niedziela, 25 sierpnia 2024

Od Daisuke CD Haru

Na jego słowa westchnąłem tylko cicho i zniknąłem w kuchni. Nie byłem do końca zadowolony z faktu, że Haru nie spał. Pewnie to z powodu pozycji, w jakiej był, w końcu to nie jest nic przyjemnego, kiedy się śpi w pozycji półleżącej. Nie pomyślałem o tym. A powinienem był. Powinienem zareagować, postawić warunek, że pójdę spać pod warunkiem, że on zmieni pozycję... oby tylko za bardzo go za bardzo ta rana nie rozbolała. Nawet zmęczony nie mogę sobie pozwolić na chwilę wytchnienia, bo już musi się zmuszać do cierpienia...
Był już wieczór, dlatego musiałem pozapalać lampy przy przygotowywaniu ziół dla niego, jak i dla siebie. Także przy okazji nakarmiłem Ametyst, która domagała się jedzonka. Na szczęście dla nas już nauczyła się pić z miseczki, troszkę pokracznie, ale najważniejsze, że się stara. Nawet nauczyła się korzystać z prowizorycznej kuwety, więc gdybyśmy oboje byli cali i zdrowi, i jeszcze tutaj, moglibyśmy sobie gdzieś wyjść. O ile byśmy chcieli. Ja nie miałbym problemu, o ile znów nie zacząłby mnie oskarżać o to, że chcę atencji natarczywych mężczyzn i że jestem winien tego, że zachował się tak, a nie inaczej. To naprawdę było okropne z jego strony. 
Do ziół przygotowałem także proste kanapki z tym, co mieliśmy w szafkach, kolację w kocu trzeba było zjeść, a ja nie do końca miałem wiedzę na temat chociażby prostych przepisów co, jakby nie patrzeć, było logiczne. Ja miałem przejmować się innymi rzeczami, jak rachunkowością, nauką języków, nawet poezją, co było dla mnie głupotą, zwłaszcza to ostatnie, ale jako dziecko niewiele mogłem zrobić poza marudzeniem, że nie chcę. 
- Proszę, zioła i kanapki – powiedziałem cicho, wracając do sypialni. A razie miałem tylko porcję dla niego, bo niestety, ale ja trzech rąk nie mam.
- Dziękuję, mam nadzieję, że zjesz ze mną – odezwał się, przyjmując ode mnie kubek z ziołami. 
- Zjem, bo mi spokoju nie dasz – odpowiedziałem, idąc po swój kubek oraz lampę, którą postawiłem na szafce. – Później przygotuję ci kąpiel, a po kąpieli zmienię ci opatrunek – odpowiedziałem, przekazując mu cały plan na dzisiejszy, już późny wieczór. Za długo pospałem i za mało skupiłem się na Haru. Obym tylko nie zaniedbał jego potrzeb. Teraz nie może mu niczego zabraknąć. 
- A mogę później wyjść na dwór? – zaproponował, na co delikatnie zmarszczyłem brwi. 
- Nie jesteś zmęczony? Nie wolisz iść spać? – spytałem, trochę tym zaskoczony. Rano ledwo co funkcjonował, a teraz chce wychodzić na taras. W takim tempie jutro będzie pewnie chciał gotować. 
- Nie jestem zmęczony – wyznał, na co pokiwałem głową. Czyli będę musiał go jeszcze przypilnować. 
- Przygotuję ci później miejsce na tarasie – kiwnąłem głową, zabierając się za jedzenie. 
Spożyliśmy kolację i postąpiliśmy z moim planem; po kolacji kąpiel, po kąpieli zmiana bandaży i po tym zaprowadziłem go na taras, gdzie przygotowałem mu ławkę, zimne trochę wilgotne deski zakryłem kocem, a pod plecy podłożyłem poduszkę. Ławka wydała mi się lepszym wyborem, bo mógł spokojnie nogi wyciągnąć, a wydaje mi się, że taka pozycja dla jego rany będzie najwygodniejsza. 
- Proszę. Kakao – odezwał się, kiedy wróciłem do niego już wykąpany, przebrany w jego koszulę i ze świeżym bandażem. Martwiłem się o swoją ranę. Co prawda, goiła się ładnie, ale czułem podświadomie, że będę miał w tym miejscu ciężką do ukrycia bliznę. 
- Dziękuję ci bardzo. Wiesz, możesz wrócić do domku – dodał zauważając, kiedy to usiadłem na leżaku opatulając się kocem. 
- Do niedawna chciałeś mieć mnie tylko przy sobie, zmieniło się coś w tej kwestii? – spytałem troszkę uszczypliwie, biorąc do rąk swoje kakao. Oczywiście nie zamierzałem go opuszczać, musząc go pilnować i zareagować, jeżeli z jego raną będzie coś nie tak. 

<Piesku? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz