niedziela, 25 sierpnia 2024

Od Mikleo CD Soreya

Nie komentując jego odpowiedzi pokazałem mu język, wskakując do wody, w której musiałem porządnie przemyć swoje brudne ciało, oczywiście kąpiel w jeziorze to nie samo, co kąpiel w bali, ale i tak była w stanie pomóc mi zmyć z ciała nasienie męża, jak i moje, nie przejmując się za bardzo tum, że jestem w jeziorze, tylko spłucze z siebie to, co spłukać muszę, a w domu, gdy już wrócimy umyję się porządnie w miejscach, w których zdecydowanie powinienem się umyć.
Po opłukaniu swojego ciała opuściłem jezioro zakładając swoje spodenki, które na w porównaniu do bluzki były całe.
– Proszę, załóż moją koszulkę – Zdjął swoją bluzkę, podając mi ją, chcąc, abym zakrył górną część twojego ciała zapewne, myśląc w tej sytuacji o dzieciach, które mogłyby zobaczyć mnie pogryzionego, poobijanego i oznaczonego w każdy możliwy sposób przez ich tatę.
Posłusznie zabrałem koszulkę, zakładając na swoje ciało nie przejmując się tym, że jest ona znacznie większa, zakrywając nie tylko moją klatkę piersiową, brzuch, pupę i uda, dzięki czemu tak naprawdę nie mógł chciałbym nosić nawet spodnie…
– Ależ ty seksownie w niej wyglądasz – Wymruczał, przyciągając mnie bliżej siebie, kładąc dłonie na moich pośladkach.
– Tak? Podobam ci się w twoich ubraniach? – Spojrzałem prosto w jego oczy, uśmiechając się do niego najsłodziej, jak tylko potrafiłem.
– Oj bardzo, ale bez nich jesteś jeszcze piękniejszy i bardziej pociągający – Wymruczał, podgryzając jeden z płatków mojego ucha, chwytając dłoń, którą ucałował ciągnąc w stronę domu.
W domu nie było zbyt wiele do zrobienia, nakarmienie zwierzaków, skontrolowanie dzieci, za życie przez nas gorącej kąpieli, która naprawdę była potrzebna i pójście spać.

Dni mijały bardzo spokojnie mieszaniec nie zjawił się już u nas ani nie był wyczuwane przez nasze zwierzęta z powodu, czego mogliśmy wrócić do normalnej codzienności, dzieciaki wróciły do domu, a my znów mogliśmy spokojnie wychodzić z domu.
– Sorey zabieram Psotkę na spacer – poinformowałem go zapinając smycz na obrożę suczki.
– Tylko uważaj na siebie – Poprosił, podchodząc do mnie bliżej łącząc nasze ustaw nam jednym pocałunku. – Najchętniej poszedłbym tam z tobą, ale Psotka bardzo mnie nie lubi, a nie chcę jej stresować – Wytłumaczył co oczywiście doskonale rozumiałem, Psotka bardzo go nie lubiła, a ja mimo czterech chęci nie potrafiłem tego zmienić, najwidoczniej tak po prostu musi już być.
– Obiecuję, że będę – Obdarowałem go najpiękniejszym uśmiechem, na jaki było mnie stać, zabierając sunie na spacer.
Przyjemny wiatr, zachmurzone niebo lekkie powietrze tego naprawdę było mi trzeba.
Zadowolony wyjściem z domu skupiłem się na spacerze, zwracając uwagę na Psotkę, która przez cały czas nerwowo rozglądała się dookoła.
– Coś się stało? – Zwróciłem się do suni, nim i ja poczułem czyjąś obecność.
Nie zdążyłem nawet zareagować, a mój prześladowca był już przy mnie Psotka, stając w mojej obronie mocno oberwała, a ja, mimo że próbowałem nas ochronić szybko zostałem sprowadzony do parteru, widząc mroczki przed oczami, tracąc kontakt ze światem.

Otworzyłem oczy, czując ból głowy i nudności spowodowane zapachem, który uderzał w moje nozdrza.
– Księżniczka się w końcu obudziła – Usłyszałem w ciemności głos mężczyzny.
– Czego chcesz, gdzie jesteśmy? – Patrząc w ciemność szukałem go nie wiedząc, gdzie jestem.
– Nie musisz wiedzieć, gdzie jesteś, na pewno nikt przeszkadzać nam nie będzie. A chcę tego, co możesz mi dać – Słysząc go za sobą krzyknąłem, czując jego ostre zęby w swojej skórze, próbując się uwolnić, czując słabnące ciało i umysł który z każdą sekundą stawał się coraz słabszy, nie mając siły walczyć z jego uściskiem i więzami które zaciskały się na mnie przy każdym najmniejszym ruchu, zabierając mi siłę i oddech którego tak bardzo pragnąłem…

<Pasterzyku? C:> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz