Co jak co, ale te nasze drażnienia się były bardzo przyjemne. Oboje to lubiliśmy, więc czemu miałbym się od tego powstrzymywać? Zwłaszcza, że byliśmy sami... no, prawie sami. Oczywiście wziąłem ze sobą Banshee, musząc jej zapewnić trochę ruchu. Dzieci mają zadbać o Psotkę, ja dbałem o swoje demoniczne maleństwo, wydaje mi się, że to dosyć sprawiedliwy układ. Oczywiście, gdyby sunia mnie lubiła, także bym się nią zajął, ale ona pomimo mijających dni dalej szczerzyła na mnie zęby. Przecież jej pokazałem, że jesteśmy po tej samej stronie, walcząc z tym paskudnym mieszańcem, a ona dalej swoje. Naprawdę chyba nigdy się do mnie nie przekona i zawsze będzie żyła w stresie, co jest niezdrowe dla takich istotek. Oczywiście specjalnie staram się ją raczej omijać, ale jak się mieszka w jednym domu jest to ciężkie. Może powinniśmy ją gdzieś oddać? Komuś, do kogo mamy zaufanie, oczywiście. Jak do któregoś z naszych dzieci, Yuki albo Misaki wspaniale by się nią zajęli.
- No tak, bo nie jesteś aniołem, a przepięknym sukkubem – odezwałem się rozbawiony, podziwiając jego piękne ciało.
- Sukuby to przypadkiem nie były kobiece demony? – dopytał, przesuwając swoimi dłońmi po wewnętrznej stronie moich ud. Zuchwale, Owieczko, zuchwale...
- Sukuby przybierają postaci atrakcyjne dla mężczyzn. W zależności od swojej ofiary, dostosowują swój wygląd, dla innych będą wyglądać jak kształtne kobiety, a dla innych jak słodki chłopiec. A ty, mój drogi, masz wszystkie cechy, które mnie pociągają – wyjaśniłem zachwycony, poprawiając jego włosy, które były przyklejone do czoła.
- Więc jaka jest różnica pomiędzy sukubem, a inkubem? – spytał, szczerze zaciekawiony tym tematem, co mnie zaskakiwało.
- Ofiara. Sukuby czerpią energię podczas seksu z mężczyznami, inkuby z kobietami – wyjaśniłem zgodnie z prawdą. – Mam nadzieję, że wszystkie wątpliwości rozwiane, mój mały sukubie – dodałem rozbawiony, przesuwając kciukiem po jego wardze, a kiedy tylko wsadziłem go do ust, od razu zaczął go ssać. Jaki grzeczny... jaki posłuszny. Nie muszę nic mówić, nie muszę myśleć, a on i tak będzie wiedział, co robić. Po chwili wysunąłem palec i pogłaskałem go po policzku.
- No i moja przykrywka została zniszczona – odezwał się rozbawiony, dalej przesuwając dłońmi niebezpiecznie blisko mojego przyjaciela. Chyba najwyższa pora, by mu pokazać, jak się kończą w jego przypadku takie drażnienie mnie.
- Możesz iść na coś zapolować, moja droga – odezwałem się do Banshee, która zaszczekała radośnie i pobiegła w kierunku lasu, gonić za jakimś zającem, albo młodą sarną. – A ty chodź tu do mnie – poleciłem mu, co Mikleo oczywiście posłusznie uczynił. A kiedy tylko znalazł się przy mnie, zaraz przewróciłem go na plecy, nachylając się nad nim. – Jesteś bardzo grzeszną Owieczką – dodałem, mrużąc niebezpiecznie oczy i od razu dostrzegając, jak jego ciało zaczyna delikatnie drżeć. A nawet go za bardzo nie dotykałem... niesamowite było to, jak reagował na samą myśl o tym, co się zaraz może zdarzyć. Gdybym był okrutny, mógłbym się w tej chwili od niego odsunąć... ale na karę nie zasługiwał, a okazji ostatnio za dużo nie mamy, dlatego należy ją wykorzystać. – I co ja mam uczynić z takim grzesznikiem? – zapytałem, patrząc łakomie na jego obojczyki, w które tak bardzo się chciałem wbić zębami...
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz