niedziela, 25 sierpnia 2024

Od Soreya CD Mikleo

 Wiedząc, że i Psotka i Mikleo potrzebują ruchu, zgodziłem się na to bez żadnego problemu. Okolica już w końcu wydawała się dla mnie bezpieczna, a ja miałem chwilkę dla siebie. Spokojnie mogłem zabrać się za robienie budy dla Psotki, co miałem zrobić już jakiś czas temu, no ale Mikleo wymagał bardzo dużo atencji, nie mogłem za długo pracować, bo Mikleo trochę mi marudził, a ja nie mogłem przecież zostawić a długo mojej Owieczki bez atencji. 
Korzystając z tej chwili spokoju kończyłem budować budę, oczywiście jednocześnie skupiając się na Mikleo i na tym, co czuje. Dobrze, że zawarliśmy ten pakt. To najlepsze, na co mogłem wpaść chyba, bo teraz miałem ciągłą pewność, że wszystko z nim w porządku. 
Dlatego bardzo zdenerwowałem się, kiedy nagle ten kontakt się urwał, co mogło oznaczać tylko jedno. Mikleo stracił przytomność. Nagle. Chwila strachu, i nagle go nie miał, dlatego bardzo się zdenerwowałem. Od razu rzuciłem wszystkie swoje narzędzia i ruszyłem w kierunku, w którym to ostatnio czułem jego obecność. Im bardziej zbliżałem się do tego miejsca, tym wyraźniej docierał zapach krwi do moich nozdrzy. Nie był to jednak zapach krwi mojego męża, ta krew była inna, zwierzęca, i obawiałem się, że należała ona do Psotki. 
Po dodarciu na miejsce okazało się, że miałem rację. Mikleo nigdzie nie było, ale w powietrzu, poza psią krwią, wyczuwałem już znany mi zapach mieszańca, który udało mi się wyczuć w jego kryjówce. Ta gnida wcale nie uciekła. Ukryła się gdzieś, udała, że uciekła i zaatakowała, kiedy oboje byliśmy pewni, że nigdzie go nie ma. I tyle by było, jak chodzi o wybaczanie i odpuszczanie. Już nigdy nie posłucham Mikleo w tej kwestii, tylko zawsze będę doprowadzał sprawę do końca. 
Ale wpierw muszę się zająć Psotką. 
Zdjąłem z siebie koszulkę i podszedłem do biednej psinki, na szybko tamując krwawienie z jej ran. Psotka nie była zachwycona z mojej obecności, ale nie miała za bardzo siły. Uspokoiła się trochę, kiedy zauważyła, że nie robię jej nic złego, a tak właściwie jej pomagam. Wziąłem ją na ręce i zaniosłem ją do domu, gdzie położyłem ją na jej posłaniu i zaraz zacząłem ją opatrywać. Nie miałem umiejętności takich, jak mój Miki, dlatego musiałem się posiłkować normalnymi, ludzkimi metodami. 
- Tato, co się stało z Psotką? I gdzie jest mama? – zapytała Hana, która właśnie wraz bratem wróciła do domu. 
- Właśnie idę to wyjaśnić. Haru, jakbyś mógł, podlecz jej rany, zrobiłem, co mogłem, ale ty możesz jej pomóc jeszcze bardziej. Nie wychodźcie z domu, dopóki nie wrócę. Banhee, idziemy – rozkazałem, a sunia, która leżała przy Psotce i ją cichutko wspierała, oczywiście zaraz się przy mnie znalazła. Czułem także jej złość, ucierpiał członek jej stada, którego przecież miała bronić. Zaraz jej zapewnię zemstę. Dzięki temu, że Mikleo przebudził się na chwilę, wiedziałem już, gdzie jest. Udało mi się także wyczuć ból ciała oraz smród miejsca, w którym się znajdował. Już na samą myśl o tym, że ten świr go krzywdzi, czułem wściekłość, która sprawiała, że krew wręcz wrzała w moich żyłach. Jak dorwę tego psychopatę, nic z niego nie zostanie. 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz