Nie zorientowałem się, kiedy zasnąłem, ale kiedy przebudziłem się, Haru nigdzie nie było. Troszkę się przestraszyłem, że jednak już miał mnie dosyć i wrócił do domu. Znaczy, owszem, tego chciałem, ale nie w takiej atmosferze. Bardzo nie chciałem się z nim kłócić, chciałem tylko jego szczęścia i komfortu, i oczywiście wszystko popsułem. I dalej nie rozumiałem, co zrobiłem nie tak. Może po prostu za bardzo się za bardzo staram? I za bardzo kombinuję, bo za dużo myślę? Kaito się podobało, kiedy się w ten sposób zachowywałem. Ale Kaito mnie wykorzystywał, a Haru jest cudowny i, co najważniejsze, mnie kocha. Tak mi przynajmniej mówił, a ja mu w to wierzyłem, chociaż nie potrafiłem znaleźć powodu, dla którego miałby mnie darzyć tym uczuciem. Może więc odpuścić muszę...? Ale jak odpuszczę i pomyśli sobie, że się nie staram i mi już nie zależy?
Mimo temperatury mojego ciała, która oczywiście musiała zacząć rosnąć na wieczór, rozejrzałem się za Haru po całym domku. Torby, w połowie rozpakowane, bo jednak czasem coś wyjąć trzeba było, stały pod ścianą, więc nigdzie nie wyjechał. Nie zauważyłem natomiast jego butów w korytarzu, więc pewnie gdzieś wyszedł. To chyba nawet lepiej dla niego. To miejsce nie służy ani jemu, ani mnie.
Trochę uspokojony poszedłem do kuchni, musząc zająć się głodną Ametyst, a także swoją gorączką. Musiałem wypić zioła, które pijałem regularnie pomimo paskudnego smaku. Wpierw jednak zająłem się Ametyst, trochę ciesząc się z tego, że ona nie rozumiała tych wszystkich ludzkich zachowań i problemów i cieszyła się z tego, że po prostu jestem. I że najpewniej daję jej jeść. Trochę potrzebowałem w tym momencie towarzystwa, przytulenia. Co prawda wolałbym, by to Haru mnie przytulił, a nie, bym to ja się do czegoś przytulał, ale tym też się zadowolę.
- Poczekaj tu na mnie, zaraz do ciebie przyjdę – odezwałem się, zanosząc fioletowookie maleństwo do sypialni.
Przechodząc przez korytarz zauważyłem, jak porusza się klamka w drzwiach wejściowych. A więc Haru wrócił... może go powinienem przeprosić? Nie do końca wiedziałem, za co, ale na pewno coś musiałem źle zrobić, albo powiedzieć, a ja naprawdę nie miałem siły się kłócić. Byłem na to za chory, i też miałem dosyć. Chciałem, by miło spędził czas tutaj, i jak na razie to jedna wielka katastrofa.
- Więc kundel nie wrócił jeszcze do domu – słysząc za sobą nieznajomy, męski głos wzdrygnąłem się i natychmiast się odwróciłem. – Dobrze dla mnie. Miałem ochotę na słodkiego cukiereczka na deser – dodał, szczerząc do mnie kły. To nie jest gorączka, tak? Widzę przed sobą wampira? Wszystko na to wskazywało, zarówno jego niechęć wobec Haru, a także wygląd. Żaden człowiek nie jest tak trupio blady, nie ma krwistoczerwonych oczu, a także pary kłów.
- Co zrobiłeś Haru? – spytałem łamiącym się głosem, gdyż krtań jeszcze mi się goiła, nie mówiąc o tym, że po prostu się przestraszyłem o stan Haru. Z tego co zrozumiałem, nie zginął, ale nie wiem, w jakim był stanie.
- Teraz masz znacznie poważniejszy problem niż martwienie się o swojego pieska – odezwał się, zbliżając się coraz bliżej. Nie miałem za wiele opcji. Broń miałem w sypialni, ale czy zdążę za nią chwycić? Nie wspominając o tym, że moje ciało ledwo funkcjonowało. Nie mogłem jednak dać mu się tak po prostu ugryźć.
Kiedy tylko udało mi się zarejestrować ruch z jego strony nie czekałem, aż zbliży się bardziej, tylko chwyciłem za garnek z gorącą wodą, która miała mi posłużyć do zaparzenia sobie ziół, i cisnąłem jego zawartością w twarz nieznajomego. Wampir zawył z bólu, zakrywając dłońmi prawą część twarzy, a ja rzuciłem się w kierunku sypialni. Wiedziałem, że na długo go to nie zatrzyma, ale miałem nadzieję, że na tyle długo, bym dał radę zamknąć się w sypialni.
Moje nadzieje, okazały się próżne, bo tuż przed sypialnią mężczyzna rzucił się na mnie, przygważdżając do ziemi. Oczywiście próbowałem się ruszyć, ale przeciwnik siedzący na moich plecach był dla mnie zdecydowanie za silny, trochę tak, jakbym siłował się z posągiem. Mężczyzna bez większego problemu złapał moje włosy i odchylił moją głowę tak, by mieć pełen dostęp do mojej szyi. Jęknąłem cicho z bólu, kiedy jego kły przebiły moją skórę, bardzo chcąc się szamotać, ale po chwili ten ból zmienił się w przyjemność, a umysł zaczął pracować zupełnie inaczej. Tak jakby... się poddał. Czy mogę go winić? W końcu, po co walczyć z przyjemnością, która to zaczęła ogarniać całe me ciało...
<Piesku? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz