Mój Mikleo wpadał na naprawdę cudowne pomysły, moja cudowna Owieczka. Chociaż, czegoś mi w tym wszystkim brakowało... owszem, robił wszystko poprawnie, i to jak najbardziej; uwielbiałem, kiedy delikatnie masował mojego penisa swoją dłonią, lizał go po całej długości, zasysał jego główkę, by w końcu cały zniknął w jego gardle, co było niemałym osiągnięciem. Miał bardzo wyćwiczone gardło, co świadczyło jedynie o jego doświadczeniu, które to mam nadzieję, nabierał tylko na moim przyjacielu. Po chwili jednak zrozumiałem, co takiego mi brakowało. Jako, że cały czas miałem palce zaciśnięte na jego włosach, pociągnąłem jego głowę do tyłu, wyciągając tym samym mojego przyjaciela z jego ust. Mikleo posłał mi pełne zdziwienia spojrzenie, nie rozumiejąc mojego zachowania. Ale to nic, zaraz mu wszystko wytłumaczę...
- Chciałbym, byś podczas obciągania mi także ty osiągnął przyjemność – powiedziałem, wolną dłonią gładząc jego policzek.
- Mam się dotykać? – dopytał, delikatnie marszcząc brwi.
- Jak zawsze jesteś bardzo mądry, Owieczko – odezwałem się zadowolony czekając, aż jedna z jego rączek zsunie jego spodnie i zrobi to, co mu rozkazałem. – Sam z chęcią bym cię dotknął, ale w tej pozycji jest to niemożliwe dla mnie – dodałem, przesuwając kciukiem po jego dolnej, mięciutkiej wardze, która błyszczała kusząco. Aż się chciało wpić w nie usta, i nie odsuwać się od nich, dopóki nie zabraknie nam oddechu.
Miki patrzył na mnie jeszcze przez chwilę, ale w końcu pokiwał głową, zaczynając robić to, co mu kazałem. To mi się podobało. Na początku był niepewny, owszem, ale oczywiście mi zaufał. Trochę mniej mi się podobało, że jeszcze wahał się przed dotykaniem się, byłem pewien, że już przezwyciężył swoją nieśmiałość i strach przed swoim bogiem. Czego się tak obawiał? Piorunem w niego nie walnął, nie wyrzucił go z jego niebiańskiego legionu, nie zrobił nic. Pewnie nawet nie wie, że mój Miki robi takie rzeczy, bo się nie przejmuje tym światem i swoimi „dziećmi”. A skoro on się nie przejmuje, i Miki powinien przestać martwić się o to, co sobie ten żałosny bóg pomyśli. Stworzył najcudowniejszego anioła, i teraz o niego nie dba, więc ja zadbałem za niego.
Początkowo pozwoliłem Mikleo obrać własne tempo, by mógł także się podniecić. A kiedy widziałem, że nabrał wprawy i pewności siebie, sam dostosowałem sobie tempo nie dbając o to, że szarpię jego włosy, w tym momencie najważniejsze było dla mnie własne spełnienie, do którego pozostało mi już niewiele. Kiedy w końcu poczułem, że brakowało mi jeszcze chwilki, przycisnąłem jego głowę maksymalnie do siebie tak, że mój penis znajdował się głęboko w jego gardle i trzymałem go w tej pozycji tak długo, dopóki nie połknął całego mojego nasienia. Kiedy się ode mnie odsunął zauważyłem, że w kącikach jego oczu pojawiły się łezki, a cała jego twarz miała przyjemny odcień, przywodzący mi na myśl cudownie dojrzałą truskawkę. To by się zgadzało, w końcu on w każdym aspekcie był słodki; i wyglądał słodko, i smakował słodko, i pachniał słodko...
- Dobra Owieczka – pochwaliłem go, ocierając jego łezki, a następnie chwyciłem jego dłoń, którą się dotykał, i zlizałem z niej jego własne nasienie, uśmiechając się do niego z wyższością.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz