wtorek, 20 sierpnia 2024

Od Mikleo CD Soreya

Ja naprawdę nie rozumiałem, dlaczego on sugeruje, że ja kogokolwiek kokietuję nie moja wina, że chcę być miły dla ludzi, a on źle to odbiera, przecież doskonale wie, że go nie zdradzę, a mimo to ech.
– Ja nic złego nie robię – Burknąłem, pusząc swoje policzki nie do końca, czując się winnym tego, jak ludzie zachowują się w stosunku do mnie, a ja jestem tylko miły. Tak naprawdę nie mam sobie wiele do zarzucenia. – Chcesz, żebym do nikogo się nie odzywał i nie uśmiechał? – Zapytałem, zmieniając trochę nastawienie, widząc niezadowolenie malujący się na jego twarzy po wypowiedzianych przeze mnie słowach.
– Jesteś bardzo mądry owieczko szybko połączyłeś kropeczki – No i wszystko stało się jasne, mam z, nim pójść, ale być cicho, nie patrząc na nikogo, nie uśmiechając się do nikogo, najlepiej patrząc w ziemię, aby nikt przypadkiem nie zwrócił na mnie swojej uwagi, denerwując Soreya, który ukaże mnie za to, że ktoś jest dla mnie miły, czasem go nie rozumiem chcę, aby ludzie byli dla mnie mili, ale nie chcę, aby zwracali na mnie uwagę, jedno z drugim się nie łączy.
– Oj skarbie, ludzie mają być dla ciebie mili, ale nie mają cię podrywać, a jeśli nie będziesz zwracał na nich uwagi będą mili, ale nie będą cię podrywać – Jeszcze nie przyzwyczaiłem się do tego, że miesza w moich myślach, wiedząc wszystko, nim zdążę, cokolwiek powiedzieć.
– Dobrze, już dobrze, w takim razie obiecuję, że nie odezwę się do nikogo ani słowem i tak nie zwrócę na nikogo uwagi – Obiecałem, wiedząc, że jeśli tego nie zrobię on nie pozwoli mi wyjść ze sobą z domu, a ja naprawdę bardzo bym tego chciał potrzebuję pobyć chwilę poza domem, a skoro on daje mi taką możliwość, to nie mogę z niej nie skorzystać.
– I to chciałem usłyszeć – Ucałował mnie w czoło, mocno przytulając do siebie, zaczynając głaskać po plecach, przyśpieszając mój proces zasypiania.

Obudziłem się w łóżku całkiem sam niespecjalnie tym faktem zaskoczone, Sorey zapewne przebywał z Banshee na dworze lub spędzał czas z dziećmi, a ja korzystałem z miękkiego łóżka, w którym bardzo lubiłem sobie odpoczywać.
Nie mając ochoty wstać zamknąłem ponownie oczy, ciesząc się ciszą i spokojem który nie potrwał zbyt długo.
Klucha, która wyczuła, że już nie śpię wskoczyła mi na brzuch głośno zaczynając mruczeć.
Odruchowo otworzyłem oczy, patrząc na kotkę, która zaczęła miauczeć błagalnie, ciekawe czy już została nakarmiona, czy jednak jeszcze nie.
Wiedząc, że kotka nie da mi już spokoju wstałem z łóżka, idąc do kuchni, gdzie nikogo nie było, zwierzaki nienakarmione, dzieci zapewne spały, a Sorey gdzieś wybył, tak więc pozostało mi nakarmić zwierzaki, które wydawały się być naprawdę głodne.
– Spokojnie, nikt wam tego nie zabierze – Zwróciłem się do zwierzaków śmiać się z ich zachowania.
Dałem im spokojnie jeść mamo zajmując się sobą, przyjemna kąpiel całego ciała w olejkach pozwoliła mi trochę się odprężyć, umyć porządnie ciało i włosy które również wypadało odświeżyć.
Zadowolony opuściłem łazienkę ubrany w koszulę męża z rozpuszczonymi włosami, które miałem na celu rozczesać i spiąć tak jak to robiłem zazwyczaj.
– Dzień dobry owieczko – Usłyszałem głos mojego męża na dźwięk, którego od razu się uśmiechnąłem.
– Dzień dobry mój panie – Przywitałem się z mężczyzną, podchodząc do niego kładąc dłonie na ramionach, łącząc usta w namiętnym pocałunku, witając się z nim, tak jak należy.

<Pasterzyku? C:> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz