Co chciałbym, by było w tym pakcie? Oczywiście wszystko, co wiąże się z jego miłością do mnie, a ja oddałbym mu wszystko, co mogę, by zapewnić mu bezpieczeństwo, bo moją miłość zawsze mieć będzie. Chyba udowodniłem mu to wystarczająco dużo razy, i w tym życiu, i poprzednich, i zawsze będę mu udowadniał, ilekroć będzie chciał. I żadnemu Bogu nic do tego. Nikt mi go nie odbierze. Rzucę wyzwanie każdemu, kto będzie chciał nas rozdzielić, czy silniejszy ode mnie, czy słabszy, czy przeciwnik niemożliwy. Wolę polec w walce o Mikleo niż żyć bez niego.
- Na pewno chciałbym to samo, co miałem wcześniej. Chcę, byśmy byli jednością, bym mógł czuć to, co czujesz ty, bym mógł wiedzieć, gdzie się znajdujesz, wiedzieć, co cię kłopocze. To na pewno. Chciałbym też twojej obietnicy bezgranicznej miłości do mnie, ale też nie wiem, czy to nie zniszczy naszego uczucia – wyznałem, cicho wzdychając. Takie zmuszanie do miłości nie było chyba zdrowe. A będę miał pewność do tego, że mnie kocha, mając dostęp do jego uczuć i myśli. – O, i jeszcze bym chciał od ciebie posłuszeństwa. Tak, posłuszeństwo przy tak nieposłusznej Owieczce byłoby bardzo przydatne – dodałem, gładząc jego dłoń.
- Wymagający jesteś – odezwał się rozbawiony, uśmiechając się łagodnie.
- Owszem, ale od siebie mogę dać ci wszystko, co tylko chcesz i sobie wymarzysz – obiecałem, uśmiechnąłem się szelmowsko i raz jeszcze ucałowałem go w rękę. – Posprzątam teraz łazienkę, a tobie daję pozwolenie na to, byś zajął się obiadem. I zwierzakami. I później też ogródkiem, jak będziesz chciał. O, i nie musisz dawać Banshee jedzenia, zabiorę ją zaraz na polowanie – dodałem, doskonale wiedząc, że najwyższa pora na to, by zająć się obowiązkami. Idealnie, bym powiedział. Przyjemności były, i to w formie mnogiej, ja byłem usatysfakcjonowany, Mikleo w końcu dostał dotyku, którego tak bardzo potrzebował, więc można było zająć się mniej przyjemnymi, ale ważniejszymi rzeczami.
- Nie wiem, czy powinieneś Banshee uczyć polować. Co, jeżeli ona zacznie polować na nasze zwierzaki? – wyznał, trochę chyba zmartwiony, ale całkowicie niepotrzebnie. Nad wszystkim panowałem.
- Chęć polowania to w przypadku jej gatunku coś normalnego. Będzie czuła zew krwi, i jeżeli się go nie uciszy, faktycznie, mogłaby stać się niebezpieczna dla istot w jej otoczeniu, dlatego takie polowania są dla niej wskazane. No i też musi uczyć się walczyć, by was bronić. Nie martw się o nic, zajmę się nią i porządnie wytresuję, nie musisz się jej obawiać – odpowiedziałem, podchodząc do niego i pocałowałem go w usta.
Mikleo kiwnął głową, ale dalej nie do końca był przekonany. To nic, w końcu zobaczy, że Banshee nie jest niebezpieczna, nie dla nas. Co prawda, im będzie większa, tym bardziej będzie wyglądać demonicznie, i to może budzić w nim większy niepokój... może powinienem o to zadbać? Zdobyć jakiś kamień z iluzją, czy coś w tym stylu, by wyglądała, jak taki zwykły piesek. Wtedy też mógłbym ją brać do miasta, pomagałaby mi wyhaczyć największych grzeszników... muszę nad tym pomyśleć. Nie chciałbym też przecież, by i Haru, i dzieci, czuły przy niej niepokój. Zaakceptowała tę rodzinę i będzie ją chronić, tak samo, jak ja.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz