poniedziałek, 12 sierpnia 2024

Od Mikleo CD Soreya

Musząc zaufać mężowi opuściłem łazienkę, mogąc, tak jak mi polecił zabrać się za przygotowywanie obiadu dla naszych dzieci przedtem jednak, musząc nakarmić zwierzaki, które zachowywały się trochę tak, jakby nie jadły przez dłuższy czas, naprawdę mamy wygłodniałe zwierzaki, aż zaczynam się bać, jaka będzie Banshi, im starsza będzie się robiła, tym bardziej spragniona będzie mięsa i krwi, a znając mojego męża nie będzie to mięso i krew zwierząt.
Starając się o tym nie myśleć zająłem się ważniejszymi sprawami. A karmienie i opiekowanie się Banshee pozostawię mojemu mężowi, który na pewno zdecydowanie lepiej sobie poradzi ode mnie.
Zajęty twoimi obowiązkami usłyszałem głos męża dający mi znać o swoim opuszczeniu domu.
Nie musząc się o niego martwić robiłem to, co do mnie należało wpadając na dość prosty i dobry pomysł na przygotowanie obiadu.
Racuchy z jabłkami, to był mój plan na obiad nie tylko szybki, ale i smaczny do tego mogłem spokojnie dodać jabłka, które niejedzone również mogą zgnić, a ja osobiście bardzo nie lubiłem wyrzucać jedzenia, doceniając każdą złotówkę, której powoli zaczyna nam brakować.
Może w takim wypadku to dobry pomysł, aby poszukać sobie jakiejś pracy? Sorey nie nadaje się do pracy z ludźmi, ja natomiast posiadałem takowe umiejętności, a więc mogłem rozejrzeć się za pracą, nie do końca wiedziałem, co chciałbym robić, ale na pewno musiałbym zacząć coś robić, aby mieć pieniądze na zwierzaki i inne nasze przyjemności.
Podczas robienia placków kilka z nich zjadłem nie mogłam z oprzeć się tej słodyczy mieszanej z delikatną kwaskowością, którą tak bardzo lubiłem.
Gotowe porcje dla naszych dzieci schowałem przed zwierzakami, wiedząc, do czego były zdolne, wysprzątałem kuchnię, w której zrobiłem bałagan, mając czas dla siebie. Soreya wciąż nigdzie nie było, a ja, musząc zająć się sam sobą, zająłem się ogrodem, aby dodatkowo go upiększyć.
W ogrodzie tak samo jak nad wodą całkowicie traciłem poczucie czasu nie do końca, mając pojęcie, co dzieje się wokół mnie i tylko Psotka pilnująca mnie jak oka w głowie, warcząc na jakikolwiek ruch dochodzący z lasu, przy którym mieszkaliśmy.
Biedna psina, jeśli cały czas będzie się tak stresować szybko mi odejdzie z tego świata, a to byłoby zdecydowanie dla niej zbyt wczesne.
– Wróciłem – Usłyszałem głos męża na dźwięk, którego uniosłem głowę do góry na chwilę, zabierając, mając wrażenie, że jeszcze przed chwilą jakaś twarz była przeze mnie widziana w gąszczu.
Sorey chyba coś poczuł, bo, nim zdążyłem, cokolwiek powiedzieć on stał już przy mnie, patrząc w to samo miejsce, w które patrzyłem jeszcze przed chwilą ja.
– Do domu – Usłyszałem zdenerwowany głos męża, który bardzo mnie zaskoczył, nie czułem, aby coś nam groziło, a zmysł mój raczej się nie mylił choć, kto wie może jestem w sporym błędzie.
– Sorey – Nie zdążyłem nawet powiedzieć nic więcej spotykając się z jego bardzo wściekłym spojrzeniem.
– Do domu – Rozkazał, w czym nie miałam zamiaru kłócić się posłusznie głową, ruszając w stronę wyjścia z tarasu, dostrzegając Banshee, która swoim małym łebkiem próbowała pchać mnie do przodu, abym jak najszybciej opuścił to miejsce.
Niepewnie zatrzymałem się w salonie, śledząc od wzrokiem każdy ruch męża, próbując zrozumieć co tak bardzo go zdenerwowało.

<Pasterzyku? C:> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz