Bardzo się cieszyłem z możliwości wyjścia na ogród, bardzo chciałem opuścić dom, ciesząc się, chociażby wyjściem na ogród, który tak bardzo kochałem.
Czekałem na Soreya, który nakarmił pieska, wracając do mnie po kilku minutach, pozwalając mi wyjść na ogród, który potrzebował mojej pielęgnacji, kwiatki miały duchu, nie mówiąc już o krzakach i drzewach które również miały bardzo mało wody, na ich szczęście już tu jestem i zaraz się nimi zajmę.
Moje biedne maleństwa zaraz się nimi zaopiekuję i znów będą zdrowe i szczęśliwe, uszczęśliwiając również i mnie zdecydowanie potrzebowałem do szczęścia zbyt wiele miałem wspaniałego męża, mądra, chociaż czasem złośliwe dzieci, wspaniałe zwierzęta i moje rośliny, którymi od zawsze lubiłem się zajmować, powiedzmy, że to moja pasja, która pozwala mi się odprężyć w trudnych dla mnie dniach…
Ciesząc się chwilą przyjemności zaopiekowałem się moimi roślinkami, które nie będą już potrzebowały dziś mojej pielęgnacji.
Zadowolony podszedłem do męża, chcąc usiąść obok na tarasie.
Sorey, wiedząc moje poczynania chwycił mnie, sadzając na swoich kolanach…
– Wszystko już zrobione? – Zapytał, głaszcząc mnie po udzie.
– Tak, teraz jestem już cały twój – Wyszeptałem prosto w jego usta delikatnie je, całując, Sorey oczekiwał jednak bardziej namiętnego pocałunku, który bardzo chętnie odwzajemniłem, lubiąc, kiedy nawet zwykłym pocałunku mnie dominuje.
Po oderwaniu się od jego ust oblizałem swoją wargę, uśmiechając się do niego zadziornie.
– Jak ja cię kocham owieczko i zabiję każdego, kto odważy się ciebie dotknąć – Wyszeptał, chwytając moją szyję trochę mocniej ją ściskając.
Jego oczy lśniły, jakby patrzył na zwierzynę, a myśli nie były ani trochę czyste, zachłanny ten mój mąż chcący mieć mnie w każdym możliwym momencie.
– I ja ciebie kocham, ale wiesz Jesteś strasznie zachłanny nie chcesz się z nikim dzielić – Wyszeptałem, swoją dłoń, kładąc na jego policzku.
– Nie dzielę się moją własnością tylko ja mogę cię posiadać, tylko moją własnością jesteś i tylko ja mogę plugawić twoje ciało pokazując Bogu, że należysz tylko do mnie – Syknął mi do ucha, podgryzając jego płatek, nie przestając ściskać mojej szyi. – Powiedz mi, do kogo należysz?! – Rozkazał, chcąc usłyszeć, że jestem jego własnością, że służę tylko mu i tylko dla niego zrobię wszystko, aby go uszczęśliwić, nawet jeśli to coś będzie przeciwne moim własnym zasadom i Bogu który już i tak na pewno zdążył mnie przekreślić za to, co w tej chwili robię i z kim w związku jestem.
– Należę tylko do ciebie – Wypowiedziałem słowa, które chciał usłyszeć, widząc zadowolenie na jego twarzy.
– I? – Pytał dalej oczekując dalszego zdania, które będzie w stanie uszczęśliwić go jeszcze bardziej.
– I nikt ani nic tego nie zmieni, będę ci posłuszny, aż po kres mojego wiecznego życia, a ciało moje będzie należało tylko do twoich dłoni – Dodałem, wiedząc, że to właśnie, to chciał usłyszeć, lubił, kiedy Byłem mu oddany i podporządkowany, czy jako człowiek, czy jako anioł, czy jako demon zawsze pożądał mnie tak samochcąc, abym był mu całkowicie oddany i tak jestem od dziecka, pozwalając mu robić ze sobą, na co tylko ma ochotę, nawet jeśli czasem nie czuję się z tym za bardzo komfortowa.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz