Zmrużyłem oczy na jego słowa, które to bardzo mi się nie spodobały. Ktoś tu troszkę się zapomniał i wydaje mi rozkazy. Chwilę byłem dla niego wyjątkowo łagodny i miły, bo groziło mu niebezpieczeństwo, i on już zapomina, kto tu jest panem i do kogo należy. No i co ja z nim mam? Owszem, z chęcią pokażę mu, kogo tu powinien słuchać, ale też nie zawsze tą ochotę mam. Chyba wtedy przejmuj nade mną kontrolę ten bardziej anielski Sorey, ten łagodniejszy i słabszy... nie mam nic przeciwko niemu, nie jest taki zły, przynajmniej w takich zwykłych momentach, w których na tę chwilę słabości mogę sobie pozwolić. Teraz jednak muszę być całkowicie skupiony na tym, by mojej rodzinie zapewnić bezpieczeństwo, a pozostałości mojego anielskiego usposobienia w żaden sposób tutaj nie pomogą. Muszę być bezwzględny, i nie słuchać próśb Mikleo odnośnie oszczędzenia tego gnojka. Nie wiem, jak kiedykolwiek mu mogło przyjść do głowy, że należy go oszczędzić. Wtedy jeszcze nie wiedział, czym jest i czego chce, ale coś tak czułem, że nawet teraz wolałby go oszczędzić.
- Ktoś tu się chyba zapomniał. Ja ci rozkazuję i zapewniam bezpieczeństwo, a ty jesteś mi całkowicie posłuszny, tak brzmiał nasz pakt – przypomniałem mu, gładząc ruchem jednostajnym jego ramię. Wiedziałem, że go to usypia i odpręża, a tego w tym momencie dla niego chciałem. Może i nie mam widoku na las, ale mam wyczulony słuch, a Psotka i Banshee wyczulone węchy, więc jakoś dam radę nadzorować sytuację z łóżka, póki mój mąż nie zaśnie.
- Ale jak ciebie zabraknie, mogę być w niebezpieczeństwie, więc musisz przy mnie być, byś mi to bezpieczeństwo zapewnił – odpowiedział niewinnie, co mnie trochę zaskoczyło.
- Cwana z ciebie Owieczka – odezwałem się lekko rozbawiony, gładząc jego chłodny, i jednocześnie mięciutki policzek. Gdyby nie to, że muszę pilnować domu, tej nocy pozbyłbym się tego już pojawiającego się na mojej twarzy szorstkiego zarostu. Na to jeszcze jednak nadejdzie odpowiedni moment. – Pozwól mi jednak wykonywać moją pracę. Ja wiem, co robić, byś wraz z dziećmi był bezpieczny, i ja się tym będę przejmować – dodałem, po czym ucałowałem go w czoło uważając, by nie podrażnić moim szorstkim zarostem jego delikatnej, pięknej skóry.
- A ja czym się mam w takim razie przejmować? – spytał, unosząc brew. Poczułem jednak, że coraz to bardziej jest zmęczony. Ten pakt jest cudowny. Że też wcześniej o nim nie wspominał... to niesamowite w ogóle jest, że ten pakt jest możliwy. Powinien on też być wyczuwany dla innych demonów, więc kiedy takowy stanie naprzeciw niego dwa razy się zastanowi, czy będzie chciał zadzierać ze mną. Po skosztowaniu jego krwi, a także zabiciu i jednocześnie pożarciu duszy tamtego faceta jestem znacznie silniejszy, niż wtedy, kiedy walczyliśmy z Abaddonem. Nie jestem tak silny jak on, ale powoli ku temu zmierzam. Gdyby nie to, że po wypiciu krwi Mikleo ten staje się słabszy, wzmocniłbym się przed walką z tym plugawym mieszańcem, ale i bez tego dam sobie radę.
- Tym, byś był piękny i zdrowy. A bez snu zdrowy nie będziesz – wyjaśniłem, będąc całkowicie poważnie, cierpliwie próbując go uśpić, bym mógł w końcu porządnie zabrać się za pilnowanie moich najbliższych.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz