Ależ oczywiście, że nie mógł mnie posłuchać, nie byłby sobą, gdyby chociaż raz grzecznie postąpił zgodnie z moją prośbą. A później mu się rana otworzy, będzie się babrać, goić wieki, nabawi się jakichś powikłań, nie daj Boże wda się zakażenie, i co? I wydam oczywiście mały majątek na to, by go wyleczyć, bo oczywiście nie dałbym mu umrzeć.
- Proszę, uważaj tylko na siebie i nie przeginaj, dobrze? – poprosiłem wiedząc, że mu do rozsądku nie przemówię. – Idę się zająć końmi – dodałem chcąc, by wiedział, gdzie wychodzę. Teraz zajmę się końmi, potem zjem śniadanie, umyję się, przebiorę, i będę musiał udać po medyka. Też dobrze byłoby jakoś tę moją temperaturę obniżyć, bo rozprasza mnie to uczucie osłabienia. Tylko, czy my tutaj mamy jakieś środki do zwalczania temperatury? Nie wydaje mi się. Więc jeszcze przy okazji coś sobie muszę kupić.
- Skoro ja mam wypoczywać, to ty także powinieneś. To na razie tylko przeziębienie, ale może przerodzić się w coś groźniejszego – odezwał się, zerkając na mnie z niepewnością.
- To samo mogę powiedzieć o twojej ranie. Poza tym, ktoś musi zająć się końmi. Ty, z uwagi na swoje rany, powinieneś omijać takie aktywności, a mi się wielka krzywda nie stanie, dlatego wierzchowce będą na mojej głowie – wyjaśniłem, trochę poddenerwowany. Martwiłem się o tego głupka, i to mocno, i jeszcze do tego wszystkiego moje przeziębienie, ono mi absolutnie nie poprawiało humoru.
- Tylko się nie przemęczaj – poinstruował mnie trochę tak, jakby był małym dzieckiem.
- Lepiej spójrz w lustro i to powtórz – burknąłem, dopiero po chwili zdając sobie sprawę, jak to mogło brzmieć. – Przepraszam, ta złośliwość była niepotrzebna. Jestem zmęczony, i też martwię się o ciebie, i jestem chyba przez to trochę bardziej przewrażliwiony. Lepiej już pójdę – powiedziałem, po czym opuściłem dom, nim kolejne złośliwości opuściłem dom.
Mimo, że na zewnątrz było cudownie ciepło, i promienie słońca przyjemnie pieściło moją skórę, miałem dreszcze. Pomimo tego złego samopoczucia wymieniłem wodę naszym wierzchowcom, podałem im paszę, a nawet wyczesałem je, i po tym byłem już padnięty, i jedyne, na co miałem ochotę, położenie się i otulenia kołdrą. Także miło by było, gdybym mógł przytulić się do Haru, ale z oczywistych względów powinienem ograniczać z nim tak bliski kontakt, dla jego dobra. Powinienem już wczoraj w nocy udać się po medyka, a nie iść spać... oby jego rany przez tę noc się nie pogorszyły.
- Wyglądasz strasznie – usłyszałem od Haru, kiedy tylko wróciłem do domu.
- Uwielbiam słuchać komplementów z twojej strony – mruknąłem, siadając do stołu. Nie miałem wielkiej ochoty na jedzenie, ale też nie chciałem, by jego praca poszła na marne.
- Temperatura ci chyba skoczyła, powinieneś odpocząć – powiedział, wcześniej położywszy dłoń na moim czole. W porównaniu z moją rozgrzaną skórą, jego dłoń wydawała się być chłodna, a to nie jest coś, co często czuję.
- Nie mam czasu na takie rzeczy. Muszę tu przyprowadzić jakiegoś medyka, by zerknął na twoje rany, niektóre z nich były naprawdę paskudne. Bandaże nie przebiły? Nie trzeba ci zmienić jakiegoś opatrunku? – spytałem, chwytając za kubek z gorącą kawą, by się trochę ogrzać.
<Piesku? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz