 
- Wystarczy, że nie będziesz się ruszał i wszystko będzie w porządku – stwierdził, wielce dumny z siebie. Jak go przypadkiem uderzę, to nawet lepiej, taką głupotę trzeba ukarać. Kogo ja oszukuję, teraz tak myślę, a jak przyjdzie co do czego, pewnie będę się o niego martwił. Za dobre serce mam do niego. 
- To nie jest taka prosta sprawa. Mogę się ruszyć przez sen, albo będę musiał wstać do łazienki, i zobaczymy, czy wtedy też będziesz tak zachwycony – burknąłem niezadowolony, patrząc na niego spode łba. Leżałem przy jego boku, z głową na jego klatce piersiowej, trzymając ręce przy sobie, bo mimo tego, że wygodniej byłoby mi się do niego przytulić, ale bałem się, że sprawię mu ból. I dalej szukałem okazji, by się od niego odsunąć. 
- Przeżyję, najważniejsze, byś wypoczął – odpowiedział, szczerząc się do mnie głupkowato. Coś ma za wesoły humor jak na to, w jakim stanie się znajdował. – Rozluźnij się, kochanie. I odpocznij. Zasługujesz na to – dodał, chwytając moją dłoń i nim położył ją po drugiej stronie swojego ciała, ucałował jej wierzch. 
- Położyć się też mogę na drugim łóżku, albo na kanapie, której na szczęście nie rozwaliliście. Będzie to dla ciebie bezpieczniejsze – zaproponowałem alternatywne rozwiązanie, które złe nie było. Co prawda, leżąc tu tak przy nim mogłem kontrolować, czy przypadkiem nie wstaje, ale bardziej przerażało mnie to, że mogę mu sprawić ból. 
- Ale ja muszę wypoczywać przy moim paniczu, wtedy najlepiej mi się wypoczywa – wyznał, gładząc moją dłoń. 
- Głupek z ciebie – burknąłem czując, że jestem na straconej pozycji i żadne logiczne argumenty do niego nie trafią. 
- Dokładnie tak. Zdrzemnij się – kontynuował, nie przestając gładząc mojej dłoni. 
- Ale gdybyś czegoś potrzebował, albo coś cię bolało, albo było coś nie tak, masz mnie obudzić – rozkazałem, używając najbardziej poważnego tonu, na jaki było mnie z tym ochrypłym głosem stać. I to w sumie nie brzmiało bardzo poważnie. Głupie gardło. Chciałbym, żeby już było zdrowe, i bym mógł mówić normalnie, i też bezproblemowe spożywanie jedzenia oraz napojów byłoby miłe... ale chyba jeszcze bardziej chciałbym, by Haru już wyzdrowiał. To dzięki niemu przeżyłem i nie zostałem przemieniony w żywego trupa. Tego mu nigdy nie zapomnę. 

<Piesku? c:> 

piątek, 23 sierpnia 2024

Od Mikleo CD Soreya

Czy byłem grzeszny? I tak, i nie, nie sprowadzałem żadnego człowieka na złą drogę ja tylko musiałem mojego męża, a to przecież nie grzech. Bóg nie zabrania kuszenia drugiej osoby, która jest twoją połówką na grzeszne rzeczy, seks jest naturalny może nie ten między demonem a aniołem, ale to wciąż mój mąż, z którym wziąłem ślub, kiedy był aniołem, a więc czy to grzech? Może odrobinę, ale już za późno, aby odwrócić się od tej decyzji kocham tego mężczyznę bez względu na to, czy jest demonem, czy aniołem, czy był człowiekiem jego rasa w tej chwili najmniej mnie obchodzi, bo najważniejsze jest to, że to wciąż ten sam facet, z którym się ożeniłem.
– Możesz uczynić ze mną co tylko chcesz, jestem w stanie zrobić dla ciebie wszystko, na co tylko masz ochotę pod warunkiem, że będę w stanie to zrobić – Wyszeptałem, łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku, wsuwając dłonie pod jego koszulkę.
Mój mąż zamruczał cicho nie ukrywając zadowolenia z powodu czynu, którego się dopuściłem bardzo chcąc go dotykać i bardzo chcąc, aby wziął mnie tu i teraz, tak jak kiedyś, gdy byliśmy młodzi, nieodpowiedzialnie i szaleni, kochając się w jeziorze, nie patrząc na otaczający nasz świat, chcąc być ze sobą jak najbliżej się da, na każdy możliwy sposób.
– Lubię, gdy tak mówisz, lubię, gdy jesteś mi podporządkowany i tak rób, a zawsze będziesz nagradzany – Wymruczał, gryząc mój obojczyk mocno zaciskając dłonie na moich udach, wydobywając z moich ust ciche westchnięcie pełne podniecenia…
Nic jeszcze się nie stało, a już czułem ogień w żyłach, czułem narastające podniecenie, które wzrastało po każdym kolejnym uderzeniu mocno zaciskając usta, aby nie widać z siebie zbyt głośnego dźwięku, bojąc się przyłapania przez dzieci, które mógłby mnie usłyszeć.
Sorey, pieszcząc mojego ciało szybko to wyłapał, odrywając usta od mojego ciała.
– Chcę cię słyszeć głośno i wyraźnie – Rozkazał a ja mimo obaw posłusznie zrobiłem to, co rozkazał.
Pragnąc go całego błagałem o więcej mimo narastającego bólu, błagałem o więcej czując pływającą po moim ciele krew, którą zlizywał, nie chcąc zmarnować ani kropli.
Sorey nie był dla mnie litościwy, pokazując mi, do kogo należą i gdzie jest moje miejsce, dominując mnie całkowicie, a ja, ja nie stawiałem oporu, dobrze było mi z tym, za kogo mnie ma, mogłem być dla niego suką, jego prywatną dziwką na zawołanie i krwiodawcą bez gadania oddającym mu tyle krwi, ile tylko potrzebuję.
Mój mąż odwrócił mnie na brzuch mocno chwytając włosy, przy pomocy których odchylił moją głowę do tyłu drugą, chwytając moje biodro wchodząc we mnie najostrzej, jak tylko potrafił mocno poruszając się w moim wnętrzu głowę bez ostrzeżenia, przyciskając do mostku mocno ją trzymając.
Nachylając się nade mną oblizał usta, otwierając usta, wgryzając się w moje ramie, nie postępując ani odrobinę ostrożnie, zadając mi ból w każdy możliwy sposób, wiedząc, jak bardzo go lubię nigdy, nie chcąc mu tego odmówić, kochałem go tak bardzo, że w stanie byłem zrobić wszystko w zamian, pragnąc tylko ostrego traktowania jak sukę, którą w jego myślach tak właściwie jestem, nie opierając się temu, jestem, czym tylko chciał i będę, kim tylko rozkaże.

<Pasterzyku? C:>

Od Haru CD Daisuke

Czułem się dobrze, o ile taki ból można nazwać dobrym bólem, na pewno jest to znośny ból, ale to nic narzekać nie będę jakoś sobie z tym poradzę, z gorszych rzeczy musiałem się wylizać.
– Czuje się lepiej, znacznie lepiej – Przyznałem, powoli, podnosząc się do siadu z cichym sykiem, chyba jeszcze za wcześnie na takie ruchu, ale jak to się nie ruszać, kiedy ciało boli od ciągłego leżenia.
– Nie podnoś się możesz naruszyć ranę – Usłyszałem głos męża, który od razu chciał mi pomóc, mimo że nie było takiej potrzeby.
– Nic mi nie będzie, nie mogę przecież cały czas leżeć moje ciało i z tego powodu potrafi cierpieć – Wyjaśniłem, opierając się plecami o ramę łóżka, skupiając na, nim swoje spojrzenie, musząc upewnić się, czy aby na pewno dobrze się czuje, może i ja jestem obolały, ale i on sam w najlepszej kondycji nie jest, a to oznacza, że powinien martwić się o siebie ja sobie świetnie radzę, moje ciało ma się w coraz to lepszej kondycji, a przynajmniej tak mi się wydaje, nie jestem człowiekiem, a więc moje ciało się szybciej leczy, ale on, on nie ma tak dobrze, a co za tym idzie powinienem się skupić na, nim, a nie na sobie tak jak on powinien skupić się na sobie, a nie na mnie. – Bardziej interesuje mnie to jak ty się czujesz, może i nie wyglądasz źle, ale emanuje od ciebie ciężka energia, coś cię trapi? Coś się złego dzieje? Rana cię boli? A może coś innego zakłóca twój spokój? – Czułem, że coś było nie tak, tylko nie wiedziałem co, a może nic mu nie było, tylko tak mi się wydawało sam już nie wiem.
– Nic mi nie jest trochę mnie boli szyja, natomiast to nic w porównaniu do tego, jak ty się czujesz, ja nie mam wielkiej ranny brzuchu, która w każdej chwili znów może się otworzyć – Stwierdził, podchodząc do mnie, wyglądając na bardzo zmęczonego, moje biedactwo im bliżej jest, tym bardziej odczuwam jego zmęczenie.
– Wciąż sądzę, że powinieneś zająć się sobą, twoje ciało może gorzej znosić spotkanie z wampirem poza tym ugryzł cię, a ty zamiast uważać na siebie pewnie, posprzątałeś dom, nie kładąc się obok mnie, a to źle, musisz dużo odpoczywać – Zwróciłem się do niego od razu, dostrzegając jego spojrzenie i otwierające się usta. – Tak wiem, tak jak i ja – Dodałem, aby usłyszał to, co usłyszeć chciał.
Mój panicz chciał coś tam mówić, ale czy ja go słucham? Jak najbardziej, ale nie w tej sytuacji, teraz myślę, że to ja wiem lepiej. On musi odpocząć i skoro on zadbał o mnie, to ja w tej chwili zadbam o niego.
Chwytając za dłoń męża pociągnąłem ją do siebie, zmuszając do położenia się obok.
– Co ty wyprawiasz? – Usłyszałem, mając Daisuke przy sobie najbliżej, jak się tylko da, nie zwracając uwagi na ranę, którą posiadałem na swoim brzuchu.
– Przytulam do siebie męża, który nie chce odpoczywać, a więc teraz ja muszę dopilnować, aby wszystko było z, nim jak najlepiej, może, dzięki temu pozwoli sobie na krótki spoczynek pomagający mu w szybszym dojściu do siebie.

<Paniczu? C:>