poniedziałek, 26 sierpnia 2024

Od Mikleo CD Soreya

Doskonale czułem co robi, nie będąc w stanie się bronić, mogłem tylko czekać, aż w końcu mnie zostawi, dając mi chociaż na chwilę spokój.
Mężczyzna uśmiechnął, jakby czytał mi w myślach odsunął się od mojego ciała, oblizując swoje wargi, patrząc na mnie jak na zwierzynę przerażony tym, co dostrzegałem w jego oczach starałem się uwolnić, mimo że nie miało to najmniejszego sensu.
– Skarbie nie jesteś w stanie się uwolnić, to demoniczna pułapka póki żyje nie pozwolę ci się z niej uwolnić – Zadowolony dotknął mojego policzka, powodując szybsze bicie mojego serca. – Oj nie bój się, twoja krew nie będzie smakowała tak samo, musisz się zrelaksować, ciesząc tym, co jestem w stanie ci zaoferować – Stwierdził, uśmiechając się do mnie szeroko zbliżając niebezpiecznie twarz do tej należącej do mnie.
– Śliczny mały bezbronny aniołek, jesteście tacy słodcy, wielu z was zabiłem i zawsze było tak samo, lubicie się opierać przyjemności – Kciukiem dotykał mojej dolnej wargi, nie spuszczając ze mnie wzroku.
Odsunąłem twarz na tyle, na ile było to możliwe, nie ukrywając niechęci do jego osoby.
Mężczyzna w całe się tym nie przejął dłońmi, dopinając moją koszulę, oblizując wargi.
– To może być całkiem przyjemne – Wymruczał do siebie chwycił za moje włosy, łącząc nasze usta w pocałunku, wpychając mi język do ust.
W obronie ugryzłem go dając mu jasno do zrozumienia, że tego nie chcę, że ma mnie zostawić.
Mężczyzna wściekł się uderzając mnie z całej siły w policzek.
– Ty dziwko – Syknął, chwytając mnie za włosy, patrząc na krew płynącą z moich ust, wycierając ją swoim palcem
– Nie bądź taki niedostępny, kurwisz się z jednym demonem to i z drugim możesz – Stwierdził, puszczając moje włosy, znikając gdzieś w ciemności.
Mając chwilę rozejrzałem się po tym przeklętym pomieszczeniu, starając się coś dostrzec w ciemności, słysząc jedynie dźwięki kroków stukającej gdzieś wody o podłogę, nie mogąc skojarzyć, gdzie mógłbym się znajdować.
Przerażony tym, gdzie jestem i co mężczyzna chce ze mną zrobić starałem się dostrzec jak największej szczegółów, czując myśli Soreya, który w jej chwili szedł moimi śladami, w duchu cieszyłem się, że mnie szuka, ta myśl pozwalała mi przerywać te cielesną męczarnie.
Mieszaniec wrócił po więcej krwi, pijąc ją ze mną jak najlepszy sok.
Przy każdym następnym ugryzieniu czułem się coraz gorzej, moje ciało mimo walki słabło, a mimo to, gdy tylko próbował mnie dotknąć lub pocałować broniłem się mimo tego bólu, który później czułem, gdy obrywałem za, stawianie oporu.
– No proszę książę z bajki się pojawił – Mężczyzna nagle odsunął się ode mnie jednym pstryknięciem palcem, zapalając wszystkie świeczki drażniące niemiłosiernie moje biedne oczy przyzwyczajone już do ciemności.
– Spójrz nie dał nam się zbyt długo pobawić – Mężczyzna zwrócił się do mnie, chwytając mój podbródek, zmuszając do spojrzenia w swoje oczy.
– Zostaw go – Sorey gotów był do ataku czułem to wiedzieć, że w jej chwili już mu nie przebaczy tego, co uczynił.
– Nie radzę ci się zbliżać mogę go zabić szybciej niż tu dotrzesz – Stwierdził mocniej zaciskając dłoń na moim podbródku.

<Pasterzyku? C:> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz