wtorek, 20 sierpnia 2024

Od Mikleo CD Soreya

Zadowolony zabrałem kubek gorącego napoju, mogąc rozkoszować się jego smakiem, który jak zawsze rozpływał się ustach. Gorąca czekolada to chyba najlepszy napój, który przyszło mi w życiu pić, idealnie słodki i ten intensywny smak czekolady zdecydowanie jest to mój ulubiony napój.
– Dziękuję – Od razu skupiłem się na napoju, obserwując mojego męża, który zerkał w stronę okna, poszukując kogoś lub czegoś za nią. – Sorey odpręż się najprawdopodobniej nie może tu wejść, a to oznacza, że nie musisz się aż tak niepokoić – Dodałem, bardzo chcąc, aby się zrelaksował, naprawdę nic się nie dzieje, nie jest wyczuwany ani przez nas, ani przez te zwierzaki zapewne odszedł, wiedząc, że nie wygra z moim mężem.
– Owieczko nie mogę się odprężyć. Muszę was pilnować, bo nigdy nie wiadomo, co się może wydarzyć – Miał rację mężczyzna może się gdzieś przyczaić, aby skrzywdzić nas w najmniej oczekiwanym momencie.
Kiwnąłem głową nic już nie mówiąc, skupiając się całkowicie na swoim gorącym napoju, przepysznym gorącym napoju, dając mu całkowicie skupić się na swoim zajęciu, do którego za bardzo mnie nie potrzebował.
Sorey w końcu przestał obserwować okno skupiając się bardziej na mnie, a właśnie o to chodziło, to na mnie powinien zwracać uwagę, a nie na inne rzeczy i osoby.
Mój mąż podszedł do mnie, łącząc ustaw namiętnym pocałunku, zlizując z warg resztki słodkiego napoju.
– Twoje usteczka są naprawdę słodziutkie – Wymruczał, podgryzając dolną wargę, z której znów zlizał krew. – Chciałbym cię skosztować – Dodał, oblizując wargi i te oczy patrzące na mnie jak na zwierzynę, nie mówiąc o jego przyjacielu, który troszkę dawał o sobie znać. Ach, tak bardzo żałuję, że nie możemy w tym momencie trochę poszaleć, to znaczy moglibyśmy, ale on za bardzo lubi jak pod, nim jęczę, nie chcąc mi tego odpuścić, zresztą ja sam nigdy nie próbowałem się powstrzymywać, chociaż, gdybym musiał postarałbym się zrobić wszystko, co tylko mogę, aby tak było.
Z uśmiechem na ustach wstałem z krzesła, chwytając jego dłoń bez słowa, prowadząc do sypialni, zamykając za sobą drzwi na klucz.
– Miki wiesz, że nie możemy – Przypomniał mi, myśląc, chyba że o tym zapomniałem.
– Wiem, wiem bądź proszę cicho chcę pomóc ci twoim problemem – Posadziłem go na łóżku, klękając przed, nim, musząc ulżyć mu w tym drobnym problemie.
Sorey patrzył na mnie zachłannością nawet nie wypowiadając słowa, kiedy odpiąłem jego rozporek, zsuwając z niego spodnie z bielizną, oblizując swoje wargi, dostrzegając stojącego na baczność przyjaciela.
Bardzo lubiłem na niego patrzeć, wiedząc, że stoi tylko na mój widok i oby tak zostało.
– Tym przejmować się nie musisz – Usłyszałem od razu zadziornie się do niego uśmiechając.
– Mam nadzieję – Wymruczałem, wyciągając swój język, aby dotknąć, nim jego przyjaciela.
Pod wpływem dotyku mojego języka penis zadrżał, nie mogąc doczekać się dalszej pieszczoty, którą chętnie mu podaruje.
Pieszcząc jego czubek przyjaciela czułem smak wypływających z niego soków grzecznie je, zlizując dłonią, pieszcząc jego przyjaciela, nie chcąc tak szybko wziąć go do ust.
Czułem jak Sorey nerwowo zaciska dłoń na moich włosach, chcąc, abym włożył go do ust.
Czując coraz większe napieranie na mnie włożyłem go do ust, zabierając się do porządnej pieszczoty penisa mojego męża.

<Pasterzyku? C:> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz