Nie uważałem, aby była to wina stroju, a bardziej tego, że jakiś napalony kretyn nie potrafił zrozumieć słowa nie. Zawsze znajdzie się ktoś taki, kto ewidentnie ma problem z przyswojeniem do siebie prostych słów, i to wszędzie, czy na takim właśnie festynie, czy może właśnie na bankiecie, chociaż mam wrażenie, że na bankiecie łatwiej było się odpędzić od natrętnych ludzi. Na takich uroczystościach ludzie nie chcą skandali, więc po kilku odmowach ustępują, ewentualnie kiedyś, kiedy to nie byłem z Haru, szukałem kogoś, kto mnie interesował, i kto tego niechcianego amanta ode mnie odganiał. Tutaj, teraz... sam nie do końca wiem, co tu zaszło. Byłem pewien, że sobie z nim poradzę, ale im bliżej się mnie znajdował, tym większa panika i niepokój zaczęły mnie ogarniać. Ludzi było wokół dużo, ale czy ktokolwiek by zareagował? Bardziej spodziewałbym się po nich odwrócenia wzroku w razie, gdyby to ten facet zaciągnął mnie w jakąś uliczkę. Skorzystanie więc z tego mojego starego sposobu, czyli zwrócenie się do osoby, która mnie interesuje, wydało mi się najlepszym rozwiązaniem.
- To nie wina stroju, a tego, że gość miał nie po kolei w głowie. I może też to, że byłem sam. Prawdopodobieństwo tego, że podszedłby do mnie, gdybym był przy tobie, znacznie się zmniejsza – odparłem, krzyżując ręce na piersi, by zamaskować to, że moje ciało jeszcze się trzęsie. Może ta sytuacja przestraszyła mnie bardziej, niż na początku uważałem.
- A więc uważasz, że to moja wina? – spytał nieco podniesionym głosem, co mi się nie spodobało. Nie zrobiłem nic, co dałoby mu prawo do tego, że może się zwracać do mnie takim tonem.
- Słuchasz mnie? Wina należy tylko do tego kretyna, który zachowuje się jak zwierz i nie potrafi zapanować nad swoimi żądzami. I nie uważam, że muszę ubierać się jak w zakonie tylko dlatego, że w tłumie ludzi znajdzie się ten jeden oblech, co nie potrafi się zachować – syknąłem wściekły, odwracając się na pięcie, nie mając ochoty rozmawiać, kiedy był w takim stanie i wkładał w moje usta słowa, których nigdy nie powiedziałem, i obarczał mnie winą za coś, na co wpływu nie miałem. Nie uważałem, aby była to wina stroju, strój na taki festyn był jak najbardziej poprawny. Kupił mi strój, więc to jasne, że chcę z niego korzystać, a gdybym też założył co innego, najpewniej także by ktoś zaczepił mnie w ten sposób.
Nie wiem, czy Haru poszedł za mną, czy też był na mnie zły, ale kiedy dotarłem do plaży, nie zauważyłem go nigdzie. Może to i lepiej. Musiałem odetchnąć. Nie miałem wielkiej ochoty na przebywanie wśród ludzi, dlatego skierowałem się na tę jej mniej uczęszczaną część, zakrytą za skałami. Usiadłem na piasku, zdejmując wcześniej buty, by fale mogły obmyć moje kostki. Nie czułem się w żadnym stopniu winny sytuacji, która mnie spotkała. A on nie powinien na mnie podnosić głosu.
W pewnym momencie kątem oka zauważyłem ruch. Odwróciłem lekko głowę w tę stronę lekko się spinając, gotów do samoobrony, ale okazało się, że był to Haru, trzymając coś w rękach. Rozluźniłem się więc, i zwróciłem głowę ku morzu. Póki mnie nie przeprosi, nawet się do niego nie odezwę.
<Piesku? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz