poniedziałek, 12 sierpnia 2024

Od Mikleo CD Soreya

Czy wiedziałem, kim był? Nie miałem do końca pewności czułem jedynie, że nie był on człowiekiem czułem od niego demoniczną energię mieszaną z anielską trochę tak, jakby był hybrydą obojgu tych istot, sam nie wiem, czy tak było wiedziałam, natomiast, czego ode mnie chciał i wiedziałem doskonale, że on wiedział, kim byłem ja, doskonale wiedział, jak mnie podejść i wygrać ze mną walkę nawet nie musząc się za bardzo przy tym męczyć, to bardzo niepokojące, jeśli faktycznie ten mieszaniec był taki silny to ani ja, ani mój mąż możemy nie poradzić sobie z pokonaniem go.
– Prawdopodobnie to był Nefili, upadły anioł, hybryda demona i anioła, nie jestem przekonany, czym konkretnie był Wiem, natomiast, że on doskonale wie, kim jestem i co mogę mu dać – Wytłumaczyłem, skupiając się na leczeniu jego ciała, oczywiście sam powiedział, że nie mam go leczyć, ale czy mogłem zostawić go takiego rannego? Nie byłbym sobą, gdybym to zrobił, Tym bardziej że chcę ruszyć za tą istotą, a ja wolę, aby był cały i zdrowy, nie umierając podczas walki, bo gdyby tak się stało to zszedłbym do piekieł i siłą sprowadził go do góry.
– Skąd wie, kim jesteś? I co masz na myśli, mówiąc, że wie, co możesz mu dać? – Zapytał, chwytając moje dłonie, nie pozwalając mi porządnie wyleczyć swoje ciało zapewne, sądząc, że przez to stracę zbyt wiele energii, siły, czegokolwiek innego, nie rozumiejąc, że czułbym się spokojniej, gdy on, ganiając za tym mężczyznom był cały i zdrowy.
– Nie wiem, skąd on to wie, po prostu zachowywał się, tak jakbyś znał każdy mój ruch, wiedział, jak walczę i bez większego problemu pokonał mnie, nie męcząc się przy tym za bardzo – Przyznałem, uwalniając swoje dłonie z jego dłoni. – Chciał tego, co teraz chcesz nawet i ty, moja krew, krew serafina wody każdego kusi tak samo i każdy wie, co potrafi dać – Wytłumaczyłem, ciężko przy tym wzdychając.
– Daj mi się proszę wyleczyć nie chcę, aby zrobił ci większą krzywdę – Poprosiłem, zmieniając trochę temat bardzo chcąc mu pomóc w tym drobnym problemie.
– Nie pozwolę mu zbliżyć się do ciebie to ciało, a nawet ta krew należy tylko do mnie, po moim powrocie podpiszemy pakt, chcę wiedzieć, co się z tobą dzieje podczas mojej nieobecności, chcę czuć twoje emocje i słyszeć myśli potrzebuję tego, aby czuć wewnętrzny spokój – Warknął, podając mi bandaże, którymi miałem opatrzyć jego rany, a przynajmniej te, których nie zdążyłem jeszcze wyleczyć.
– Sorey – Zacząłem bardzo chcąc mu pomóc, nie mogąc puścić go takiego w drogę.
– Nie, nie będziesz marnować swojej mocy i siły, jeśli on wróci, a ja nie będę w pobliżu musisz mieć siłę, aby się bronić nie możesz marnować jej na mnie – Wytłumaczył, wciskając mi w dłonie bandażem, dając mi jasno do zrozumienia co w tej chwili mam zrobić.
Westchnąłem cicho robiąc to czego ode mnie oczekiwał, wiedząc, że kłótnia z nim nie miałaby najmniejszego sensu…
Obandażowałem jego rany, martwiąc się jego spotkaniem z tamtym mężczyznom, co jeśli tym razem skończy się to jeszcze gorzej? Naprawdę nie chciałbym, aby coś się stało, a nie daj Boże został zabity. A tego na pewno nie byłbym w stanie przeżyć.

<Pasterzyku? C:> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz