niedziela, 18 sierpnia 2024

Od Soreya CD Mikleo

 Byłem szczęśliwy z powodu tego, co usłyszałem, bo właśnie tego chciałem. Tak jak Miki powiedział, niekoniecznie teraz, teraz mamy dzieci, które trzeba wychować i nauczyć chociaż podstaw życia, a także walki. Nie puszczę ich w świat dopóki nie będę pewny, że potrafią sobie poradzić z zagrożeniami, jakie czyhają na nich w tym świecie. Najlepiej też by było, gdyby tutaj znaleźli kogoś, komu mogą ufać, tak jak ja mogłem niegdyś ufać Alishy. Mikleo też oczywiście ufam, ale niekoniecznie wolałbym, by już teraz znajdowali miłość na całe życie, byli w delikatnym wieku, i Hana się już wystarczająco nacierpiała przez jakiegoś dupka... i też dobrze byłoby, gdybym sprawdził ich znajomych. Tak dla mojej pewności, i ich w sumie też, byliby spokojniejsi chyba, gdyby wiedzieli, co tkwi w sercach ich znajomych. 
- Oczywiście skarbie. Musisz się do tego przygotować, i porządnie wypocząć, skoro to będzie takie ciężkie dla ciebie. I wtedy nie będziesz się musiał przejmować niczym, wszystkim się zajmę i w trakcie ciąży, i po ciąży, wiesz? Będziesz miał najlepszą opiekę, na jaką stać takiego bezdusznego demona, jak ja – obiecałem, całując go w policzek. Zapewnię mu najlepszą opiekę pod słońcem. I największą miłość. Zdecydowanie większą, niż miłość jego Boga, który ostatnio nie robi nic innego, jak tylko krzywdzi mojego najcudowniejszego pod słońcem męża, i jeszcze będzie mu potem wmawiał, że to jego wina, że to on na siebie sprowadził tyle nieszczęść. 
- Nie jesteś taki złym demonem, wiesz? – odezwał się, gładząc mój policzek. 
- Powtórz to innemu aniołowi. Albo swojemu Bogu. Na pewno się z tobą zgodzi – odpowiedziałem, nie przestając drażnić jego uda, co bardzo się mu podobało. Czułem to za pomocą naszego paktu, a także czułem zmieniony pod wpływem podniecenia zapach jego ciała. Byłem pewien, ze jeszcze chwilka i także obudzi się jego przyjaciel, pragnąc zapewne, by te drobne czułości przerodziły się w coś większego. Mimo, że ja nie miałbym nic przeciwko temu, chciałem mu dać wyjść z tego z twarzą w razie, gdyby dzieci tutaj zeszły, i zdjąłem rękę z jego uda. 
- Ich zdanie mnie nie obchodzi. Ja ciebie znam i wiem, jak cudowny jesteś – wyznał, szukając swoją dłonią mojej dłoni tylko po to, by spleść razem nasze palce. Słodziutkie. I pomyśleć, że ktoś tak delikatny uwielbia, kiedy gryzę jego mięciutką skórę, mocno chwytam za gardło i pieprzę tak długo, aż następnego dnia nie jest w stanie normalnie funkcjonować. Nikt by w życiu go o to nie podejrzewał. 
- Ranisz moje złe serce, Owieczko, i niszczysz reputację. Jak mam cię bronić, kiedy nikt mnie nie będzie brał na poważnie? – powiedziałem rozbawiony i ucałowałem go w policzek. – Powinniśmy wracać do domu. Nie mam pewności, czy dzieci nakarmiły zwierzaki – dodałem, odwracając głowę w kierunku domu. 
- Chciałbym tu posiedzieć z tobą jeszcze chwilę – poprosił, opierając głowę o moją klatkę piersiową. 
- Jeszcze chwilkę możemy tu posiedzieć – zarządziłem, także nie mając ochoty się stąd ruszać. Było mi przyjemnie, kiedy tak sobie siedzieliśmy tu praktycznie sami. Była tu z nami Banshee, pilnując Mikleo tak, jak jej kiedyś kazałem. Rośnie mi wspaniały obrońca, i dla Mikiego, i dla dzieci, tych które mamy teraz, i tych, których jeszcze nie ma. A tak właściwie jednego. Skoro to takie wycieńczające dla Mikleo ma się okazać, jedno dziecko z tego życia mi w zupełności wystarczy. 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz