Byłem bardzo uradowany tym, co usłyszałem, to było dokładnie to, czego potrzebowałem od niego usłyszeć. Potrzebowałem zapewnienia, że Mikleo jest tylko i wyłącznie mój, potrzebowałem to słyszeć, zwłaszcza od niego. A teraz, jak czułem jego myśli i czułem jego uczucia, było to jeszcze lepsze niż do tej pory. Ależ byłem szczęściarzem, że mam przy sobie takiego anioła, jak Mikleo, że w ogóle mam przy sobie anioła, który jest ze mną z własnej, nieprzymuszonej woli. Który demon by tego nie chciał? Jako, że anioły były dla demonów śmiertelnymi wrogami, wielu z nas jeszcze bardziej ich pożądało; najpierw splugawić, następnie zgładzić. Albo bawić się tak długo, dopóki nie skorumpowałoby się ich całkowicie, zarówno ciało, jak i umysł. Dlatego też Mikleo już przez samo bycie aniołem będzie przyciągał do siebie demony, albo raczej by przyciągał, gdyby miał aurę silniejszą ode mnie, a ją raczej ciężko przyćmić. I bardzo dobrze. Jeszcze tego mi brakowało, by jakieś podrzędne demony kręciły się przy Mikim i próbowały się nim zająć.
- Gdyby dzieci nie było, nagrodziłbym cię ładnie za twoje posłuszeństwo – wyznałem, przenosząc dłoń z jego szyi na policzek, cudowny, mięciutki i gładziutki. Miki był zadziwiony, że to ja jestem zachłanny zapominając, że jeszcze kilka godzin temu sam zachował się bardzo samolubnie nie chcąc, bym walczył dla innych. Oboje jesteśmy siebie warci, tak właściwie.
- Zawsze możemy poczekać na noc, jak dzieci będą spać, i wtedy mogę dostać swoją nagrodę- zaproponował, uśmiechając się do mnie niewinnie. Ktoś tu jest zachłanny, i to wyjątkowo nie jestem ja.
- Mielibyśmy noc dla siebie, gdyby ktoś tu nie dawał głosu jak posłuszna suczka – wymruczałem mu do ucha, które następnie podgryzłem wiedząc, że nie mogę sobie pozwolić na wiele. Dzieci są w domu i podejrzewam, że nie chcą widzieć takich czułości swoich rodziców. Rozumiałem to i szanowałem, dlatego powinienem się powstrzymywać. – Ta hybryda, którą miałem zneutralizować... ciekawe, skąd się wziął – dodałem, patrząc w stronę lasu.
- Cóż, musiał się narodzić na ziemi, ani w niebie, ani w piekle by nie przetrwał – wyjaśnił Miki, na co kiwnąłem głową. Rozumiałem go, ale nie o to mi chodziło.
- Zastanawiam się, z jakiego związku powstał. Czy takiego podobnego do naszego, czy raczej demon zmusił anioła do urodzenia mu potomstwa – wyjaśniłem, gładząc grzecznie jego udo, troszkę wysoko i troszkę bliżej tej wewnętrznej strony, niż tej zewnętrznej.
- Nie słyszałem nigdy o żadnym aniele, który z własnej woli byłby z demonem – odpowiedział, ale nie znaczyło to, że takowy związek, poza tym naszym, nie istniał, chociaż osobiście uważałem to za mało prawdopodobne. Anioły demonów nie trawią. Demony kierują się iście samolubnymi pobudkami, nie są zdolne do kochania. Ja przecież też jestem samolubny, chociaż nie aż tak, jak inni mego pokroju. Pewnie dlatego, że dalej pamiętałem mnóstwo pozytywnych emocji z poprzedniego życia, co było moją siłą i słabością jednocześnie.
- Ja znam takiego jednego i totalnie nie mam pojęcia, co mu w głowie siedzi, skoro się zgodził na związek z paskudnym demonem – powiedziałem uszczypliwie, tuląc go mocno do siebie. – Ale skoro taka hybryda jest możliwa... sądzisz, że my moglibyśmy mieć takie dziecko? Znaczy, niekoniecznie takie, nie chciałbym, by moje dziecko stało się zboczeńcem i psychopatą, ale fajnie byłoby mieć dziecko i z tego życia... twój bóg na pewno byłby zachwycony taką abominacją... – myślałem trochę głośno nad tym pomysłem, nie mając nic przeciwko silnemu potomkowi, który łączyłby najlepsze cechy anioła i najlepsze cechy demona. Niekoniecznie teraz, teraz miałem dzieci do odchowania, ale później...? To byłoby interesujące.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz