Wyjątkowo dzisiaj nikt nie nagabywał mojego męża, co bardzo mi się podobało. Dzięki temu, że Miki był blisko mnie i nie zwracał uwagi na sprzedawców, i oni nie zwracali uwagi na niego. Albo raczej, nie mogli zwrócić, bo byłem obok ja i dosadnie im pokazywałem, że ta cudowna istota należy tylko do mnie.
- Musimy coś kupić, jak chodzi o zakupy spożywcze? – spytałem, kiedy załatwiłem już rzeczy, które załatwić chciałem. Mogłem co prawda w tym czasie puścić Mikleo samego, by się właśnie rozejrzał i kupił jedzenie, ale nie chciałem. Zaraz by ktoś się zaczął wokół niego kręcić, a na to pozwolić nie mogłem.
- Cóż, na pewno jajka, mleko, mięso dla zwierzaków, ryż, olej... możliwe, że jakieś słodkości. Miód może? Kurczę, nie jestem pewien, nie zerkałem w domu na to, co mamy, a czego nie – wyjaśnił, na co pokiwałem głową.
- Weźmiemy więc to, co powiedziałeś. Są to uniwersalne produkty. Jajka, mleko i mięso zaraz zużyjemy, a reszta się nie zepsuje – zdecydowałem, na co Mikleo kiwnął głową.
Kierując się bardziej w stronę straganów z jedzeniem. Mimo, że nic się negatywnego nie działo i Mikleo miał spokój od natrętnych ludzi czułem, że już mam trochę dosyć. Słyszenie najbardziej mrocznych pragnień serc to nie jest nic przyjemnego, zwłaszcza, kiedy nie mogę ich spełnić, albo zabić co tych najbardziej nikczemnych. I teraz, dzięki paktowi, także Mikleo mógł poniekąd wejrzeć w serca niektórych z nich. Miałem nadzieje, że z tą wiedzą już nie będzie się zastanawiał, dlaczego jestem taki nerwowy, kiedy wychodzi do ludzi. Może to mu da do myślenia.
- W końcu – odezwałem się zadowolony, kiedy zaczęliśmy kierować się do domu.
- Zaraz sobie odpoczniesz – powiedział Mikleo uspokajająco, przytulając się do mnie.
- A ty zaraz zdejmiesz te długie ubrania. I może wychłodzisz się w jeziorze – zaproponowałem czując, że ta temperatura, która teraz panuje, jest dla niego zwyczajnie za wysokie. Oj, w piekle to by sobie moje słońce nie poradziło, sama temperatura pokonałaby go na starcie, więc jeżeli wyjdzie tak, że będę musiał oddać życie za niego, nie zejdzie do Piekła, by uwolnić resztki mojej miernej duszy od wiecznego cierpienia, na jakie byłbym skazany po śmierci. Znaczy, pewnie nawet nie przeszedłby przez te wszystkie demoniczne legiony, ale to też inna sprawa.
- Będę mógł iść nad jezioro? – spytał, a w jego głosie wychwyciłem iskierkę podekscytowanie.
- Oczywiście. Ale nie sam. Pójdę z tobą i cię przypilnuję, by mi cię nikt nie porwał i nie podglądał – zadecydowałem, uśmiechając się łagodnie do niego. Czułem, że tego potrzebował, a ja z tą budą poczekać mogę. I tak wpierw muszę sobie wszystko na kartce rozrysować, więc od razu się za to nie zabiorę, a mój Miki jest zdecydowanie ważniejszy od budy. Pies i tak teraz śpi w domu, a że jest lato, to ciepło jest zarówno w dzień, jak i w nocy. A jak pada, to jest wpuszczana do domu, dlatego poczekać na budę jeszcze może. Oby tylko z niej korzystała, z tym naprawdę różnie może być. Skoro nie chce jeść jedzenia, które jej podaję, to może też nie chcieć skorzystać z budy, którą dla niej zrobię...
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz