poniedziałek, 12 sierpnia 2024

Od Soreya CD Mikleo

 Byłem pewien, że ktoś obserwował mojego męża. Nie za bardzo wiedziałem, kto to, i czego chciał. Nie czułem pragnień jego serca, żadnego, ani jednego, a to przecież niemożliwe było to, aby ktoś nie miał żadnych mrocznych pragnień. Wyczuwam wszystko, nawet te najmniejsze i najcichsze, a tego typa? W ogóle nie czułem. Ani jego serca, ani jego zapachu. Może się maskuje? Wiem, że są substancje, które sprawiają, że jest się niewidocznym dla demonów, może ten typ użył jedną z nich? Ktoś jest świadom tego,  że jest demon? Albo, co gorsza, powiązał, że to ja jestem tym demonem? Może też to być jakiś wyjątkowo paranoiczny człowiek, ale... co on by robił tutaj? Ruszyłem zaraz w jego kierunku, ale oczywiście go nie znalazłem. Przepadł. Trochę mnie to zaczęło niepokoić... ledwo co się tutaj osiedliliśmy. Chciałem, by moja rodzina miała prawdziwy dom, którego mieć nie będziemy, jeżeli odkryta przez pobliskich ludzi zostanie moja natura. Aniołów lubią wszyscy, ale demony? Sieją tylko zniszczenie. W sumie, to się zgadzam, ale też pragnę zauważyć, że zachowuję się bardzo grzecznie przy mojej rodzinie. Zabrałem duszę tylko jednego grzesznika, i to tylko dlatego, że miał przedziwne myśli wobec mojej córki. I zasługiwał sobie. Krzywdziłby inne dziewczyny, więc, tak jakby przysłużyłem się temu miasteczku w sposób dobry. Jak dla mnie, zrobiłem dobry uczynek. Znaczy, Bóg Mikiego wolałby pewnie nawrócić takiego grzesznika w sposób bezprzemocowy, co nic by nie dało. Ten mężczyzna nie nadawał się do życia w społeczeństwie. Był spaczony i dalej by krzywdził, zaspokajając swoje potrzeby, takiego to stworzył sobie człowieka na podobieństwo. 
- W porządku? – usłyszałem zaniepokojony głos Mikleo, kiedy to bez niczego, wróciłem do domu. 
- Nie wiem. Nie mogę go wyczuć, może się przede mną ukrywać – mruknąłem nieco zdenerwowany, nalewając sobie wody do szklanki, a także dolałem mojej mądrej suni, która pomimo małego ciałka starała się zająć Mikim. 
- Ktoś cię odkrył? – spytał lekko przestraszony, a ja go doskonale rozumiałem, i czułem się z tego powodu źle. Straci jeden dom, i teraz, z mojego powodu może stracić drugi... gdybym tylko znalazł tego typa i się go pozbył, jego potrzeba posiadania miejsca, które może nazwać domem, byłaby bezpieczna. 
- Nie wydaje mi się. Pilnowałem się, by zawsze wszystko było ukryte pod iluzją. Tego faceta pozbyłem się, będąc z dala od ludzi, ale... nie wiem, może czymś się zdradziłem? Może to jakiś paranoik? Albo kolejny dziwny zwyrol – wyznałem, nerwowo uderzając palcem o blat stołu. 
- Hej, spokojnie – odezwał się łagodnie, podchodząc do mnie i chwytając moje dłonie. – Może... ktoś szukał mojej pomocy? I go wystraszyłeś? Albo... jakiś to nasz sąsiad? – jego wytłumaczenia były strasznie słabe i nie miały sensu. Wiedziałem jednak, że stara się znaleźć dla mnie wytłumaczenie, bym się tak nie denerwował. 
- Kimkolwiek by nie był, nie miał prawa na ciebie patrzeć z krzaków. Kto normalny tak w ogóle robi? – warknąłem, dalej czując zdenerwowanie. Nie zasnę, dopóki nie dowiem się, co to za zboczeniec podglądał mojego męża... Banshee jest poniekąd demonem, a skoro ja mam problem z wyczuciem go, to ona tym bardziej. Ale Psotka...? Psotka by mogła. Problem był taki, że ze mną nie pójdzie, a Mikleo, jak i dzieci, z domu nie wyjdą teraz. – Ty nic nie wyczułeś? – spytałem, przyglądając się mu z uwagą. Może da mi jakiś trop, a jak nie, to przetrząsnę cały las w poszukiwaniu tego psychola. A jak go nie znajdę, będę przez całą noc obserwował podwórko, wypatrując go wszystkimi swoimi zmysłami. 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz