Zacząłem analizować wszystkie za i przeciw tego mojego pomysłu, i jak na razie więcej widziałem tu plusów. A tak właściwie jeden, potężny, otóż nic mu się nie stanie, kiedy to nie będziemy razem spać. I to było dla mnie bardzo ważne. Co prawda, jego rana bardzo ładnie się goiła, ale do całkowitego wygojenia jeszcze trochę czasu.
- Śpiąc osobno nie będę w stanie cię zranić. Nie uderzę cię przez sen, nie ścisnę cię za mocno, a jeżeli chcesz wracać szybko do rezydencji, to musi się ona goić bezproblemowo – wyjaśniłem, odkładając swoje potrzeby na bok. Owszem, spanie bez niego będzie dla mnie trudne, już przywykłem do spania z nim i wtulania w jego cudownie ciepłe ciało, co jest jeszcze przyjemniejsze zwłaszcza moją gorączką. Strach jednak przed tym, że coś mu mogę zrobić, był za duży. Ostatnio sprawiam mu bardzo dużo bólu psychicznego, nie chcę więc teraz dokładać mu fizycznego.
- Skoro ty nalegałeś na to, bym spał z tobą, kiedy miałeś połamane żebra, to teraz ja będę nalegał na to, byś spał ze mną, zwłaszcza, że naprawdę nie jesteś w żaden sposób mnie skrzywdzić. Przez sen się nie rzucasz, a i nie masz tyle siły, mnie ścisnąć – powiedział, czym lekko mnie obraził.
- Z tym drugim się nie zgadzam. Przypominam ci, że przed tym całym twoim wilkołactwem bez problemu byłem w stanie wziąć cię na ręce i zanieść do rezydencji – mruknąłem, pusząc lekko policzki. Ja wiem, że w porównaniu z nim to faktycznie jestem słaby, ale w porównaniu ze zwykłymi ludźmi myślę, że nie prezentuję się najgorzej.
- Wiem, wiem, ale mi krzywdy nie zrobisz, chyba, że będziesz napierał bezpośrednio na ranę. A zanim cokolwiek poważnego mi się stanie, zdążę zareagować – uspokoił mnie, chwytając moją dłoń. – Zresztą, aby wydobrzeć, muszę dobrze sypiać, a bez ciebie się nie wyśpię, a jak nie będę wyspany, to moje rany będą się gorzej goić, a tego nie chcesz – dodał, wytykając wszystkie dziury logiczne w mym planie.
- Nie dasz mi szansy na szlachetny uczynek? – spytałem, cicho wzdychając.
- Bardziej szlachetne z twojej strony byłoby, gdybyś ze mną spał – odpowiedział z łagodnym uśmiechem, gładząc mój policzek.
- Wychodzi więc na to, że codziennie wykonuję szlachetne uczynki. Jakże hojny muszę być – zażartowałem sobie szeptem czując, że moja krtań osiągnęła swój limit i albo będę szeptał, albo będę brzmiał jak jakaś zarzynana świnia.
- Oczywiście, jesteś najlepszy – przyznał, w co normalnie bym uwierzył, ale po moich ostatnich rozważaniach mocno w to wątpiłem, bo jak na razie wszystko wskazuje na to, że to on jest najlepszy. – Może zrobię ci coś ciepłego do picia na to twoje biedne gardełko?
Jako, że nie byłem w stanie za wiele powiedzieć, pokiwałem głową, na co Haru uśmiechnął się szeroko, pocałował mnie w czoło i opuścił sypialnię, zostawiając mnie samego z Ametyst. Widziałem jego rany, wyglądały stabilnie, dlatego też stwierdziłem, że może się trochę poruszać. Trochę go znałem i wiedziałem, że nie byłem w stanie utrzymać go w łóżku. Czując chłód przebiegający po moich plecach opatuliłem się kołdrą, wpatrując się w okno, za którym rozpadało się na dobre. Od razu na sam widok ściany deszczu zrobiło mi się chłodniej. Dobrze, że się tak nie rozpadało w nocy, bo wtedy chyba bym jakieś zapalenie płuc miał z tą moją nietolerancją na chłód.
- Dziękuję. Nie mówiłeś mi jeszcze, co tak właściwie cię zaatakowało – odezwałem się szeptem, kiedy wrócił do mnie z kubkiem gorącej czekolady, z bitą śmietaną i cynamonem. Miałem nadzieję na jakąś herbatę, nie bombę kaloryczną, on chyba chce, bym przytył, tylko nie rozumiem, jaki by miał z tego profit.
<Piesku? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz