Delikatnie zmrużyłem oczy na jego słowa i zmarszczyłem brwi, starając się go zrozumieć. Czemu nagle stwierdził, że nie chce wracać, jak jeszcze do niedawna chciał? Owszem, ja chciałem, wracać, i to wracać sam, bo uznałem, że ja jestem problemem i że beze mnie lepiej by mu się tu czas spędzało, a nie dlatego, że miałem dosyć tego miejsca, chociaż faktycznie, trochę to miejsce przeklęte było. On chciał wracać, bo miał mnie dosyć. Wydaje mi się, że to jest spora różnica jest.
- Uważam, że nie powinienem stać na twojej drodze do szczęścia, i jeżeli masz tu czuć się źle ze mną, to lepiej, byś wrócił do domu – powiedziałem ostrożnie i niepewnie, trochę zagubiony w tym wszystkim. Nie chciałem się kłócić, nie było to w mojej intencji, ja tylko chciałem go zrozumieć, i jak na razie średnio mi to idzie.
- Ty jesteś moim szczęściem, nigdzie bez ciebie nie idę i zakoduj to sobie w głowie i nie pleć głupot – odpowiedział, co jeszcze mnie bardziej zastanowiło i poczułem jeszcze większe zagubienie. Jeżeli jest się nieszczęśliwym, to robi się wszystko, by z tego nieszczęścia wyjść. A on robił coś zupełnie odwrotnego. I że to ja jestem skomplikowany...
- Nie rozumiem – przyznałem szczerze, nie potrafiąc znaleźć żadnego logicznego wytłumaczenia jego zachowania.
- Nie ma tu nic do rozumienia, po prostu nie chcę wracać do domu bez ciebie, to wszystko – odpowiedział, co dalej było dla mnie niezrozumiałe.
- I przez to jesteś zmuszony tutaj siedzieć i nie jesteś szczęśliwy. Jaki jest tego sens? – pytałem dalej dostrzegając na jego twarzy zirytowanie. Chciał, bym się zamknął. A ja chciałem zrozumieć. Pewnie znów zacznie być na mnie zły, pokłócimy się, a ja na dodatek nie będę wiedział, o co chodzi.
- Kiedy powiedziałem ci, że jestem tutaj nieszczęśliwy? – spytał, i to takim tonem, że trochę odechciewało się wszystkiego. Od razu słychać było, że miał mnie dosyć. Jak jednak się miałem rozwijać bez pytań? Dla niego to było coś normalnego, dla mnie niekoniecznie, ale jak mi ma odpowiadać takim tonem, to ja chyba podziękuję za takie tłumaczenia, chociaż nie lubię ufać komuś na ślepo. Lubię wiedzieć, dlaczego nie mam racji, ale w tym przypadku sobie chyba odpuszczę.
- Gdybyś nie był nieszczęśliwy, nie chciałbyś stąd wyjeżdżać – odpowiedziałem cicho, spuszczając wzrok.
- Więc skoro tak nie powiedziałem, nie wkładaj mi słów w ust, których nie powiedziałem, bo to rani.
- Wybacz, że staram się cię zrozumieć oraz staram wysuwać logiczne wnioski ze skomplikowanego, ludzkiego zachowania – bąknąłem tracąc już jakąkolwiek ochotę do nauki. Chce, bym się uczył i poprawiał swoje zachowanie, a kiedy chcę coś rozumieć i zadaję pytania, on się denerwuje. Nie mając wielkiej ochoty na rozmowę ze względu na swoje gardło, a także na to Haru, wyrzuciłem stare bandaże i wróciłem do łóżka, opatulając się kołdrą, tracąc aktualnie wszelką ochotę na cokolwiek. Nie czułem się winny w tej sytuacji, zadawałem normalne dla mnie pytania, mając na uwadze przecież jego dobro, a on się denerwuje. Dla niego to może być logiczne, jak dla mnie logiczna może być rachunkowość czy biznes. Z jednej strony byłem na niego zły, a także i jednocześnie smutny za to, jak się zachował. Niech robi co chce, tylko niech mi później nie narzeka, że mu tu źle.
<Piesku? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz