środa, 31 lipca 2024

Od Mikleo CD Soreya

Czy ja chciałem czekoladę? Nie za bardzo, odkąd nie jem, nie czuje potrzeby, aby to zmieniać, nie zależy mi na czekoladzie i innych słodkich rzeczach.
– Dziękuję nie mam na to ochoty – Odpowiedziałem, cmokając go w nos poprawiłem swoje ubrania, poprawiłem włosy w lustrze, mogąc opuścić sypialnię.
– Miki, dlaczego nie chcesz nic słodkiego? – Sorey ruszył za mną od razu, dostrzegając przywiezione przeze mnie torby.
– Nie mam zapotrzebowania na słodycze daj je Hanie i Haru – Poleciłem, opuszczając dom, zajmując się końmi, które potrzebowały się napoić i najeść, od wozu uwolniłem, wyczesałem, zastanawiając się, czy może nie odprowadzić koni jeszcze dziś, był już wieczór, a starszy pan może spać, lepiej może będzie odprowadzić je jutro, na spokojnie zapisać dzieciaki do szkoły, aby, i to mieć już z głowy.
Wróciłem do domu po wykonaniu dobrej roboty od razu, zabierając się za te mniejsze zwierzaki, które wciąż były głodne, wygląda na to, że ani Hana, ani Haru nie zainteresowali się zwierzakami zamknięci w swoich czterech ścianach.
– I co wy byście zrobili, mając takich opiekunów, jak oni – Zwróciłem się do zwierzaków, dając im jedzenie i pieszczoty których bardzo potrzebowały. – Smacznego – Traktowałem nasze zwierzęta jak członków rodziny, mówiąc do nich jak do dzieci, którymi trochę dla mnie były.
Uśmiechając się na ich widok zająłem się torbami, w których znajdowało się dość sporo rzeczy, które musiałem ustawić w kuchni, teraz już nie będziemy się martwić o żadne sztućce, szklanki i talerze w tej chwili, mając już dosłownie wszystko.
Rozkładając sobie wszystko na blacie dostrzegłem kątem oka Soreya wchodzącego do kuchni.
– Sporo tego tu – Słusznie zauważył, było tu dużo rzeczy przywiezionych z dawnego domu, dzięki czemu nie będziemy musieli nic zakupywać w razie jakichkolwiek nieoczekiwanych wypadków.
– No wiesz wszystko się przyda – Stwierdziłem, odwracając się w jego stronę.
– Jeśli tak uważasz to tak na pewno jest, daj pomogę ci – I tak dzięki wspólnej pracy w kuchni wszystko było już poukładane, a więc zostały tylko trzy torby, wina i drobne rzeczy, które ładnie będą wyglądały w salonie.
Trochę już zmęczony pracą zająłem jedno z krzeseł znajdujących się w kuchni, nie mając już siły na resztę rzeczy, może gdyby nie nasz seks wszystko wyglądałoby inaczej, a tak, no cóż, są rzeczy ważniejsze i przyjemniejsze od pracy, a tej przyjemności nigdy mu nie odmówię.
Odpoczywając w kuchni usłyszeliśmy kroki naszych dzieci, które kierowały się do kuchni…
– Dobrze, że jesteście musimy z wami rozmawiać o szkole – Sorey odezwał się jako pierwszy, zwracając uwagę naszych dzieci.
– O szkole? My już wybraliśmy szkołę – Hana odpowiedziała jako pierwsza, zwracając naszą uwagę trochę nas tym zaskakując.
– Tak? – Tym razem to ja odezwałem się zdziwiony jej słowami.
– Tak, poznaliśmy kilkoro fajnych ludzi, pokazali nam swoją szkołę, do której chcemy pójść i właśnie też, o tym chcieliśmy z wami rozmawiać – Tym razem odezwał się Haru, uświadamiając nam, że tak naprawdę oni już sami podjęli decyzję w tej sprawie.
– W takim razie możemy jutro pójść was zapisać? – Zapytałem, na co dzieci całkiem chętnie się zgodziły, tłumacząc nam, gdzie znajduje się szkoła abyśmy przypadkiem nie poszli do złej, bo jak się okazało w mieście były dwie szkoły, jedna bardziej w centrum, a długa na uboczu, i to właśnie do niej chcieli iść.
Skoro tego chcą, to nie mam najmniejszego problemu z tym, aby je tam zapisać.
– Tak sobie myślę, skoro dzieciaki wybrały szkołę, a ty nie za bardzo chcesz wychodzić z domu, czego nawet nie ukrywasz to może pójdę tam sam? Zrobię wszystko, co muszę zrobić i wrócę do domu, aby niepotrzebnie nie narażać cię na stres – Zapanowałem, nie widząc, w tym niczego złego, jeśli nie czuje się z tym dobrze nie musimy razem tam iść, sam też mogę sobie poradzić.

<Pasterzyku? C: >. 

Od Haru CD Daisuke

Nie do końca podobało mi się to przymuszanie mnie do ruszenia w drogę, a mógłbym przecież z nim powiedzieć, towarzysząc mu w opiece nad Ametystem ponadto musiałem przygotować mu jeszcze obiad doskonale, wiedząc, że jeśli tego nie zrobię on będzie chodził głodny. A przecież tak być nie powinno jako jego mąż powinienem przygotować mu obiad i nie zostawiać go samego A zamiast tego on każe mnie za moją dobroć, zmuszając do opuszczenia go na cały dzień to zdecydowanie było nie fair, a więc jak miałem się nie dąsać?
Westchnąłem ciężko zabierając od niego kanapki i wodę którą przygotował mi na podróż, jak dla mnie ani woda, ani kanapki nie były mi potrzebne, bo jeść, ani pić w drodze nie musiałem.
A zresztą zdążyłem się już nauczyć nie jeść i nie pić na tyle długo, na ile jest to konieczne, jeden dzień bez jedzenia i picia zdecydowanie w żaden sposób, by mi nie zaszkodziły, zdecydowanie niepotrzebnie się mną tak przyjmuje, to on nauczony jest jedzenia i picia, gdy tylko tego chce, właśnie dlatego to ja powinienem przygotować jedzenie i picie dla niego, a nie na odwrót.
– Niczego więcej nie potrzebuję dziękuję – Odpowiedziałem, chowając wszystko do torby, nie komentując mojego focha, którego on i tak nie zrozumie, jego zdaniem mam korzystać z wyjścia, a moim zdaniem powinienem być z nim, szkoda tylko, że nasze zdania w tym temacie bardzo się rozchodzą.
– Uśmiechnij się, idziesz zwiedzać naprawdę ładne miejsce – Zrobiłem to, o co mnie poprosił, obdarowując go ciepłym uśmiechem, wychodząc z domu, tak jak sobie tego życzył.

Szczerze powiedziawszy na początku nie czułem się najlepiej z powodu podróży, którą odbywałem bez niego. Spacer na klif zajął mi godzinę, drugą godzinę zajęło mi wspinanie się na sam szczyt, droga była stroma, a ja musiałem bardzo uważać, aby nie tylko, nie zboczyć z trasy, ale i nie spaść z drogi, która nie była do końca przystosowana do wspinania się na klif, który osiągał 40 metrów wysokości.
Było warto wspiąć się tam i zobaczyć coś, czego nigdy bym nie zobaczył.
Na samym szczycie ujrzałem widok, jaki nigdy nawet mi się nie śnił woda czysta jak łza, kamienista plaża z rosnącymi dziko drzewami, zwierzęta przechadzające się niedaleko szczytu klifu, na którym się znajdowałem.
Siadając na samym szczycie do głowy wpadł mi troszkę głupi i prawdopodobnie niebezpieczny pomysł chętnie skoczyłbym z klifu myślałem nad tym długo i gdyby było to troszkę bardziej bezpieczne i na pewno bym to zrobił. Co jak co, ale potrafię myśleć i wiem, kiedy mogę coś zrobić, a kiedy zrobić czegoś nie mogę i, mimo że każdy ma mnie za głupka, ale aż taki głupi nie jestem.
Ciesząc się widokami, które poruszały moje serce trochę zapomniałem o jedzeniu i piciu co niestety będę musiał nadrobić, aby móc wrócić do domu.
Na szczęście jeszcze nie wracałem, mimo że nawet chciałem, czułem jednak, że jeśli to zrobię on naprawdę się na mnie obrazi, dlatego skorzystam z tego, co dostałem, zwiedzając, obserwując, poznając, ciesząc się widokami, które mnie otaczały.
Do miasta również zajrzałem, chcąc trochę je poznać i zrozumieć o co chodzi z festynami i lampionami które miały mieć miejsce za kilka dni nigdy, nie mając okazji być na żadnym festynie i puszczać żadnych lampionów, dlatego może tak chętnie obserwowałem ludzi, którzy przygotowywali wszystko na ten jakże wyjątkowy festyn.

<Paniczu? C:> 

Od Soreya CD Mikleo

 Nie za bardzo miałem ochotę na wychodzenie z domu, znów musząc odczuwać te wszystkie paskudnie pragnienia. Dobrze, że ten dom znajduje się nieco dalej od miasta, bo już w tym miejscu ich pragnienia uderzają we mnie, ale znacznie słabiej, i jak się skupię na czymś, potrafię je od siebie odsunąć, i ich nie słyszeć, ale w mieście jest to nie do zniesienia. I jeszcze te konie... będę musiał trzymać się od nich z dala, żeby się nie spłoszyły za bardzo i nie zrobiły krzywdy Mikleo. Mógłbym puścić męża samego, oczywiście, ale czy ja tego chcę? Absolutnie nie. Już wystarczająco długo sam byłem, i mam tego dosyć, dodatkowo muszę pilnować mojej Owieczki, by nikt go nie dotykał, nie myślał o nim i nie składał dziwnych propozycji. Odrąbałbym ręce jednemu, drugiemu, i by się oduczyli myślenia o moim mężu jak o worku na spermę, ale nie, Mikleo zawsze musi mnie powstrzymywać. Jest za dobry dla tych ludzi, zdecydowanie za dobry, a przecież przeżył mnóstwo nieprzyjemnych rzeczy związanych z ludźmi, nie powinien być wobec nich tak przyjaźnie nastawiony, ma za dobre serce dla nich wszystkich. I dla mnie w sumie też. 
- Jak chodzi o szkołę możemy spytać się dzieci, gdzie chcą iść. Chyba już tu kogoś poznali, przynajmniej Hana, i może się za szkołą rozejrzeli. Chociaż, czy mają wybór? To miasteczko jest raczej małe, więc chyba tu jest dla nich tylko jedna szkoła – odpowiedziałem, gładząc jego nagie plecy. Powinniśmy się w sumie ubrać. Znaczy, Miki powinien, ja tam spodnie miałem, a nawet koszulę, w przeciwieństwie do niego. Cóż mogę poradzić na to, że jego ciało było tak cudowne i należy je podziwiać tylko bez ubrań? Ale tylko ja je mogę podziwiać, całej reszcie wypaliłbym oczy. 
- No w sumie, na to nie patrzyłem... pogadamy więc z dziećmi, i się jutro rozejrzymy – zarządził, podnosząc się do siadu, co mnie zaskoczyło. 
- Po co wstajesz? – spytałem zaskoczony, patrząc na niego z uwagą. 
- Muszę się końmi zająć, odpiąć od nich wóz, nakarmić, wyczesać, dać pić... i też zwierzaki muszę nakarmić, nie wiem, czy dzieci się tym zajęły – wyjaśnił, zapinając koszulę. A tak strasznie podobało mi się patrzenie na jego pięknie oznaczony przeze mnie tors... no nic, dzieci pójdą do szkoły, i wtedy będę mógł na niego tyle patrzeć, ile chcę, czyli caaały czas. 
- No tak... – westchnąłem cicho bardzo chcąc, by nigdzie nie szedł, wiedziałem jednak, że jest to niemożliwe. Gdyby nie to, że konie źle na mnie reagują, ja bym to zrobił, no ale lepiej, bym się trzymał od nich z dala. – To ja nakarmię Banshee. I zmienię nam pościel – zaproponowałem, zerkając na brudne prześcieradło. Sprzątanie po stosunku to najmniej przyjemna rzecz, jaka może istnieć. – Może przygotować ci coś? Coś słodkiego? Jak kupowałem zwierzakom jedzenie, to wziąłem też czekoladę, więc może chcesz coś słodkiego? – zaproponowałem, oczywiście jak zawsze chcąc mu sprawić przyjemność. Ostatnio mi odmówił czekolady, ale to takiej czekolady do picia, a teraz miałem taką czekoladę w formie stałej, a to coś zupełnie innego. I naprawdę miałem nadzieję, że się zgodzi, w końcu kupiłem ją dla niego, podobnie jak tę sukienkę. 

<Owieczko? c:>

Od Daisuke CD Haru

 I to właśnie chciałem usłyszeć. Chociaż, przyznać muszę, nie tego się spodziewałem po nim. Znaczy, spodziewałem, że prędzej czy później Haru się ugnie, ale żeby aż tak szybko? Minęła ledwo godzina i już wyczuwalne było to, że potrzebuje mojej uwagi. I to na mnie narzeka, że ja jestem atencyjny, czasem naprawdę powinien spojrzeć w lustro i się zastanowić, zanim to na mnie zacznie narzekać. 
- Świetnie, więc gdzie się udasz? Może na ten klif? Widoki stamtąd są wspaniałe, chociaż dalej na południe jest jeszcze ładniej. Tylko to już jest wyprawa taka jednodniowa, i musiałbyś wziąć zapasy, i Rain. Też dobrze, abyś zajrzał na miasto i dowiedzieć się czegoś o innych festynach, i o tych lampionach, wydaje mi się, że to jakoś niedługo będzie, a widoki są wspaniałe... no i jeszcze... – zacząłem już normalnie się zachowywać i proponować mu wszystkie aktywności, jakie tylko tu można wykonać. 
- Dobrze, dobrze, nie wszystko na raz. I może nie dzisiaj... – słysząc jego ostatnie zdanie spojrzałem na niego ostrzegawczo i zaraz utkwiłem wzrok w morzu. Ja tak mogę cały dzień, ale czy on to zniesie? Trochę wątpiłem. – No dobrze, dobrze, dzisiaj. I może właśnie na ten klif pójdę...? Ale to wpierw ci obiad muszę zrobić. 
- I pójdziesz na klif w pełne słońce? Nie ma mowy, to zbyt niebezpieczne, jeszcze gdzie mi tam zasłabniesz. Teraz bierzesz wodę, prowiant, ubierasz się stosownie na wyprawę i idziesz. Kiedy wrócisz, to wrócisz. Ja sobie do tej pory poradzę sam – zarządziłem, patrząc na niego wyczekująco.
- Nie dasz mi spokoju? – spytał, zrezygnowany. 
- Oczywiście, że nie. Robię to dla ciebie, jak i siebie – wyznałem, wzruszając ramionami. On będzie zadowolony, bo w końcu wyjdzie, ja będę zadowolony, bo w końcu przestanę czuć to okropne poczucie winy, i oboje będziemy szczęśliwi. I ja trochę pewnie głodny, bo Haru wróci gdzieś pod wieczór, ale przeżyję. Śniadanie zjadłem, to i tak dużo. – No już, im szybciej wyruszysz tym szybciej wrócisz – zadecydowałem, wstając z fotela. 
Haru ruszył za mną, chociaż chyba niechętnie. Nie rozumiem go, czemu on się tak przy mnie katuje. Ja tam sobie poradzę, mam tu przy sobie Ametyst, którą muszę się zająć, konie też oporządzić trzeba, książkę do przeczytania, mam też plażę, i niewielkie pianino... gdybym tylko miał przy sobie księgi rachunkowe, to bym sobie popracował, ale Haru nie byłby zadowolony z faktu, że biorę ze sobą pracę na nasz miesiąc miodowy. 
Haru się przebierał, a ja napełniłem mu dwa bukłaki świeżą wodą, by się tam nie odwodnił, a także zacząłem robić mu kanapki. W końcu, bardzo ważne było uzupełnienie energii po wysiłku, no i też długo go nie będzie, więc na pewno będzie głodny, chociaż mi będzie wmawiał, że wcale nie. A tylko mi spróbuje tego nie zjeść... 
- Jak tylko wrócisz mi bez tych kanapek, to się pogniewam – odezwałem się, kiedy tylko usłyszałem, jak Haru wraca do kuchni. – Wszystko już masz gotowe. Jeżeli chcesz, możesz jeszcze coś tam sobie dołożyć. I przestań się dąsać, masz się cieszyć i bawić – dodałem, zauważając jego lekko niezadowoloną minę. Trochę go nie rozumiałem, przecież chciałem dla niego dobrze, dalej chcę dla niego dobrze, a on mi się tu dąsa... 

<Piesku? c:>

Od Mikleo CD Soreya

W tej chwili czułem się taki słaby taki bezbronny, nie mogąc nic zrobić, musząc błagać go o spełnienie, którego nie dostanę póki tego nie zrobię.
– Sorey proszę pozwól mi zaznać spełnienia – Powiedziałem to, co usłyszeć chciał, czując palące podniecenie całego mojego ciała.
Mężczyzna uśmiechnął się do mnie, robiąc to, o co go prosiłem, dając mi spełnienie.
Ciężko oddychając prostu w jego oczy, widząc to podniecenie i pragnienie posiadania mnie całego.
Mimo że już byłem tylko jego.
Sorey oblizał usta, chwytając mnie za biodra, przewracając na brzuch kilka razy, uderzając nie za delikatnie moje pośladki, wydobywając tym samym z moich ust jęk podniecenia, który udało mi się stłumić w poduszkach.
Mój mąż ewidentnie potrzebował trochę wyżyć się na mnie, aby znów czuć się lepiej.
W pewnym momencie przestał uderzać co uznałem za koniec zabawy strasznie się myląc. Nie spodziewając się jego wejścia we mnie krzyknąłem z podniecenia w poduszkę, musząc używać jej do uciszenia swoich jęków…
Słyszałem jego ciche westchnięcie poczułem mocniej ściskające się dłonie na moich biodrach i pchnięcia stanowcze i szybkie, doprowadzając mnie do szaleństwa, nie chcąc być zbyt głośnym zagryzłem wargi mocno ściskając dłonie na poduszce.
Sorey perfidnie mnie męczył, nie chcąc, abym zapomniał, do kogo należy.
Przed naszym spełnieniem owinął moje włosy wokół swojej dłonie niezbyt delikatny ciągnąć za nie zmuszając mnie do podniesienia głowy.
– Zapamiętaj sobie karę możesz dostać tylko ty i tylko ode mnie, nikt inny nie ma prawda dotykać twojej skóry, czy to rozumiesz.
– Tak – Wydysiłem, z trudem, będąc w stanie mu odpowiedzieć.
– Tak co? – Sorey sprawiał, że czułem się taki słaby, taki mu poddany bez możliwości wygrania z jego siłą nie tylko mięśni, byłem przy, nim taki malutki i nic nie mogło tego zmienić.
– Tak mój panie – Wystrzałem, doskonale, wiedząc, co chce w tej chwili ode mnie usłyszeć i, mimo że nie widziałem jego twarzy czułem, że się uśmiecha, dostając to, co chciał, dając nam wspólne spełnienie, którego obaj pragnęliśmy.
Zmęczony, ale i usatysfakcjonowany położyłem się na łóżku, chowając w jego ramionach.
– Kocham cię – Usłyszałem, czując jego usta na moim czole, wywołując u mnie ciepły uśmiech.
– Ja ciebie też kocham i nie przestanę – Przyznałem, zerkając na zegarek, który jasno wskazywał na porę, w której to powinniśmy zająć się innymi sprawami, nie leżąc w łóżku.
Nie mając na to siły leżałem u jego boku, pragnąc tylko i wyłącznie jego bliskości, nie chcąc od świata już niczego innego.
– Wiesz, że ja ciebie też nie – Wyszeptał, głaszcząc mnie po głowie. – Tak sobie myślę chętnie zobaczył bym cię w tej nowej sukience. – Zmienił temat, schodząc dłonią na moje ramie.
– Na to niestety będziesz musiał poczekać, aż dzieciaki wrócą do szkoły, zostawiając nam pusty dom, w którym mogli trochę poszaleć – Uświadomiłem go musząc z, nim porozmawiać o zapisaniu naszych dzieci do szkoły.
– No tak szkoła, zupełnie o tym zapomniałem, musimy to zrobić, jak najszybciej, już i tak dużo ich ominęło – Stwierdził, z czym musiałem się zgodzić, ominęło, i to naprawdę sporo co wiem doskonale.
– Tak wiem i myślę sobie, że może jutro to zrobimy, oddam konie i wóz, bo i tak dziś nie zdążę, a później pójdziemy poszukać szkoły dla naszych dzieci jak uważasz? – Zaproponowałem, chcąc znać jego zdanie, które było dla mnie równie ważne.

<Pasterzyku? C:> 

Od Haru CD Daisuke

Ciężko westchnąłem, nie wiedząc już co robić, to fakt strasznie chciałem gdzieś wyjść, moje wilcze ja szalało chcąc poznać otoczenie, które coraz bardziej mnie ciekawią, wiedziałem jednak swoje, nie mogłem tego zrobić, nie może być tak, że Daisuke będzie tu z nią siedział, a ja będę się dobrze bawił, oczywiście wiem, że on już tu był, i to nie jeden raz, widząc to wszystko na własne oczy jednak, czy mimo to mogę go tu zostawić? Sądzę, że nie to byłoby nie fair z mojej strony, a przynajmniej tak czuję.
Wstałem z łóżka, nie idąc od razu do męża, wiedząc, że teraz jest na mnie zły, zamiast tego postanowiłem zrobić nam pyszne śniadanie, mając nadzieję, że to poprawi mu nastrój, a jeśli nie to już nie wiem, co robić.
– Przyniosłem śniadanie – Zwróciłem się do niego stawiając tacę z kawą i jedzeniem na stole, mając nadzieję, że się odezwie, on, jednak kiwnął tylko głową nawet nie zabierając się do jedzenia nie mam pojęcia, co chcąc tym osiągnąć.
– Chcesz teraz milczeć? – Kolejny raz odezwałem się licząc na odpowiedź, którą znów nienadeszła, co za uparty osioł on naprawdę chce zrobić mi na złość.
– To ma być jakaś kara? – I znów nic, jakbym mówił do ściany, a to wcale mi się nie podobało, nie może mnie tak traktować to bardzo niegrzeczne i on dobrze o tym wie.
Patrząc na niego przez chwilę w milczeniu całkiem straciłem ochotę na jedzenie, wypiłem szybko kawę, wracając do domu w celu doprowadzenia się do porządku, musząc jakoś wyglądać, licząc, że to tym zmieni się jego nastawienie do mnie.
Czując się już lepiej wróciłem znów do męża, który zdążył zjeść swój posiłek.
– Smakowało ci? – Kiwnął głową kolejny raz, nie mówiąc ani słowa, oj, jak on mnie denerwuje zachowuje się jak dziecko, które chce ukarać rodzica za karę, którą dostał. – Długo chcesz się tak gniewać? – Na moje kolejne pytanie wzruszył ramionami, no i tyle byłoby z naszej rozmowy cudownie no po prostu cudownie.
Ewidentnie chcę, abym gdzieś wyszedł mimo tego, że on zostanie sam, na Boga i weź tu z nim żyj.
Nie mogąc uwierzyć w jego zachowanie postanowiłem w milczeniu, obserwując morze, które było naprawdę spokojne.
Daisuke przez cały czas milczał nawet na mnie, nie patrząc, dając mi jasno do zrozumienia, że się do mnie nie odezwie, a ja chyba zacząłem rozumieć, dlaczego, co za złośliwa bestia, zmusza mnie do wyjścia, wiedząc, że długo nie wytrzymam bez jego uwagi, a nawet głosu.
Ciężko westchnąłem wiedziałem już, że nie wygram on nie odpuści, a ja zaraz tu zwariuję.
– Dobrze zgadzam się – Zwróciłem jego uwagę, nie mając już siły na walkę z nim.
Daisuke uniósł jedną brew, chcąc usłyszeć ciąg dalszy zdania, jak ja czasem nie mam do niego po prostu sił.
– Wyjdę z domu, czy wtedy zaczniesz się do mnie odzywać – Zapytałem, mając nadzieję, że tak będzie.
– Tak, wtedy zacznę – Tak jak myślałem to wszystko było zrobione specjalnie.
– Niech ci będzie wygrałeś wyjdę – Zgodziłem się nie mając szans z nim wygrać w tej nierównej walce.

<Paniczu? C:> 

Od Soreya CD Mikleo

 Zmrużyłem oczy na jego słowa, absolutnie nie mając ochoty go puścić. On chce karać mnie? Komuś tu się chyba coś pomyliło... powinienem mu pokazać, kto tu naprawdę rządzi i kto tu kogo karze. I absolutnie nie miałem zamiaru go puszczać. Uniosłem jego nadgarstki ponad jego głowę, uśmiechając się do niego zadziornie. Czułem, jak próbował się wydostać z mojego żelaznego uścisku, ale było to bezcelowe. Co jak co, ale silniejszy ode mnie fizycznie nie był, ani kiedy byłem aniołem, ani tym bardziej teraz. 
- A jak cię nie puszczę? To co zrobisz? – spytałem, zbliżając usta do jego szyi, by złożyć na jego skórze kilka pocałunków. I kilka malinek, oczywiście. 
- Sorey, nie możemy... – zaczął, ale kiedy tylko dotarłem ustami do jego obojczyków, westchnął cicho, ewidentnie zadowolony z tego, że moje usta się tam znalazły. Wolną dłonią zacząłem rozpinać guziki jego koszuli, jeden po drugim, co mnie trochę drażniło. Zdecydowanie bardziej wolałbym, gdyby zamiast guzików było wiązanie. Raz bym pociągnął za koniec sznurka i koniec bawienia się. A najlepiej to by było, gdyby Miki był bez koszuli, od razu miałbym dostęp do jego ciała, tak cudownego, tak smukłego... kochałem to, jak drobniutko przy mnie wygląda. – Mamy rzeczy... i konie... – kontynuował, wijąc się pod dotykiem moich ust. 
- Mamy czas – wymruczałem pomiędzy pocałunkami, schodząc coraz to niżej z nimi. Już udało mi się rozpiąć ostatni guzik, tak więc miałem w tej chwili jego tors podany jak na tacy. 
- I dlatego możemy dokończyć wieczorem – zaproponował, na co może bym się zgodził, gdybym nie czuł, jak bardzo się mu to podoba. 
- Owieczko, twoje ciało krzyczy, bym nie przestawał. A kim bym był, gdybym miał zignorować takie desperackie wołanie – powiedziałem, podgryzając delikatnie jego skórę, co spowodowało u niego kolejne westchnięcie, ale takie, które było na granicy jęknięcia. 
Czując, że jest tylko mój, puściłem jego dłonie, potrzebując trochę się od niego odsunąć, by móc znaleźć się przy jego spodniach. Rozpiąłem je, dając sobie pełen dostęp do jego przyjaciela, ale nim porządnie wziąłem go do ust, wpierw lizałem jego trzon, od czasu do czasu ssąc jego główkę, nie zapominając o jego jądrach, które delikatnie masowałem. Z przyjemnością słyszałem jego ciche posapywania, a kiedy to poczułem jego  palce zaciskające się na moich włosach włożyłem w końcu jego przyjaciela do ust, na co mój mąż zareagował cichym, ale za to jak pięknym jękiem. 
W końcu wyczułem, że jeszcze chwila i Miki osiągnie spełnienie, dlatego też szybko wysunąłem go ze swoich ust, i szeroko uśmiechnąłem się do męża. Patrząc na niego w tym stanie tuż przed spełnieniem było nawet satysfakcjonujące. Cóż, może tak troszkę złośliwy jestem... ale on pierwszy zaczął z karą. Teraz moja pora, bym mu pokazał prawdziwą karę. 
- A teraz musisz mi powiedzieć całym zdaniem, co takiego ode mnie oczekujesz. I też, jak na dobrego chłopca przystało, ładnie poprosić – powiedziałem, uśmiechając się do mojego szalejącego z bezradności Mikleo. 
- Sorey... – wymamrotał drżącym głosem, chyba ledwo co kontaktując.
- O co chodzi, Owieczko? – spytałem niewinnie czekając, aż rozwinie zdanie, bo ja przecież nie mam pojęcia, czego on ode mnie chce. 

<Owieczko? c:>

Od Daisuke CD Haru

 Mimo, że słowa Haru miały mnie uspokoić i poprawić humor, absolutnie nie czułem się lepiej. Po tym, co usłyszałem, poczułem się przybity. To zdecydowanie nie tak miało wyglądać. Tyle rzeczy mu miałem pokazać, i smaki, i widoki, i co z tego widzi? Nic. A do tego wszystkiego dochodzi świadomość, że Haru naprawdę chce wyjść i coś pozwiedzać, ale przeze mnie nie może. Nic nie mówiąc wziąłem kotkę na kolana i przystawiłem buteleczkę do jej pyszczka, zaczynając ją karmić. 
- Hej, skarbie, co się stało? – spytał Haru, od razu wyczuwając moje przygnębienie. To jest strasznie niesprawiedliwe, że on ma te swoje wyczulone zmysły, które mogą mu powiedzieć o mnie wszystko, a nawet i więcej niż ja sam momentami. Wiedząc jednak, że mnie nie zrozumie, bo już przecież wielokrotnie poruszałem z nim ten temat, nic nie odpowiadałem, tylko całkowicie skupiłem się na karmieniu tej małej istotki, która to była powodem, dla którego muszę zostawać w domu, a przez to także Haru. Takie malutkie, a takie to problematyczne... dobrze, że im większe, tym mniej problemów, a nie odwrotnie, jak to jest z dziećmi. – Przecież nie jestem zły. Wystarczy mi, że jestem z tobą, nic innego do szczęścia nie potrzebuję.
- Powiedziałeś przed chwilą, że z chęcią wspiąłbyś się na klif – odpowiedziałem, starając się brzmieć na spokojnego i neutralnego, ale tak nie do końca mi to wyszło. Bardzo było słychać, że byłem smutny. Nawet bardziej niż smutny. 
- Z chęcią wspiąłbym się na klif z tobą. A to wielka różnica – powiedział, na co westchnąłem ciężko. 
- Wiem, że już masz dosyć siedzenia tutaj. Nawet nie próbuj mi wmówić, że nie – dodałem, już czując, że otwiera usta, by mi powiedzieć, że wcale tak nie jest. Za dobrze go znam. 
- Najważniejsze, że jesteś obok, i nic innego nie ma znaczenia – powtórzył, co już powoli było denerwujące. 
- Powinieneś w końcu patrzeć na swoje dobro. I przestać się powtarzać, to zaczyna być denerwujące – wyznałem, odsuwając się od niego. Chcę tylko, by był szczęśliwy. Staram się więc, najlepiej jak mogę, planuję całe podróże, wybieram miejsca, które mają jak najwięcej do zaoferowania, i co? I nic z tego nie wychodzę. Co więc robię nie tak? Gdzie popełniam błąd? Czasem mam wrażenie, że im bardziej się staram, tym bardziej mi nie wychodzi. I jak się nie staram, też nic nie wychodzi. Może nie czułbym się tak źle, gdyby Haru zwiedzał sobie to miejsce na własną rękę, ale ten uparcie siedział tu sobie ze mną pomimo tego, że wcale nie chciał. 
- Daisuke... – zaczął Haru, ale po tonie jego głosu już mogłem wywnioskować, że znów będzie mówić to samo. Może jak zmienię strategię, to zacznie myśleć, i opuści tę chatkę. 
Jako, że już udało mi się i nakarmić, i umyć Ami, ostrożnie wziąłem ją na ręce i opuściłem sypialnię, wychodząc na taras. Zostawiłem butelkę i miskę z już chłodną wodą tam, ale to jeszcze zdążę sprzątnąć. Teraz mam ważniejsze sprawy. Muszę pomyśleć, co zrobić, by Haru w końcu wyszedł z domu beze mnie. Usiadłem na płóciennym fotelu i wpatrywałem się w spokojne morze, gładząc Ami po brzuszku. Czemu nie może spróbować dobrze się bawić beze mnie? Może gdybym się do niego nie odzywał, to wpadnie sam na ten pomysł i zaproponuje, że gdzieś sobie wyjdzie? Chociażby na ten klif. To już przecież dużo dla niego. 

<Piesku? c:>

wtorek, 30 lipca 2024

Od Mikleo CD Soreya

W jego ramionach sen przychodzi szybko, a towarzyszący mu spokój zapewniła łagodny sen, którego było mi potrzeba i chociaż zawsze spałem spokojnie tak w jego ramionach jest zupełnie inaczej, jest po prostu lepiej. Czując jego zapach, dotyk i zabawę moimi włosami dopłynąłem w jego ramionach, nie próbując nawet walczyć ze snem, który tak łagodnie obejmował mnie w swoich ramionach.

Budząc się ze snu dostrzegłem tak doskonale znaną mi twarz spokojnie śpiącą u mojego boku, moja moc potrafiła zdziałać wiele, nawet jeśli niekoniecznie o to mi chodziło.
Widząc jego twarz delikatnie położyłem dłoń na jego policzku, leżąc tak przez chwilę, całując delikatnie w czoło cicho wstając z łóżka, myśląc, że go nie obudzę.
Sorey, natomiast gdy tylko poczuł, że wstaje złapał mnie w pasie, przyciągając do siebie, wsuwając swoją dłoń pod koszulkę.
– Gdzie się wybierasz? – Zapytał, całując mój kark, pozostawiając na, nim ślad swoich ust, czego nie widziałem dobrze, natomiast, czując co na, nim robi.
– Chciałem już wstać, powinienem zająć się resztą rzeczy przywiezionych do domu, a i jeszcze muszę zaprowadzić konie i wóz do ich właściciela – Sorey westchnął cicho, gdy tylko uświadomiłem go w tym fakcie, najwidoczniej bardzo nie chcąc pójść da farmera.
– Tak, nie pomyślałem o tym – Przyznał, dotykając moje żebra trochę tak, jakby sprawdzał, czy wszystko z nimi w porządku, tylko po co? Wyglądam źle? A może sprawdza mnie, czy przypadkiem nic mi się nie stało lub, czy może nie mam śladów innego mężczyzny na ciele? Trochę nie wiem, o co chodzi.
– Twoje ciało znów jest normalne, czyżby z dala ode mnie twoje ciało wróciło do zdrowia? Mówiłem ci, że jestem twoim największym problemem – On naprawdę uważa, że to przez niego? Co za głuptasek z niego.
Odwróciłem się od razu w jego stronę, całując jego usta.
– Nie skarbie, to właśnie dzięki tobie wróciłem do zdrowia i dzięki wodzowi, w której przebyłem cały dzień i północy, pomagając mi wrócić do zdrowia. Wiedząc, że jesteś przy mnie mogłem być spokojny, a spokój pozwolił mi zrelaksować się na dnie wody – Wyjaśniłem, kładąc dłoń na jego policzku.
– Nie jestem pewien, czy to na pewno tak działa – Stwierdził, oczywiście znów, podchodząc do tego bardzo negatywnie, a tego bardzo nie chciałem.
Czując, że jego ciało nie stawia oporu popchnąłem go na plecy, siadając okrakiem na jego biodrach, kładąc dłonie po obu stronie jego głowy.
– Posłuchaj mnie i patrz mi prosto w oczy, kocham cię i dzięki temu, że tu jesteś moje życie ma sens, czy to rozumiesz? A jeśli będziesz uważał inaczej walne cię w łeb – Miałem nadzieję, że mnie rozumie i przestanie sobie dopisywać zdania, które nie są potrzebne, ani nawet prawdziwe.
Sorey patrzył na mnie przez chwilę, musząc zastanowić się nad odpowiedzią i lepiej, aby były one pozytywne, bo chyba go walne.
– Nie jestem pewien, czy tak… Hej, nie bij mnie – Burknął, chwytając mnie za biodra, przewracając na plecy, łapiąc na nadgarstki, patrząc na mnie z wyższością.
– Ostrzegałem, że cię walne nie posłuchałeś mnie i właśnie taka była kara – Wyjaśniłem, próbując uwolnić swoje dłonie z jego uścisku. – No już, możesz mnie puścić – Poprosiłem, wiedząc, że tylko sobie żartuje jak zwykle, chcąc mi pokazać, że to om tu rządzi, a ja mam go słuchać, myśląc chyba poważnie, że się wystraszę, to słodkie, ale nie straszne.

<Pasterzyku? C:>

Od Haru CD Daisuke

Bardzo urocze było to, co słyszałem doskonale, wiedząc, że on już nie kontaktuje, a mimo to w stanie jest zajmować się kotką.
Będzie z niego świetny rodzic i chociaż na razie w to nie wierzy w końcu zmieni zdanie i tego jestem bardziej niż pewien, znam go na tyle, aby mieć te pewność i wiarę w jego umiejętności.
Widząc, że jest już zmęczony zabrałem od niego Ametyst, kładąc go na poduszkę, kończąc opiekę nad kotką, której on nie miał siły już zrobić.
 Położyłem spać i małą, mogąc przytulić do siebie jak zawsze zimnego męża traktującego mnie jak chodzący grzejnik.
– Kocham cię złośniku mój – Szepnąłem, całując w czoło delikatnie, przytulając go do siebie, aby zamknąć swoje oczy, idąc w jego ślady do krainy snów.

Nad ranem obudziła mnie Ametyst, która zapewne była już głodna, mój panicz oczywiście już nie spał, przygotowując małej jedzonko.
– Śpij jest jeszcze wcześnie – Usłyszałem, widząc mojego męża wchodzącego do sypialni z gotowym mlekiem i innymi potrzebnymi mu przyborami do opieki nad zwierzakiem.
– Już się wyspałem, dzień dobry – Ucałowałem go w policzek, uśmiechając się do niego łagodnie.
– Dzień dobry, od kiedy ty tak wcześnie wstajesz? – Zapytał, przystawiając kotce do pyszczka smoczek, z którego od razu zaczęła pić.
– Od kiedy jestem poza domem i nie chce stracić żadnego dnia na sen – Przyznałem, naprawdę tak sądząc, no bo przecież śpi się nocą, i chociaż bardzo lubię spać, czego nie ukrywam to tu chce zobaczyć tyle, ile się da, a w rezydencji po powrocie mogę znów spać tyle, ile będzie mi trzeba.
 – Tak, a co chcesz zobaczyć, siedząc tu ze mną w domu? Tu nie ma nic, co warto byłoby zobaczyć – Stwierdził, z czym akurat musiałem się zgodzić tu w domu nie było nic do zrobienia jedyne towarzystwo, jakie miałem to mój mąż i kot, i chociaż bardzo chciałem wyjść wiedziałem, że samego nie mogę go zostawić, nawet jeśli on sam uważa inaczej.
– No tak tu nie, ale wiesz przynajmniej mamy ładny taras i widoki na morze, do tego można jeszcze pływać i nie ma tu ludzi no nie ma na co narzekać – Stwierdziłem, od razu, dostrzegając spojrzenie mojego panicza, które od razu odczytałem. – Daj spokój w końcu wyjdziemy, ile taki mały kot będzie potrzebował naszej opieki? Z trzy tygodnie? No może cztery… – I tu na chwilę się zatrzymałem, no właśnie może to zająć nawet miesiąc na boga to trochę tak niewiele będziemy mieli czasu na zwiedzanie, no cóż, mówi się trudno z tym nic nie da się już zrobić Ametyst potrzebuje opieki, a ja nie mam oto żalu. – No tak, przynajmniej mamy siebie – Dodałem, uśmiechając się do niego głupkowato.
– Powinieneś korzystać z uroków tego miejsca – Miał rację i ja to wiedziałem bardzo chcąc wyjść z domu, ale czy powinienem go zostawić samego? Chyba raczej nie.
– Chciałbym pójść nad klif, wspinając się na jego szczyt i mam nadzieję, że to zrobimy w jak najszybszym terminie – Odpowiedziałem, naprawdę bardzo chcąc to zrobić, dostrzegając go szukając matki Ametystu i już wtedy czułem, że chce tam wyjść oczywiście nie sam, nie mogę tego zrobić, nie mogę się bawić, gdy on będzie siedział tu sam, pilnując kotka, tak być nie może.

<Paniczu? C:>

Od Soreya CD Mikleo

 Jego słowa mnie mocno zaskoczyły, naprawdę tak brzmiałem? Nie to było moją intencją. Nigdy bym go za to nie obwiniał, o to mogę obwinić tylko jedną osobę, której się już pozbyłem. Od razu pogładziłem jego łagodny policzek, chcąc trochę odkupić swoje winy. Naprawdę źle musiałem dobrać słowa, skoro je tak zinterpretował. 
- Wybacz, Owieczko, nie o to mi chodziło. O to obwiniać mogę tylko człowieka, który chciał skrzywdzić Hanę, tylko on był temu winien. Chodziło mi o to, że za bardzo pobłażasz dzieciom, a my, nie wiedząc, gdzie one chodzą i z kim się potykają, narażamy je na niebezpieczeństwo – powiedziałem, starając się utrzymać oczy otwarte, co było ciężkie. Jak jeszcze coś robiłem, to jakoś aż tak tego nie czułem, ale Mikleo zaciągnął mnie na łóżko, i jak tak sobie na nim leżę, to coraz bardziej senny się stawałem. 
- Może faktycznie za duże zaufanie co do nich mamy... – westchnął cicho Mikleo, ewidentnie intensywnie nad czymś myśląc. 
- Zdecydowanie za duże, skoro nic o nich nie wiemy. Będę także chciał sprawdzić ich znajomych. Muszę wiedzieć, jakie są ich pragnienia, nie mogę pozwolić, by złe osoby miały wpływ na moje dzieci – odpowiedziałem, po czym cicho ziewnąłem. To było zdecydowanie poza moją kontrolą. 
- Ale chyba wpierw musisz się trochę zdrzemnąć – zaproponował, na co pokręciłem głową. 
- Nie mogę spać, to jest słabość, na którą nie mogę sobie pozwolić. I trzeba pilnować dzieci. Na pewno skorzystają z tego, że nikt nie zwraca na nich uwagi i się mogą wymknąć z domu – odpowiedziałem, bardzo broniąc się przed snem. 
- Myślę, że w tym momencie są zajęte ogarnianiem własnych pokoi. Mają chyba jeszcze więcej rzeczy niż my tutaj musieliśmy wypakować. Wiedzą, że nie mogą opuścić domu bez pozwolenia, a wydaje mi się, że już wiedzą doskonale, że nie warto nas nie słuchać – uspokoił mnie, ale ja dalej nie byłem co do tego przekonany. Miki za bardzo ufa dzieciom. Ja teraz już nie do końca. – Chodźmy razem spać. Nie pamiętam, kiedy ostatnim razem spaliśmy – poprosił, używając takiego tonu, że nie mogłem mu odmówić, pomimo, że powinienem. W końcu, muszę działać, a nie odpoczywać, przez cały ten czas nieobecności Mikleo niewiele robiłem. Głównie  zajmowałem się w Banshee, no i zabiłem jakiegoś tam grzesznika w wyjątkowo brutalny sposób, czyli tak właściwie, to nic nie zrobiłem.
- A nie mogę poleżeć, a ty pójdziesz spać? Przypilnuję cię – zaproponowałem, nie chcąc w sobie wykształcać kolejnej słabości. 
- Może być i tak, żebyś tylko był tu blisko – poprosił, wtulając się w moje ciało. Oczywiście też się do niego przytuliłem, gładząc delikatnie jego plecy, które były jakieś takie... normalne. Znaczy się, zawsze były normalne, ale wcześniej miałem wrażenie, że nawet przez koszulę mogłem wyczuć kręgi w jego kręgosłupie. Teraz nie miałem tego uczucia. Widać, że przerwa ode mnie dobrze mu zrobiła, w końcu wrócił do zdrowia, a wystarczyło, bym tylko trzymał się od niego z dala, no ale chce mnie jak najbliżej siebie. I co ja z nim mam? 
Chcąc, by mój mąż szybko zasnął, delikatnie bawiłem się jego włosami, obserwując przy tym jego przepiękną, spokojną twarz. Zabiłbym chyba każdego, kto by ten spokój zakłócił...

<Owieczko? c:>

Od Daisuke CD Haru

 Mimo, że było chłodno, przyjemnie było tak sobie tu siedzieć obok Haru i poobserwować zjawiska atmosferyczne. Szkoda tylko, że te najładniejsze muszą mieć miejsce w nocy. To pewnie dlatego wielu ludzi uważa, że noc to taka romantyczna pora dnia... mnie to pora dnia nie obchodziła za bardzo, dla mnie najważniejsze było to, by Haru był blisko mnie. I by było mi ciepło. A na razie nie było mi tak źle. 
- Spadająca gwiazda. Pomyślałeś życzenie? – spytał nagle, przerywając ciszę. 
- Nie za bardzo. Nie wierzę w takie rzeczy. Spadająca gwiazda to jedynie kawałek metalu, który spada na naszą ziemię gdzieś z góry. Z takiego kawałka metalu uzdolniony kowal potrafi wytworzyć wspaniałe bronie. Taka gwiazda to więc żaden znak od boga, żadne umierające dusze, żadne wiadomości od zmarłych czy zwiastun śmierci – wyjaśniłem, nie czując żadnego podekscytowania tymże zjawiskiem. Jakby na to spojrzeć, wiele rzeczy, które nas otaczają, to najpewniej coś normalnego, naturalnego, czego jeszcze nie jesteśmy w stanie wyjaśnić, a ludzie przypisują tymże zjawiskom magiczne zdolności, będąc jednocześnie wrogim na prawdziwą magię, która przecież może dać wiele dobrego. 
- Może i samo zjawisko jest zwykłe, ale wygląda magicznie. I czasem trzeba sobie troszkę pomarzyć – powiedział, brzmiąc bardzo lekko. Swobodnie. Niczym się nie przejmował. W sumie, to się nie ma co dziwić, trochę taki lekkoduch z niego, ale to nic. On może się nie przejmować, ja będę miał wszystko pod kontrolą. 
- Więc co takiego sobie życzyłeś? – spytałem, wnioskując z jego tonu i podejścia, że on akurat pomyślał o życzeniu. 
- Nie mogę ci powiedzieć. Wtedy się nie spełni – odparł oburzony, na co pokręciłem z niedowierzaniem głową. Niesamowite, jak to jedna i ta sama osoba potrafi być jednocześnie zdeprawowana, bo chce uprawiać seks w każdym miejscu, a jednocześnie tak niewinna, chcąc wierzyć właśnie w mit spadającej gwiazdy. Tyle dobrego, że już nie stara się na siłę szukać dobra w ludziach, którzy tego dobra w sobie nie mają. 
- Prędzej ja spełnię twoje życzenie, niż jakaś spadająca gwiazda. Ale wpierw muszę je znać – odpowiedziałem, jak zawsze chcąc dać mu to, co takiego sobie wymarzył. 
- To nic takiego, bo już się spełniło – wyznał zachwycony, po czym ucałował mnie w policzek. Czyli to było pewnie jakieś głupkowate, urocze życzenie, najpewniej związane ze mną. A mógłby być dużo bardziej kreatywny. – Powinniśmy wracać. Ami się obudziła. 
- Trochę szkoda. Jeszcze niecałe dwie godziny i zaobserwować moglibyśmy wschód słońca – odpowiedziałem, podnosząc się na równe nogi. Skoro się obudziła, zaraz muszę do niej wrócić, nie mogę pozwolić, by przypadkiem spadła z łóżka. 
- Przed nami jeszcze mnóstwo takich wschodów, i zachodów, jeszcze nie raz więc uda nam się to zobaczyć – uspokoił mnie, zabierając koc. 
- Szkoda, że nie możemy tego powiedzieć o festynie. Nie wiem, kiedy zjawimy się tu drugi raz o podobnej porze – powiedziałem, cicho ziewając. 
- Jakoś to przeżyję. Uspokój Ametyst, ja zaraz ci wszystko przygotuję i przyniosę – obiecał, kiedy weszliśmy do środka. 
Początkowo się chciałem z nim nie zgadzać, chcąc zająć się moim obowiązkiem sam, ale trochę nie miałem siły na dyskutowanie z nim. Byłem zmęczony. Jedyne, na co teraz miałem ochotę, to na powrót pod kołderkę i przytulenie się do mojego grzejnika. 
- Jedz, moja malutka, jedz i rośnij, bym w końcu mógł z tatą spędzić trochę czasu poza domem – powiedziałem cicho do kotki, przystawiając jej buteleczkę ze smoczkiem do pyszczka, kiedy tylko Haru mi ją przyniósł. Muszę przyznać, trochę zmęczony byłem i już nie za bardzo byłem świadom tego, co mówię. 

<Piesku? c:>

Od Mikleo CD Soreya

Musiałem przyznać, że tak sukienka naprawdę mi się podoba, czarno koloru jeszcze nie miałem i na pewno chętnie założę, gdy dzieci nie będzie w domu.
– Jest naprawdę piękna – Przyznałem, przeglądając się w lustrze, przykładając do swojego ciała. – Na pewno cię w niej zwale z nóg – Dodałem, podchodząc do niego całując usta, które bardzo lubiłem.
– Mam nadzieję – Sorey uśmiechnął się będąc naprawdę spokojny, a przecież o to mi chodziło, obiecałem mu, że kiedy jest przy mnie wszystko będzie dobrze.
Zadowolony z nowego prezentu odwiesiłem do szafy jeszcze przez chwilę, wpatrując się w piękną sukienkę, podziwiając jej wygląd.
Musząc wrócić do pracy zostawiłem sukienkę w spokoju, skupiając się na rzeczach, które ze sobą przywiozłem.
Rozpakowywanie wszystkich znajdujących się rzeczy tylko w naszej sypialni zajęło nam naprawdę sporo czasu, a pomyśleć, że jeszcze trzeba zająć się kuchnią z salonem, a nawet łazienką, do której z dawnego domu mam kilka rzeczy.
– Zrobione – Zmęczony usiadłem na ziemi, kładąc głowę na łóżku, wpatrując się w sufit.
Sorey usiadł obok mnie, kiwając głową.
– Mamy jeszcze dużo pracy? – Zapytał, kładąc dłoń na mojej dłoni przysyłać ją do swoich ust, całując jej wierzch.
– Tak, musimy jeszcze wypakować torby, które znajdują się w kuchni, w salonie i w łazience i na naszym nieszczęście jest z tego naprawdę sporo – Przyznałem, odwracając głowę w jego stronę, dostrzegając zmęczenie, które nie schodziło z jego twarzy, mój biedaczek dzięki moim mocom uspokoił się, ale I równocześnie stał się bardzo zmęczony.
– W takim razie powinniśmy to zrobić jeszcze dziś – Mimo że ewidentnie nie miał na to siły był gotów od razu zabrać się do pracy.
Położyłam dłoń na jego ramieniu trochę, uspokajając jego zapał do pracy.
– Spokojnie skarbie, co się odwlecze, to nie uciecze, nie musimy robić tego już teraz, odpocznijmy i jeśli nie zrobimy tego dzisiaj zrobimy to jutro – Zaproponowałem, podnosząc się z ziemi, chwytając jego dłoń, kładąc się z nim na łóżku, chcąc w tej chwili nacieszyć się trochę jego bliskością, nie myśląc o dalszym rozpakowywaniu rzeczy, które możemy rozpakować później.
– Kocham cię – Wyszeptałem, zbliżając się do niego łącząc nasze usta w delikatnym pocałunku.
Sorey pogłębił pocałunek, przyciągając mnie bliżej siebie, kładąc dłoń na moich plecach.
– Kocham cię owieczko – Gdy to mówił moje serce biło szybciej, a uśmiech nie schodził z twarzy.
Zakochałem się w tym mężczyźnie i mimo wielu lat moje serce wciąż bije tylko i wyłącznie dla niego.
– Musimy chyba porozmawiać o dzieciach – Sorey zaczął temat dzieci, przerywając ten przyjemny spokój.
– Tak podejrzewałem, Hana i Haru trochę przeginają – Musiałem to stwierdzić, nie chcąc okłamywać ani jego, ani siebie.
– No właśnie i od dziś to ja decyduję, kiedy mogą wychodzić, a kiedy nie, kazałeś mi dać im wolną rękę, aby przyzwyczaili się do nowego miejsca i Hana prawie została skrzywdzona jesteś dla nich za dobry – Mruknął, trochę, obwiniając mnie za tę sytuację.
– Brzmisz trochę tak, jakbyś mnie obwiniał za to, że ktoś chciał skrzywdzić Hanę – Zauważyłem, czując się źle z tą myślą, może faktycznie to moja wina, gdybym nie powiedział mu, że ma trochę dać jej więcej swobody nie skończyłoby się to w taki sposób, a więc faktycznie to moja wina. – Nie chciałem tego, przepraszam – Dodałem, nawet nie dając mu odpowiedzieć, czując, że tak właśnie jest.

<Pasterzyku? C:> 

Od Haru CD Daisuke

Miał rację poduszki są wyżej, ale jego pupa jest znacznie przyjemniejsza i wygodniejsza od poduszki, poza tym z tego konta lepiej patrzyło mi się na okno, a raczej na to, co znajduje się tuż zanim.
Na zewnątrz gwiazdy lśniły na niebie, a sam księżyc wyglądał jakby świecił tuż przed naszym oknem ten wyjazd naprawdę pozwala mi zobaczyć sporo rzeczy.
– Tu jest lepiej – Stwierdziłem, odwracając głowę w stronę męża, szczerząc się do niego jak głupi do sera.
Mój panicz patrzył na mnie przez chwilę w milczeniu chyba w głowie, myśląc o mnie jak o kretynie, no cóż, prawdopodobnie, nim jestem, ale czy mi to przeszkadzało? Absolutnie nie, przecież byłem głupi, i to się już nigdy nie zmieni.
– No tak, bo możesz mój tyłek pomacać – Mruknął pod nosem, nie odwracając wzroku od mojej twarzy nie do końca zadowolony z tego, co robię, no cóż, dobrze wiedział, kogo bierze za męża.
– Tak zdecydowanie to o, to mi chodzi, lubię twój tyłek jest wręcz idealny – Przyznałem, wracając spojrzeniem w stronę okna, obserwując niebo, które mieniło się różnymi kolorami.
Dais uke nic już nie powiedział, wracając do głaskania Ami, która mruczała przyjemnie.
Jeszcze trochę leżałem sobie na pięknej pupie mojego męża, nim podniosłem się z niej kładąc obok męża na poduszkę, patrząc na jego już śpiącą twarz.
Mój piękny i taki uroczy panicz wyglądał tak spokojnie, aż miło było wpatrywać się tak w niego kładąc dłoń na tym pięknym mięciutkim policzku.
Wpatrywałem się tak w niego godzinę, dwie a nawet trzy, nim ucałowałem go w czoło podnosząc się z łóżka cicho opuszczając sypialnie, idąc na dwór.
Na zewnątrz było chłodno, a to bardzo lubiłem, do tego jaśniejąca zorza polarna, zawsze dużo o niej słyszałem, ale poprzez pierwszy miałem okazję zobaczyć ją na własne oczy.
Zafascynowany tym zjawiskiem podążałem wzrokiem po całym niebie, widząc spadające gwiazdy lśniące na niebie.
To było wydarzenie, które naprawdę warto było przeżyć.
Przesiedziałem tam trochę czasu, ciesząc się widokiem, który mnie otaczał całkowicie, zapominając o powrocie do łóżka.
– Zorza polarna masz szczęście, że możesz ją gdzieś zobaczyć – Usłyszałem za sobą tak dobrze znany mi głos od razu, robiąc mu miejsce na kocu.
– Widoki godne podziwiania – Przyznałem, zerkając na niebo kątem oka. – A ty, dlaczego nie śpisz? – Zmieniłem temat, skupiając się na moim pięknym mężu, którego kochałem nad życie i on o tym doskonale wie, a mimo to chce mu to powtarzać każdego kolejnego dnia i aż do śmierci.
– Nie potrafiłem spać bez ciebie, w łóżku nie jest tak ciepło i przyjemnie, kiedy mój grzejnik gdzieś znika – Stwierdził, opierając głowę na moim ramieniu, patrząc na morze.
Po jego wypowiedzi zaśmiałem się cicho całując go w czoło.
 – Jeśli chcesz możemy już wrócić do domu – Zaproponowałem, przytulając go do siebie, aby ogrzać swoim ciałem.
– Nie, chwilę tu, chwilę z tobą posiedzieć – Wciąż podziwiając morze i fale łagodnie uderzające w piasek.
– Dobrze, w takim razie jeszcze chwilę – Zgodziłem się głaszcząc go po ramieniu, nie odrywając wzroku od nieba, które w ciemności było znacznie lepiej widoczne, ciesząc moje oczy.

<Paniczu? C:> 

poniedziałek, 29 lipca 2024

Od Soreya CD Mikleo

 Mimo, że umysł mój podpowiadał mi, że powinienem się w tym momencie martwić o to, że zrobię mu krzywdę, czułem... spokój. Duży spokój. To pewnie zasługa Mikleo była. I tu nie chodziło tylko o jego obecność, bo jego obecność, nieważne, jak cudowna by nie była, aż tak by mnie nie uspokoiła. Musiał użyć swoich mocy, to by wyjaśniało także, dlaczego trochę senny jestem. To był skutek uboczny używania jego mocy, który już zdążyłem poznać nie raz. 
- Nie powinieneś na mnie marnować swojej mocy. Jest zbyt cenna na mnie – wyznałem, nie czując się najlepiej z faktem, że w tym momencie skupia się na mnie. Jego moc może robić wspaniałe rzeczy a tymczasem marnuje ją na demona, który niesie zniszczenie. Widzę tutaj pewien błąd w rozumowaniu. 
- Jesteś moim mężem, więc to żadne marnowanie mocy. I już wyglądasz jak dawniej – uśmiechając się łagodnie, a ja mu oczywiście uwierzyłem, bo czemu bym nie miał? Mikleo nie może mnie okłamać, więc jeżeli mówił, że wyglądam normalnie, to tak musiało być. Odsunąłem się chwilowo od niego, by spojrzeć na swoje dłonie, i faktycznie. Skóra na moich dłoniach była normlana, bez żadnych blizn, a zamiast pazurów były normalne paznokcie. Nawet upewniłem się, przejeżdżając po nich opuszkiem palców, ale tak, to były moje normalne paznokcie. Na pewno już go nie skrzywdzę.
- Na to wygląda – odpowiedziałem trochę niepewnie, jeszcze oszołomiony tym, co się wydarzyło. 
- Skupmy się zatem na rozpakowaniu naszych rzeczy – zaproponował, nie przestając się uśmiechać. Miał rację. Trochę tych pakunków było, i to tylko do naszej sypialni, nie chcę myśleć, ile jest jeszcze rzeczy do kuchni, czy do salonu... no chyba, że Miki nie brał jakoś dużo rzeczy. Tak właściwie nie wiem, co on zapakował na ten wóz. Jak tylko usłyszałem, że wrócił, a ja dalej wyglądałem jak wyglądałem, to ukryłem się przed jego wzrokiem nie chcąc, by się na mnie patrzył. – Kocham cię – dodał, nim zabraliśmy się do pracy. 
- Ja ciebie też. Chociaż nie wiem, dlaczego ty mnie kochasz – powiedziałem szczerze, dalej tak nie potrafiąc go zrozumieć. Nie daję mu nic, by mógł mnie kochać. Pewnie im dłużej tu przy nim będę, tym bardziej będę go ciągnął na dno, czego pewnie nie zauważę ani ja, ani on, dopóki nie będzie za późno. 
- Za mnóstwo rzeczy, mój drogi. Przez twoje dwa życia znalazłem mnóstwo powodów. I teraz będę zbierał kolejne powody podczas twojego trzeciego życia – odpowiedział bardzo ogólnikowo, otwierając szafę, by zacząć chować do niej nasze ubrania. – A co to jest? – spytał, zauważając czarną sukienkę, którą powiesiłem tam jakiś czas temu. 
- Musiałem wyjść na targ, by kupić zwierzakom jedzenie, i coś takiego mi się rzuciło w oczy. Spodobało mi się, trochę mnie uspokoiło, i stwierdziłem, że ci kupię. Dawno ci nic nie kupowałem, i jakoś tak pomyślałem sobie, że to będzie dla nas dobry prezent – wyjaśniłem, wzruszając ramionami. Po tym, jak Miki użył na mnie swoich mocy, byłem trochę bardziej spokojniejszy i jakoś mniej to wszystko przeżywałem. I pewnie tak będzie, dopóki działanie jego mocy nie minie, a ile to może trwać, nie mam pojęcia. Mam jednak nadzieję, że jak przestanie, to dalej będę wyglądać normalnie, i moje pazury nie powrócą, nie chcę, by wracały, teraz mi nie są absolutnie do niczego przydają. 

<Owieczko? c:>

Od Daisuke CD Haru

 Po dokładnym umyciu swojego ciała, a także odpowiedniej pielęgnacji wróciłem do sypialni, nie zastając tam męża. Zaskoczony zacząłem się za nim rozglądać i zauważyłem, że był na tarasie i wpatrywał się w niebo. Zaintrygowany tym, w co takiego się tam wpatruje, oczywiście ruszyłem do niego. 
- Sztuka ognia. Z bliska wyglądałaby znacznie lepiej – odezwałem się, zauważając na niebie różnokolorowe światła. Teraz to na pewno będzie żałować, że nie poszedł. Co prawda, dałem mu wybór, więc nie powinienem czuć się winny, a jednak wyrzuty sumienia odczuwałem, bo jakby nie patrzeć, chce mi towarzyszyć, a ja jednak muszę pilnować Ami. Znaczy, nie muszę, ale ktoś powinien, a że ja do niej poczułem słabość już pierwszego dnia, to w tym momencie czuję się za nią odpowiedzialny. 
- Zdecydowanie mam lepszy widok – odpowiedział, przenosząc wzrok na mnie, co zauważyłem kątem oka. Wyjątkowo głupio postąpi według mnie. 
- Nie powinieneś odwracać wzrok od nieba, zaraz się może skończyć – skarciłem go nie chcąc, by i to stracił, chociaż według mnie i tak dużo tracił. Nie chciałbym, by tracił jeszcze więcej. 
Haru jednak się mnie nie posłuchał, nie wrócił do patrzenia w niebo. Zamiast tego położył dłoń na moim policzku, zwracając tym samym na siebie moją uwagą. Delikatnie zmarszczyłem brwi na jego gest, trochę go nie rozumiejąc. Mówię mu, że ma się patrzeć w niego, a ten się patrzy na mnie, mógłby czasem się mnie posłuchać, miło by było... 
- Znacznie bardziej wolę patrzeć na ciebie – wyznał, gładząc mnie po policzku. – Kocham cię, wiesz?
- Wiem. Mówiłeś mi to stosunkowo niedawno, jakieś kilkanaście minut temu – przypomniałem mu, trochę nie rozumiejąc, do czego pije. – No i się skończyło... powinieneś patrzeć, jak miałeś okazję. 
- Cóż mogę powiedzieć, wolę patrzeć na prawdziwą piękność – odpowiedział, nachylając się do mnie, by ucałować moje usta, a ja oczywiście odwzajemniłem ten pocałunek bez większego namysłu. – Chodźmy do środka, za kuso jesteś ubrany, jeszcze mi się tu zaraz przeziębisz. 
- Kuso? Na spacerze miałem więcej odkrytej skóry niż teraz – powiedziałem lekko rozbawiony. Do spania założyłem jego koszulę, tak więc całe ramiona i pośladki były ładnie zakryte i byłem bardzo grzeczny. 
- I kręcisz mnie tak samo mocno, jak wtedy – wyszczerzył się głupkowato i cmoknął mnie w nos. Wydawał się absolutnie nie przejmować tym, że w tym momencie omija go świetna zabawa w mieście, podczas kiedy ja dalej czułem się winien. Mógłby być trochę mniej uparty, miałby świetną zabawę, by się najadł jakichś lokalnych przysmaków, a nie pił ze mną czekoladę, której to może przecież pić cały czas.
Po tym wróciliśmy do domu. Haru poszedł się umyć, ja z kolei położyłem się na łóżku, oczywiście na brzuchu, i czekałem cierpliwie, jak mój mąż wróci z łazienki. Przy okazji obserwowałem Ametyst, która spała na poduszce, opatulona ręcznikiem i zwinięta w kuleczkę. Uśmiechnąłem się delikatnie na ten widok i zacząłem delikatnie gładzić ją po łebku, nie mogąc nacieszyć się jej słodkością. Haru po czasie wrócił do mnie, i zajął miejsce na łóżku, kładąc głowę na moich pośladkach. Jego zachowanie trochę mnie zaskoczyło, nie spodziewałem się, że zrobi coś takiego. 
- Poduszki są wyżej – odpowiedziałem, zerkając za siebie by zobaczyć, co on takiego wyprawia. I wydawał się być naprawdę zachwycony, czego trochę nie rozumiałem. Czy nie byłoby mu lepiej, gdyby położył głowę na poduszkach, jak człowiek? Poduszki są w końcu przeznaczone do takich rzeczy, nie mój tyłek. 

<Piesku? c:>

Od Mikleo CD Soreya

Martwiłem się o Soreya za bardzo bał się zrobienia mi krzywdy, zapominając o tym, że mu ufam i wiem, że nic złego mi nie zrobi. Wierzyłem w niego wiedząc, że jest w stanie uporać się ze swoim małym problemem.
Nie mówiąc nic dzieciakom zabrałem ze sobą dwie torby, niosąc je do sypialni.
– Proszę, rozpakuje to zaraz przyniosę następne – Zwróciłem się do męża, znikając w sypialni tak szybko jak szybko się w niej pojawiłem.
Noszenie wszystkiego trochę mi zajęło i gdyby nie dzieci zajęłoby mi to jeszcze dłużej.
Dziękując im za pomoc poprosiłem, aby zajęły się rozpakowywaniem swoich rzeczy w pokojach, samemu, ruszając do sypialni, gdzie czekała na mnie spora liczba rzeczy przywieziona z dawnego domu.
Widząc, że mój mąż coś już zaczął rozpakowywać podszedłem do niego przytulając się do niego od razu, czując, jak jego ciało spina się pod wpływem mojego dotyku.
– Miki lepiej mnie nie dotykaj mogę zrobić ci krzywdę – Niepotrzebnie się bał tyle razy mówiłem mu, że ufam mu i nic z tego nie zmieni.
– Sorey spokojnie na ci ufam – Przypominałem mu, kładąc dłonie na jego dłoniach samemu, kierując je na moje ciało. – Pomogę ci się uspokoić – Wyszeptałem, mając nadzieję, że moja bliskość naprawdę go uspokoi. 
Sorey mimo twojej niepewności trochę mocniej przytulił się do mnie, chowając w swoich ramionach.
– Lepiej? – Przerwałem ciszę po dłuższej chwili milczenia, czując, jakiego mięśnie rozluźniają się, a w końcu o to najbardziej mi chodziło.
– Tak – Wyszeptał, nawet na sekundę, nie odsuwając się od mojego ciała i dobrze bardzo nie chciałbym, aby odsuwał się ode mnie, potrzebując go bardziej, niż może mu się wydawać. – Tak bardzo za tobą tęskniłem – Dodał, składając na moim czole delikatny pocałunek.
Uniosłem od razu głowę ku górze, aby spojrzeć na jego twarz.
– I ja za tobą tęskniłem i cieszę się, że nareszcie jestem w domu – Zapewniłem, stając na palcach, aby złączyć nasze ustaw namiętnym pocałunku, pragnąc jego bliskości i uwagi bardziej niż zazwyczaj.
Mój mąż odwzajemnił pocałunek, podchodząc do mnie mimo wszystko bardzo ostrożnie zbyt ostrożnie, zapominając o tym, jakim może głupiutkim aniołem jestem, zakochany w nim i dodatkowo masochistycznym, lubiąc ból, który może mi dać, ale tylko, wtedy kiedy działa to na wspólnej przyjemności.
Bardzo chcąc mu pomóc użyłem całej, swojej, anielskiej siły, wyciszając jego demoniczne wcielenie, a przynajmniej taką miałem nadzieję, jestem tu, aby pomóc mu wyciszyć się, aby znów czuł się jak dawniej spokojny, szczęśliwy i cały mój.
Obiecałem mu, że zrobię wszystko, aby był szczęśliwy i czuł się komfortowo nie myśląc o tym, kim jest i do tego nie bał się mnie dotknąć, zbliżyć się do dzieci i wyjść z sypialni, nie ukrywając się przed światem.
– Kocham cię Sorey i postaram się pomóc ci w tym drobnym problemie, abyś znów czuł się komfortowo – Wyszeptałem, wtulony w jego ciało przez cały ten czas, patrząc mu prosto w oczy, nie przestając uwalniać swojej mocy, która była w stanie wyciszyć i uspokoić zszargane myśli i obawy których miał w sobie tak wiele.

<Pasterzyku? C:> 

Od Haru CD Daisuke

Może i powinien, a może i nie powinienem to nie jest ważne, już podjąłem decyzję, i chociaż ciekawiło mnie to, co tam usłyszałem tak mimo wszystko nie chciałem go zostawiać nie po to pojechaliśmy na miesiąc miodowy, aby spędzać go osobno, nie tak to działa i nie tak działać powinno.
Co prawda nigdy na miesiącu miodowym nie byłem, ale wiem, że skoro z nim tu przyjechałem to z nim powinienem spędzać czas, jeszcze zdążę zobaczyć niejeden festyn, a jeśli nie, cóż, nie będę specjalnie tym zawiedziony w życiu nie byłem na festynie zapewne jest tam naprawdę fajnie, to i tak sam tam nie pójdę, nawet jeśli on sam mnie do tego zachęca.
– Już ci mówiłem, że nie zależy mi na tym, nigdy nie byłem na festynie i właśnie dlatego nie mam zielonego pojęcia co tracę i nie jest mi tego żal – Stwierdziłem, nie przejmując się tym festynem aż tak, z Daisuke również dobrze się bawię i nie muszę narzekać na nudę.
Mój mąż znów westchnął, ale nie powiedział ani słowa, wiedząc, że to i tak niczego już nie zmieni. Jeśli się na coś uprę zdania nie zmienię, nawet jeśli będzie się mnie do niego przekonywać.
Po powrocie do domu Daisuke od razu zajął się małą kotką, a ja zrobiłem nam ciepłą czekoladę, a do tego brownie czekoladowe w pucharku.
W skład wchodziła czekolada gorzka, masło, jajka, jedno żółtko odrobinę cukru, gorzkiego kakao i proszku do pieczenia, dodatkiem były owoce i śmietana na poprawę nastroju.
Oby mój panicz przestał się już martwić, bo ja nawet już nie myślę o tym całym festynie, mając w głowie tylko i wyłącznie jego samego i czas który razem możemy spędzić.
Ruszając do salonu z deserem i gorącą czekoladą od razu zauważyłem mojego męża wpatrującego się w okno.
– Proszę przygotowałem nam gorącą czekoladę, a dodatkowo do tego brownie czekoladowe w pucharku – Zwróciłem jego uwagę, stawiając na stole deser z napojem.
– Dziękuję – Mimo uśmiechu widziałem, że był przybity, chyba za bardzo przejmuje się tym festynem, przecież sieci po mnie, że mi to nie przeszkadza, a więc czemu go tak to martwi? Zdecydowanie za bardzo się martwi.
– Nie martw się tak – Poprosiłem, widząc, że to i tak nic nie da, on i tak będzie uparty i obwiniający się za festyn, na który nie miałem szans pójść, to znaczy miałem szansę pójść, ale nie chciałem robić tego bez niego.
Daisuke kiwnął jedynie głowę, zajadając się deserem, a jego nastrój od razu się trochę poprawił przynajmniej na chwilę.
– Bardzo dobre jak zawsze zresztą – Mimo że doskonale wiedziałem o tym, że mu smakuje lubiłem słuchać tych pochwał ja naprawdę nie miałem za wiele wymagań.
– Cieszę się bardzo – Przyznałem, całując go w policzek. – Kocham cię – Powiedziałem, chcąc, aby skupił się całkowicie na mnie.
– I ja ciebie też kocham – Przyznał, uśmiechając się do mnie łagodnie. – Pójdę się umyć – Dodał, całując mnie w policzek, ruszając do łazienki, znikając mi z oczu.
Wzdychając cicho wstałem z kanapy, idąc pozmywać naczynia, słysząc dziwne nieznane przeze mnie wcześniej dźwięki.
Zaciekawiony opuściłem dom, dostrzegając dochodzące z miasta światła wzbijające się na niebo.
A tego jeszcze nigdy nie widziałem, zaciekawiony wpatrywałem się w niebo podziwiając kolory pojawiające się na niebie.

< Paniczu? C:>. 

Od Soreya CD Mikleo

 Mikleo był za bardzo wyrozumiały. A nie powinien. Przecież jest aniołem, powinien się zdenerwować, być zawiedziony, żałować, że mnie uratował, a przede wszystkim, na mnie nie patrzeć. To nie był wygląd, którym się mogłem szczycić. Wyglądałem znów paskudnie, i jeszcze do tego te pazury... cud, że sam się nimi nie poraniłem, i że Banshee też skaleczeń nie miała.  
- Teraz nie zachowujesz się jak na anioła przystało – powiedziałem, patrząc na niego przez chwilę, po czym znów odwróciłem wzrok. Kiedy byłem bez iluzji nie czułem się najlepiej, patrząc tak bezpośrednio na męża. Czułem się wtedy paskudnie, tak, jakbym nie był go warty. Bo gdzie jego cudowne oczy, które wyglądają jak dwa lśniące klejnociki ametystu, a gdzie te moje. W tym momencie to ja się nawet bałem chwycić jego dłonie, bo jeszcze bym naznaczył skaleczeniem jego cudownie alabastrową skórę. 
- Nie pierwszy i nie ostatni raz – odpowiedział, nie przestając się do mnie łagodnie uśmiechać. – Hana nie wie?
- Nie. Mieliśmy... ciężką rozmowę. Hana więcej czasu spędzała w mieście, niż tutaj, raz zapomniała o zwierzakach i o tym, by zrobić zakupy, i teraz jest uziemiona. I chcę, by tak pozostało. Gdybym raz po ni nie wyszedł... nie chcę nawet wiedzieć, co by się wydarzyło – powiedziałem, już na samo wspomnienie czując złość. Nigdy nie będę żałował, że go zabiłem. Jedyne, czego żałuję, to tego, że Mikleo się o tym dowiedział. I pomimo tego, że mnie teraz akceptuje obawiam się, że pewnego dnia przestanie, bo nie będziemy się zgadzać. Prosił mnie, bym zabijał tych, którzy sobie zasługują, ale jego osąd, a mój osąd się mogą różnić. Gdyby to ode mnie zależało, to całe miasteczko, możliwe, że z kilkoma wyjątkami, jest jakieś takie... cóż, jakby zniknęło z powierzchni ziemi, nikt by nie płakał, a już na pewno nie ja. 
- Skoro tak zdecydowałeś, to utrzymam tę karę – odpowiedział, po czym mnie pocałował w policzek. Idę po pakunki, pomożesz nam? – spytał, a ja, mimo, że bym chciał, nie mogłem się zgodzić. Nie chodzi tu nawet tylko o wygląd, chociaż też nie chciałem, by dzieci mnie takiego oglądały, widziały mnie raz w takim wydaniu, i to wystarczyło w zupełności. 
- Skoro wcześniej konie były przy mnie niespokojne, to teraz zaraz przy mnie szaleć będą. I nie chcę takim się pokazywać dzieciom – wyznałem z zakłopotaniem. 
- Przyniosę więc tu nasze pudła, a ty je rozpakujesz – odpowiedział i zniknął z pokoju. Obym tylko nic nie zniszczył tymi pazurami. Głupie pazury. Bardzo chciałem przytulić mojego męża do siebie, stęskniłem się za nim i chciałem go jak najbliżej siebie, ale w tym momencie nawet bałem się go dotknąć. Tak właściwie, cokolwiek bałem się dotknąć, nie tylko jego. 
Nie mając ochoty się ruszyć z łóżka dalej na nim siedziałem w oczekiwaniu, aż Mikleo nie przyniesie mi tutaj rzeczy do wypakowania. Zacząłem się też jednocześnie zastanawiać, skąd w nim aż tyle wiary i zrozumienia dla mnie. Nie będzie miał przez to żadnych problemów, tam u góry? W końcu, powinien mnie besztać, zakazywać, jakoś powstrzymywać, a on to przyjął z aż za dziwnym spokojem... oby przez swoją postawę nie narobił sobie żadnych problemów. 

<Owieczko? c:>

Od Daisuke CD Haru

 Że też akurat to dzisiaj musiał być ten festyn... gdybyśmy dowiedzieli się o nim po fakcie, to by aż tak bardzo nie bolało. A teraz czułem się nieco źle. On nie chce mnie opuścić mimo, że daję mu pozwolenie. Ja tam już byłem na tym festynie, co prawda co roku trochę inaczej wygląda, no ale ja wiem, co on traci, i dlatego też czułem się źle. 
- Wiesz, że prędko nie będziesz miał okazji, by udać się na ten konkretny festyn? – zapytałem, nie chcąc jeszcze odpuszczać. On by się tam chociaż przeszedł, zobaczył, co i jak, być może nawet się świetnie bawił. A ja wróciłbym do domu, zajął się Ami, przypilnował ją i cierpliwie poczekał na to, aż Haru wróci do domu, nawet gdyby to miało być nad ranem, bo do tak późnych pór potrafią trwać takie imprezy. 
- No trudno, przeżyję to jakoś. Tyle lat bez tego żyłem, to przeżyję kolejne lata – wyznał, chwytając mnie za dłoń i kierując nas w stronę domu. 
- Ale wcześniej nie miałeś ku temu okazji. A teraz masz. I moim zdaniem powinieneś z niej skorzystać, a ja wrócę do domu. I tak wiatr mi przeszkadza i powoduje, że mi chłodno trochę jest – kontynuowałem, zerkając w kierunku miasta. Ciekawe, co to za święto... nie widziałem lampionów, więc możliwe, że to z okazji urodzin miasta. Chyba, że jeszcze coś omijam, co jest wysoce prawdopodobne, w lato zdecydowanie jest więcej świąt, tych drobnych i tych większych, dlatego miałem nadzieję, że uda nam się jeszcze na jakieś trafić. W takim przypadku naprawdę bym się załamał. Chciałem mu pokazać trochę inny krajobraz, nieco inne zwyczaje, tradycje, mentalność tutejszych ludzi.... tyle rzeczy do zobaczenia, a Haru tylko sobie krajobraz pozwiedza. Nie tak chciałem, by ten wyjazd wyglądał. 
- To trzeba było powiedzieć od razu, że ci zimno – odezwał się, puszczając moją dłoń tylko dlatego, że położył mi swoją rękę na moim biodrze, przysuwając mnie bliżej do swojego ciepłego ciało. 
- Bardziej chodziło mi o to, że ty możesz iść na festyn, a ja na spokojnie wrócę do domu – powiedziałem troszkę jaśniej, zerkając na niego znacząco. 
- Tak, to już wcześniej zrozumiałem. I też ci odpowiedziałem, że pójdę tam tylko z tobą. A że ty wracasz do domu, to ja wracam z tobą. Chyba powinieneś się cieszyć, że chcę tu być przy tobie, i tobie poświęcać uwagę, a nie być gdzieś tam na festynie, wśród innych ludzi – odpowiedział, po czym ucałował mnie w skroń. 
- Wybierając to miejsce na nasz miesiąc miodowy miałem także na uwadze to, byś zobaczył trochę świata, przeżył coś, czego do tej pory nie miałeś okazji przeżyć. I jestem skłonny dać ci dyspensę, więc możesz iść na festyn i nie będę ci robił wyrzutów. Chyba, że zobaczyłbym po powrocie na twoim ciele jakieś malinki i inne dziwne ślady. Albo wyczułbym od ciebie perfumy, których czuć nie powinienem. W takim przypadku faktycznie, mógłbym być trochę bardzo zły – wyjaśniłem, przedstawiając mój punkt rozumowania. 
- I nic takiego nie będzie miało miejsce, bo ja nigdzie się  bez ciebie nie wybieram – odpowiedział uparcie, na co zareagowałem cichym westchnięciem. 
- Moim zdaniem powinieneś skorzystać z okazji – dałem mu ostatnią szansę na to, by poszedł na te festyn i się świetnie bawił. 

<Piesku? c:>

niedziela, 28 lipca 2024

Od Mikleo CD Soreya

Nad ranem, gdy tylko pierwsze promienie słońca wybudziły nas ze snu, przypominając nam o powrocie do domu.
Nie chcąc przedłużać powrotu zabraliśmy się za opiekę nad końmi i przygotowaniem ich do podróży, którą chcieliśmy odbyć jak najszybciej, aby ruszyć do domu.
Haru napoił konie, a ja w tym czasie nakarmiłem nasze dzielne konie, przygotowując je z synem do drogi.
Gotowe konie ruszyły w drogę prosto do domu, gdzie już po kilku godzinach nareszcie dotarliśmy.
Naprawdę szczęśliwy z powrotu do domu.
Na dzień dobry nasze zwierzaki przybiegły do nas, witając nas jako pierwsze, po nich pojawiła się Hana, ciesząc się z naszego powrotu, podchodząc do wozu, z którego zabrała pierdzą torbę, to samo zrobił Haru i ja sam trochę zdziwionym brakiem Soraya, który również powinien się przywitać.
– Hana czy tata jest w domu? – Zwróciłem się do córki, przynosząc do domu kolejną torbę, stawiając ją na ziemi.
– Chyba tak, wydaje mi się, że jest w sypialni – Po jej odpowiedzi ruszyłem w stronę sypialni, pukając w drzwi. – Sorey wszystko dobrze? – Zapytałem, wchodząc do pokoju od razu, dostrzegając całego okrytego go kocem, a mu, co się stało? Czyżby się mnie wstydził? A może złościł się na mnie za to na jak długo go zostawiłem.
– Nie powinieneś tu być – Odpowiedział, czym przyznam naprawdę mnie zaskoczył, dlaczego miałbym nie być własnej sypialni? Czy on coś ukrywa? A może on znalazł kogoś innego? Kogoś bardziej podobnego do siebie? Nie, to na pewno nie jest możliwe nawet nie wiem, jak mogłem o tym pomyśleć.
– Sorey skarbie daj spokój – Powoli podszedłem do niego zsuwając koc z jego ciała, dostrzegając jego prawdziwy demoniczny wygląd i te długie pazury, nie mogę ukrywać, że mnie on zaskoczył jednak nie przeraził.
Uśmiechając się do niego delikatnie ucałowałem usta, za którymi tak bardzo tęskniłem.
– Co się stało? Skąd ta zmiana? – Zapytałem od razu, dostrzegając niepewność na jego twarze, a wzrok który powinien patrzeć na mnie uciekał w każde strony.
– Nic takiego po prostu nie zapanowałem nad iluzją – W to jakoś tak wątpiłem, potrafi panować nad iluzją, a więc to na pewno nie to.
– Przepraszam, ale w to nie wierzę, czuję, że coś się stało – Wytłumaczyłem, kładąc dłoń na jego policzku. – Mi możesz powiedzieć przecież wiesz, że jestem tu, po to aby ci pomóc.
– Miki naprawdę to nic takiego nie zawsze muszę panować nad iluzją – A on znów swoje, czy on naprawdę myśli, że jestem w ciemię bity? Bo chyba właśnie tak mnie traktuje.
– Sorey, nierób ze mnie głupka Ja wiem, że coś jest nie tak i radzę ci mi powiedzieć, bo za chwilę się zdenerwuje – Nie dałem za wygraną, czując, że coś się stało…
Mój mąż cicho westchnął znów, nie patrząc mi w oczy.
– Zdenerwowałem się i skrzywdziłem człowieka, który chciał skrzywdzić Hanę – W końcu mi się przyznał, a ja niespecjalnie byłem tym zaskoczony.
Ratując go od śmierci wiedziałem, że przyjdzie czas, w którym to skrzywdzi jakiegoś człowieka, bo taka jest jego natura, dlatego lepiej, że skrzywdził kogoś, kto sobie na to zasłużył, niż gdybym miał skrzywdzić kogoś, kto był niewinny.
– Rozumiem i wiesz wcale nie mam do ciebie o to pretensji, wiedziałem, że to nastąpi prędzej czy później, jesteś demonem, a waszym pożywieniem jest ludzka dusza, i chociaż tego nie popieram ze względu na to, kim jestem to nie będę ci tego zabraniał, nie dam ci na to zgody, bo nie mogę i dobrze o tym wiesz, ale nie będę ci też tego zabraniał, proszę tylko abyś robił to ludziom, którzy naprawdę na to zasługują, a zostawił tych, którzy na to nie zasługują – Poprosiłem, naprawdę, będąc dla niego wyrozumiały, byłem na to wszystko gotowe, a więc teraz nie mogę mieć do niego o nic żalu. – Nie martw się ochroniłeś naszą córkę i tylko o tym powinieneś myśleć – Dodałem, całuję tylko w policzek.

<Pasterzyku? C:> 

Od Haru CD Daisuke

Rozbawiony pokręciłem głową tego się właśnie po nim, spodziewając mały atencjusz, a mówi się, że małe to słodkie, a może i wredne. No i w sumie coś w tym jest słodki to on jest tak samo, jak i złośliwy, a więc to też się zgadza. I pomyśleć, że mimo to kocham go i oddałbym za niego życie.
– No tak, musisz ładnie wyglądać, abym zwrócił na ciebie większą uwagę, niż na śliczną muszelki – Odpowiedziałem mu, będąc tak samo złośliwym, jak i złośliwym jest on.
Mój mąż prychnął cicho pod nosem, ruszając w stronę domu, pozostawiając mnie nad wodą.
Zastanawiając się nad jego pomysłem postanowiłem również coś na siebie założyć, w razie gdyby zapragnął pójść do miasta, gdyż wcale bym się nie zdziwił, gdyby nagle wpadł na taki genialny pomysł.
Podejrzewając więc, że to zrobi ruszyłem w stronę domu, gdzie tak jak on przebrałem się w czyste ubrania, choć nie tak odważna jak on sam.
– Muszę przyznać, że całkiem ładny ten strój, jak na spacer po plaży – Przyznałem, patrząc na jego króciutkie spodnie zakrywające odrobinę jego pupę i bluzkę która spokojnie odkrywała jego ramiona, a nawet odrobinę brzucha, wyglądając na bardzo bogatą i przyjemną dla oka.
– Mówiłem, że muszę dobrze dla ciebie wyglądać – Przypominał mi, tak jakbym przypadkiem miał o tym zapomnieć. – Idziemy?
– Oczywiście zapraszam – Jak zawsze z grzecznością dałem mu wyjść jako pierwszemu, zamykając za sobą drzwi.
Mój panicz zabrał ze sobą Ami, dzięki czemu mogliśmy pójść na trochę dłuższy spacer, na którym tym razem starałem się nie zwracać uwagi na muszle, całkowicie, skupiając się na mężu, który potrafił być zazdrosny nawet o taką głupotę.
Coraz bardziej zbliżaliśmy się do miasta, a wzrok panicza podążał za światłami stamtąd dochodzącymi.
– Wygląda na to, że odbywa się jakiś festyn – Zwróciłem się do niego słysząc głośny śmiech, niektóre słowa dochodzące z ust ludzi, a i dźwięki muzyki, która stamtąd dochodziła, ktoś naprawdę dobrze grał i aż miło było go posłuchać.
– Na taki mieliśmy pójść – Stwierdził, co oczywiście doskonale pamiętałem i pewnie, by tak było, gdyby nie nasz mały towarzysz, którym może tego nie znieść.
– Fakt, cóż, mówi się trudno może uda nam się pójść tam, kiedy indziej – Stwierdziłem, szczerze, mając ochotę pójść na festyn, gdyby nie to, że mamy pewne obowiązki, z których musimy się wywiązać.
– Jeśli chcesz możesz pójść tam sam – Na jego słowa od razu pokręciłem przecząco głową, nie mając ochoty ani zamiaru pójść, gdziekolwiek bez niego.
– Nie, nie ma takiej potrzeby wolę pójść tam z tobą. Amij uz niedługo nie będzie potrzebowała opieki, a wtedy będziemy mogli skorzystać z czasu sam na sam.
Mój mąż westchnął, a w tym wyschnięciu słyszałem zawód, sam mówił, że mieliśmy tyle planów, a to z nich nic nie wynikło, no nic czasem tak po prostu już jest i trzeba się z tym pogodzić.
– No już choć, wracajmy do domu Ametyst na pewno zaraz zgłodnieje, a nie możemy pozwolić, aby zbyt długo była głodna – Nie chcąc, aby myślał o festynie, woląc wrócić już do naszego przyjemnego domu.

<Paniczu? C:> 

Od Soreya CD Mikleo

 Wróciłem do domu późną nocą, zakrwawiony, zmęczony, ale po udanym polowaniu. Ten nikczemnik śledził kolejną, młodą dziewczynę, z tym samym zamiarem, jaki miał wobec mojej córki. Dzięki mnie, znów nie skrzywdził kolejnej osoby. Odciągnąłem go w las, by nikt nie słyszał jego krzyków, i tam się nim zająłem. Skoro myślał tak bardzo jedną rzeczą, to ja się tej rzeczy pozbyłem, odrywając ją. Na początku miałem myśl, żeby ją odciąć, ale nie chciałem marnować ostrza na to, było ono na prawdziwych przeciwników, a na coś tak żałosnego. Zostawiłem go wrzeszczącego z bólu i krwawiącego, i prawdopodobnie z powodu stracenia jej w za dużej ilości umrze... ale przed tym sobie pocierpi. A o to mi chodziło. 
- Nie ruszała się z domu? – zapytałem cicho Banshee, która to dzisiaj stała na straży i pilnowała, by Hana nic głupiego nie zrobiła. I na szczęście, nic takiego nie miało miejsca. – Dobry demonek. Muszę iść teraz umyć ręce – odparłem zadowolony, idąc do łazienki, ignorując wściekłą Kluchę, która obserwowała mnie z szafy. Zauważyłem, że ostatnio bardzo dużo sobie znalazła dziwnych miejsc do spania. Im wyżej i bardziej niedostępne miejsce, tym częściej do niego wracała.
Mała sunia oczywiście dotrzymywała mi kroku, także trochę oczekując, że zaraz wezmę ją na ręce i ogrzeję, c oczywiście miałem zamiar zrobić. Wpierw musiałem jednak obmyć się z krwi, nie chciałem, by Mikleo się o tym dowiedział. Na pewno by tego nie poparł, był aniołem, więc nie może popierać takich rzeczy. Okazało się jednak, że ukrycie tego przed nim będzie pewnym wyzwaniem, bo kiedy zapaliłem światło w łazience, okazało się, że mój wygląd trochę był inny. Iluzja nie działała. Pewnie kiedy dopadłem tego obrzydliwego człowieka mogła pod wpływem emocji przestać działać, ale po tym, co mu zrobiłem, i aż do tej pory byłem pewien, że wyglądam normalnie. I poza tym, że iluzja nie działała, także moje ręce się trochę różniły, a mianowicie paznokcie. Bo nie miałem już paznokci, a dosyć długie i ostre pazury, które mogłyby być idealne to wyłupywania oczu. Albo podrzynania gardeł. No ale dla Mikleo byłoby to niebezpieczne, przecież on ma taką delikatną skórę, tak łatwo można ją było skaleczyć... nie mówiąc już o dzieciach i Banshee. To można jakoś ukryć? Czy już na zawsze mi tak zostanie? Mam nadzieję, że jakoś to mi się uda ogarnąć, bo jeżeli mnie pamięć nie myli, to Miki z Haru powinni wrócić jutro. Do jutra muszę się jakoś tego pozbyć. No i zadbać o to, by iluzja powróciła. Jak ja się mu z tego wytłumaczę? 
Moją małą panikę przerwała Banshee narzekając na to, że jej zimno. Nie miałem więc wyjścia, musiałem więc ją wziąć bardzo ostrożnie na ręce i wrócić do sypialni, w której musiałem się zamknąć. Hana też nie powinna mnie takiego widzieć. Nikt nie może. Najchętniej pracowałbym nad przywróceniem swojej iluzji już teraz, ale musiałem skupiać swoje ciało na tym, by było jak najcieplejsze. Banshee na to zasługiwała, bardzo dobrze się spisała. A jak się już rozgrzałem, to poczułem zmęczenie. Obym tylko rano wcześniej wstał, muszę się ogarnąć, nim Mikleo zjawi się w domu...

<Owieczko? c:>

Od Daisuke CD Haru

 Porównywanie uczenia się gry na fortepianie, podczas której to jedyną krzywdą, jaką możesz zrobić sobie czy innym, to po prostu tragiczne granie powodujące ból uszu i głowy, do uczenia się pływania, gdzie się możesz utopić, to naprawdę nietrafione porównanie. Woda potrafiła być naprawdę zdradliwa, i nie ufam jej, nawet jest tak spokojna. Ja się za dużo naczytałem i nasłuchałem na ten temat, by teraz móc być tu spokojny. I to nie tak, że nie ufałem Haru, nie ufałem wodzie, a to pewna różnica. 
- Ale podczas grania na fortepianie nie umrzesz. A podczas nauki pływania może się to zdarzyć. Słyszałeś kiedyś o wirach wodnych? Przecież to chwila i człowieka nie ma – powiedziałem, nie za bardzo chcąc się od niego odsuwać, tylko przy nim czując się bezpiecznie. I lepiej, by się ode mnie nie odsuwał, jeżeli mamy tu tak stać. 
- Tak blisko brzegu żadnych wirów nie będzie. Spokojnie, nie martw się, będę tu przy tobie i będę cię pilnował. Nic złego się nie stanie – uspokoił mnie, gładząc mnie po pogryzionym ramieniu. 
- Na razie wolę postać z tobą tutaj – powiedziałem, dalej trochę tak nie do końca czując się pewnie. Zaraz miałem wrażenie, że uderzy w nas większa fala, nawet jeżeli teraz morze jest bardzo spokojne. 
- A wiesz, co może ci się jeszcze spodobać? Pływanie na plecach. Położysz się na plecach, a ja cię będę asekurował – zaproponował, na co spojrzałem na niego przerażony. 
- To brzmi strasznie – odpowiedziałem, nie potrafiąc sobie nawet tego wyobrazić. Jeszcze woda dostanie mi się jakoś do płuc, zachłysnę się i tyle z tego będzie. A może on chce mnie zabić? W końcu po mojej śmierci Haru będzie miał niemalże wszystko, cały majątek, prawie wszystkie posiadłości, moje winnice z okolicami, kopalnie... teraz to byłby idealny moment, by mnie zabić. I to jeszcze nie byłoby na niego żadnych dowodów, bo utonięcie nad jakąkolwiek wodą to coś normalnego. 
- A uczucie jest niesamowite. Ufasz mi? – dopytał, poprawiając moje włosy.
- Tobie ufam, ale wodzie już nie – wyjaśniłem, trochę taki przestraszony jego pomysłem. 
- Jestem tu i w razie czego cię ci pomogę. Tylko spróbuj – kontynuował, trochę tak nie chcąc odpuścić. Bardzo chciał mi się odwdzięczyć za to, że uczyłem go gry na fortepianie, ale ja tam nie potrzebowałem ani tego, by mnie uczył pływać, ani by w ogóle jakkolwiek mi się odwdzięczał. Zrobiłem to dlatego, że miałem ku temu możliwości. I nam obu się tak wtedy trochę nudziło. 
- Tylko na chwilę – odparłem, żeby mi później nie wypominał, że nie próbowałem.
Haru uśmiechnął się szeroko na moje słowa, a następnie pomógł mi się powoli położyć na plecach, wcześniej oczywiście mówiąc mi całkiem długi wywód o tym, że powinienem się odstresować i rozluźnić mięśnie, co mnie jeszcze bardziej zestresowało. A jak zaraz mnie jakiś skurcz by złapał? Co prawda, na głębokie wody mnie nie wyciągnął, ale i tak czułem niepokój kiedy moje ciało tak dryfowało na wodzie. Czegoś takiego nigdy nie czułem. Dobrze, że Haru cały czas trzymał rękę na moich plecach i był obok, bo bez niego w życiu bym się na to nie zdecydował. 
- I co? Nie było tak źle, prawda? – spytał zachwycony, gdy tylko wróciliśmy na brzeg. 
- Woda mi się do uszu dostała – mruknąłem tak średnio zadowolony, przechylając głowę, by się pozbyć nadmiaru cieczy.
- Cóż, to całkowicie normalne. Powtórzymy to kiedyś? – zaproponował, już przeszczęśliwy jak szczeniak. I to tyko dlatego, że przystałem na jego pomysł... jemu naprawdę niewiele do szczęścia potrzeba. 
- Zastanowię się. Idę zobaczyć, jak ma się Ametyst i wyszykuję się na spacer – odpowiedziałem, kierując się do domu. 
- Wyszykować? – zapytał, zaintrygowany moim specyficznym, ale nieprzypadkowym doborem słów. 
- Wyszykować. Muszę być dla będzie bardziej atrakcyjny od muszelek – wypomniałem mu, nie mogąc mu zapomnieć tego, jak długo zwracał uwagę na jakieś głupie muszelki, a nie na mnie. 

<Piesku? c:>

Od Mikleo CD Soreya

Na Haru czekałem, aż do wczesnego ranka trochę się już, denerwując, zdecydowanie nie powinien się tak zachowywać przecież wie, że musimy wracać do domu, i to jak najszybciej się tylko da.
– Mamo? Dlaczego nie śpisz? – Haru wchodzący do salonu od razu mnie zobaczył co nie było zbyt trudne.
– Czekam na syna, który nie powinien wychodzić z domu po pierwsze bez wcześniejszego poinformowania mnie o tym, a po drugie przedłużającego nasz cały powrót do domu – Pierwszy raz byłem złym za to jak zachował się mój syn my, nie to ja, ja zdecydowanie za bardzo pobłażałem naszym dzieciom z powodu, czego teraz mamy to, co mamy.
– Przepraszam, chciałem pożegnać się ze znajomymi – Stwierdził, drapiąc się po głowie. – Dziś wyruszymy obiecuję – Zapewnił mnie, ruszając w stronę schodów najwidoczniej chcąc pójść spać.
– A ty, gdzie się wybierasz? – Od razu wstałem z kanapy gotów opuścić dom.
– Idę spać? – Bardziej zapytał niż stwierdził, nie rozumiejąc mojego pytania.
– O nie mój drogi, wszystko jest już spakowane, zapraszam na dwór zamykamy drzwi i ruszamy w drogę – Nie ma mowy, że pójdzie spać nie będę przedłużać jeszcze bardziej naszego powrotu niech sobie nawet nie myśli.
– Mamo ja chcę spać pojedziemy później – Myślał, że się na to zgodzę i pewnie, by tak było, gdyby nie to, co zrobił.
– Nie ma mowy, na sen miałeś dużo czasu to twoja wina, że z niego nie skorzystałeś teraz i pora ruszaj w drogę i bez dyskusji – Odwróciłem w jego stronę głowę, mając dość czekania i nieodpowiedzialnego zachowania, które zaczyna mnie naprawdę denerwować, oj, tak zdecydowanie muszę coś z tym zrobić…
Haru był na mnie obrażony za moje zachowanie, czym w ogóle się nie przyjąłem, chcąc wrócić jak najszybciej do domu, mając już dość przebywania z dala od bliskich.

Nasza droga powrotna zdawała się być krótsza i przyjemniejsza, nie było żadnej ulewy, nie było zbyt gorąco co utrudniało, by życie, nic nie chciało, a nawet nie próbowało nas zaatakować, a to naprawdę mnie cieszyło, byliśmy bardzo blisko domu i naszej rodziny.
Potrzebowałem bliskości męża i spokoju, Haru wciąż nie ukrywał złości obrażony na mnie za sam Bóg wie co, z młodzieżą się nie wygra oni zawsze potrafią zaskoczyć.
Nieprzejęty tym faktem dbałem o to, aby konie były zadbane, a mu bezpieczni, nie chcąc, aby coś się nam stało.
– Tu zostaniemy dziś na noc – Zadecydowałem, zatrzymując konie.
– Jesteśmy tylko kilka godzin od domu, jeśli nie zrobimy sobie przerwy dotrzemy tam jeszcze dziś – Miał rację, tylko czy ja chciałem podróżować w nocy? To nie było bezpieczne i obaj dobrze o tym wiemy.
– Haru, na dworze jest już ciemno, nie chcę narażać koni jutro rano przygotujemy je do drogi i, nim się obejrzysz będziemy w domu – Zapewniłem, skupiając się na koniach, którymi dokładnie się zająłem, chcąc, aby wróciły do domu cała i zdrowe.
Syn, nie mając wyboru odpuścił, zdejmując koce, na których będziemy spać ostatnią noc.
Już nie mogę się doczekać spotkania z mężem i stuletnia się w jego ciało czując, że znów jest przy mnie, a ja nie muszę się już o nic bać.

<Pasterzyku? C:> 

Od Haru CD Daisuke

 Nawet tego nie skomentowałem doskonale, wiedząc, co chce zrobić, a przecież dobrze wie, że wzbudzanie we mnie zazdrości nie jest dobrym pomysłem, co za okrutny złośnik z niego jest.
Umyłem porządnie naczynia, wycierając je do sucha, mogąc wrócić do męża wpatrującego się we mnie w milczeniu.
– Dobrze więc, na dwór pójdziemy wieczorem, a ja teraz idę nad wodę – Stwierdziłem, mając ochotę wyjść na świeże powietrze, może duszne, ale wciąż świeże, chcąc ochłodzić swoje ciało, a przy okazji trochę je opalić.
– Nie będzie ci za ciepło na zewnątrz? – Miał rację będzie mi za ciepło, ale tylko przez chwilę, w morzu woda jest zimna, a więc tam ostudzę swoje ciało.
– Pewnie będzie tylko, że jeśli chcesz dostać się do morza to muszę przejść przez plażę – Stwierdziłem, podchodząc do niego łącząc nasze usta w delikatnym pocałunku dopiero to tym, wychodząc na taras, gdzie zdecydowanie było zbyt ciepło, duchota uderzała z każdej strony, a oddech stawał się coraz co cięższy.
Trochę tym faktem niezadowolony, chciałem nawet wrócić do domu, gdzie było chłodniej, jednak chęć zamoczenie ciała w wodzie była znacznie silniejsza od prześladowaniu w chłodnym pomieszczeniu.
To właśnie dlatego ruszyłem do wody, krzywiąc się przy każdym kroku, czując palący w stopy piach nagrzany przez słońce.
Nagroda, którą otrzymałem po wejściu do morza była tego warta.
Woda tak przyjemnie chłodziła moje ciało przynosząc mi ulgę nawet głowa, która była nagrzana dostała ukojenia, którego w tej chwili potrzebowała.
Mój panicz nawet w pewnym momencie pojawił się na brzegu, mocząc swoje nogi, nie chcąc wejść zbyt głęboko.
Chcąc mu pomóc w tym drobnym problemie znalazłem się przy nim, chwytając jego dłonie.
– Chodź trochę się ochłodzisz – Zaproponowałem, chcą, aby i on miał trochę przyjemności z morskiej wody.
– Nie jestem pewien, czy to dobry pomysł lepiej bym tu został – Bał się, i to czułem, na szczęście ma mnie, a ja nie dam mu utonąć.
– Hej, zaufaj mi nic ci się nie stanie – Obiecałem i, mimo że był spięty pozwolił mi się prowadzić.
Oczywiście nie miałem zamiaru ciągnąć go zbyt daleko, zatrzymałem się, dopiero gdy woda sięgała mu trochę powyżej pasa moimi zimnymi dłońmi, chłodząc jego górną partie ciała, która wciąż była sucha.
– Zobacz nie jest w cale tak źle, nie musisz pływać ani wchodzić głęboko możesz po prostu zanurzyć ciało do odpowiedniej wysokości i chodzić w wodzie, chłodząc ciało, czy to nie lepsze od siedzenia na piasku? – Chciałem usłyszeć pozytywną odpowiedź, widząc, że przecież nic złego mu się nie dzieje.
– No nie wiem tam czuje się zdecydowanie bezpieczniejsze, niż tutaj – No tak i tego akurat mogłem się spodziewać zdecydowanie zbyt negatywnie do tego wszystkiego podchodzi.
– Za bardzo się boisz, a nie ma czego – Stwierdziłem, widząc, że zdecydowanie ma złe podejście do całej tej sprawy.
– Łatwo ci mówić ty pływać umiesz – Mruknął, trzymając się blisko mnie, w razie gdyby coś się miało stać.
– No wiesz, nie urodziłem się z tym musiałem, tak jak ty się tego nauczyć – Wyjaśniłem, patrząc mu w oczy.
– To nie to samo, tego się nie da nauczyć – Przypominałem mu, trzymając jego dłonie, czuwając nad jego bezpieczeństwem
– To samo mówiłem, gdy zacząłeś uczyć mnie grania na fortepianie, tego się nie da nauczyć, to zbyt trudne, a jednak nauczyłeś mnie. Może teraz pora bym to ja cię czegoś nauczyłam – Zaproponowałem, wciąż się do niego uśmiechając.

<Paniczu? C:>