Późną nocą obudził mnie zapach, który bardzo mnie niepokoił, podnosząc na równe nogi, szukając wzrokiem niepokojących mnie zapachów.
Nie widząc niczego opuściłem taras, zamykając za sobą drzwi, w razie gdyby coś chciało się zbliżyć do naszego domu, odruchowe zajrzałem do sypialni, aby upewnić się, że mój mąż śpi w niej spokojnie wraz z małą kotką.
Z ulgą mogłem zamknąć drzwi w naszej sypialni, ruszając w stronę drzwi wejściowych, musząc dowiedzieć się, skąd unosi się Ten niebezpieczny zapach, odkąd tu jesteśmy nie czułem takiego dziwnego niepokoju, który zmusił mnie do sprawdzenia, co się dzieje.
Całkowicie, skupiając się tylko na zapachu ruszyłem w kierunku lasu znajdującego się za naszym domem, skąd właśnie wydostawały się niepokojące zapachy.
Przed wejściem do lasu zatrzymałem się, uważnie, obserwując otoczenie, które zdawało się być bardzo spokojne, czy to, więc oznaczało, że panikowałem? Prawdopodobnie właśnie tak było, dlatego koniec końców nie wszedłem do lasu, wracając do domu, a raczej chcąc wrócić do domu, dostrzegając cień i podążający wkoło naszego domu.
Masz brwi ruszyłem za kimś lub za czymś chodzącym wokół domu.
Zachowując się bardzo cicho mogłam dostrzec istotę ludzką bardzo drażniącą mój węch, tak jest zapachów jeszcze nie czułem, trochę, jakby sama śmierć przyszła pod nasze drzwi, zapach krwi, ziemi, stęchlizny a nawet śmierci unosiła się wokół mężczyzny próbującego dostać się do naszego domu.
Mężczyzna odwrócił swoją głowę w moją stronę bez ostrzeżenia, ruszając na mnie, zmuszając mnie do samoobrony…
Zdziwiony dostrzegłem nawet, że nie był to zwykły człowiek.
Poszarpaliśmy się trochę i pewnie, gdyby nie moje wilcze ciało ten koleś mocno, by mnie uszkodził.
Przepędzając go narobiliśmy dużo hałasu, wybudzając mojego męża, który wyszedł z domu zdziwiony tym, co się stało.
– Haru, co się stało? – Usłyszałem zmartwiony głos męża, który podszedł bliżej mnie.
– Nic takiego, już jest bezpiecznie nie musisz się o nic martwić – Zapewniłem, czując zmęczenie i ból ciała, które mimo wszystko mocno oberwało.
– Krwawisz – Po jego słowie spojrzałem na siebie faktycznie, krwawiąc, przez te całą adrenalinę nawet nie zwróciłem na to uwagi.
– To nic takiego – Zapewniłem, uśmiechając się do niego łagodnie, ruszając w stronę domu, musząc na chwilę usiąść.
Daisuke szybko przyniósł mokre ręczniki wraz z bandażami, zajmując się moim ciałem, które trochę ucierpiało.
Zaciskając zęby czułem okropny ból przechodzący po całym moim ciele…
– Niektóre są bardzo głębokie
Usłyszałem zmartwiony głos męża, który zdecydowanie za bardzo się mną przejmował, byłem trochę pobijemy i ranny to nic takiego.
– Wyliżę się, niepierwszy i nieostatni raz – Zapewniłem, chwytając jego dłoń, całując jej wierzch.
Mój mąż westchnął cicho musząc trochę mocniej przyciskać co poniektóre rany, wywołując u mnie tym samym ból.
Cicho syknąłem z bólu, zaciskając dłonie na oparciu kreska.
– Przepraszam – Odezwałem się do niego musząc przeprosić, bo za to, co stało się na festynie miałem zrobić to wcześniej, ale nie doczekałem się jego powrotu do domu
– Słucham? – Zdziwiony na chwilę przestać bandażować moją rękę, patrząc na mnie uważnie.
– Przepraszam za to, co powiedziałem na festynie, to nie twoja wina, że ten facet się tak zachował nie miałem prawda się tak na tobie wyrzynać – Wyjaśniłem, naprawdę, czując, że muszę to zrobić, ale wiedział, że nie mam pretensji do niego.
<Paniczu? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz