Więc moja Owieczka miała ochotę na pójście do jeziora... obiecałem mu to wczoraj, owszem, ale jak teraz sobie o tym pomyślę, to nie wiem, czy to taki dobry pomysł. Przecież on był dalej słaby, i ciepły, a jezioro trochę daleko jest. Sądziłem, że szybciej będzie wracał do siebie, ale coś mu w tym najwidoczniej przeszkadza. Szkoda, że nie mogłem zabić tamtego obrzydliwca raz jeszcze, zasługiwał na to. Tyle dobrego, że długo umierał; jego krzyki niosły się po lesie jeszcze przez długie godziny. Niby powinienem być usatysfakcjonowany takim zakończeniem dla niego, ale jak tak sobie myślę, to jednak było za mało. Mogłem skrzywdzić go brutalniej, być bardziej bezwzględny, ale w głowie miałem Mikleo, i chciałem go tylko unieruchomić, by Banshee mogła się nim zająć.
- A dasz radę tam dotrzeć, i się w nim wykąpać? To trochę daleko, a ty dalej słaby jesteś – odezwałem się niepewnie, gładząc kciukiem jego dolną wargę.
- Dam radę. A jak nie, to mam przy sobie silnego męża, który na pewno mnie tam zaniesie – powiedział, uśmiechając się łagodnie.
- Jeżeli nie będzie innego wyjścia, to tak uczynię, tylko nie wiem, czy to będzie miało jakiś sens, bo jak nie będziesz potrafić iść, to i nie będziesz potrafić pływać – wyznałem, dalej zmartwiony.
- Nie muszę pływać, wystarczy, że wejdę do wody, już będę się czuć lepiej. I nie jestem aż tak słaby, dam radę tam dotrzeć, nie czuję się tak źle – zapewnił mnie, a ja chyba musiałem mu zaufać, chociaż dalej czułem niepewność.
- Zobaczymy. Dam ci zaraz coś do ubrania – stwierdziłem, wstając z łóżka, nie mogąc mu przecież pozwolić wyjść, kiedy jest ubrany tylko w moją koszulę. Co prawda, idziemy tylko nad jezioro, gdzie ludzie raczej nie chodzą, ale kto ich tam wie. Jak jest ciepło, tak jak teraz, ludzi ciągnie do wody. Wokół miasta jest oczywiście rzeka, ale może się jakiś odludek zawsze wyłamać i przyjść tu do nas.
Pomogłem Mikleo ubrać się w krótkie spodenki oraz luźną koszulkę, bo jego ciało dalej drżało pod wpływem jakiegokolwiek większego wysiłku. I on mi mówi, że nie jest słaby... nawet sobie nie wyobrażam, jaką krzywdę by sobie zrobił, gdyby mnie tu przy nim nie było. Na szczęście jestem obok, i już zawsze będę pilnował w każdej domenie jego życia. Tylko będę musiał uważać na to, by iluzja kryjąca mój demoniczny wygląd nie znikała, bo po ostatniej mojej zbrodni zacząłem wyglądać. I wtedy był tak osłabiony, że nie do końca był świadom tego, jak wyglądam. To może nawet lepiej. Domyślam się, że pojawienie się łusek i rogów nie wpłynęło korzystnie na mój wygląd.
- Gotowy? Nie wolisz wcześniej czegoś wypić, zjeść? Mogę ci przygotować coś słodkiego – zaproponowałem, czesząc jego włosy, musząc je także przecież przed wyjściem ogarnąć, by było mu wygodnie.
- Chcę tylko się znaleźć nad jeziorem – wyznał, na co pokiwałem głową. Skoro taka była jego wola...
- Dobrze, ale jakbyś czuł, że coś jest nie tak, to daj mi znać, dobrze? Nie nadwyrężaj swoich sił, nie musisz wracać do zdrowia w raptem kilka dni, daj swojemu ciału czas – poprosiłem, całując go w czubek głowy. Przecież nie musi się niczym przejmować, ja tu się wszystkim zajmę, i dzieci też mi przecież pomogą, nie są już małe, chociaż dalej się wiele muszą nauczyć.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz