środa, 17 lipca 2024

Od Soreya CD Mikleo

 Nie podobało mi się to, że zasnąłem, ale rozumiałem, skąd mi się to wzięło. Zdecydowanie nadużywałem swoich mocy, zużywałem tym samym energię, a skoro zużywałem energię, musiałem jakoś ją nadrobić, albo poprzez sen, albo posiłek. Posiłek zdecydowanie odpadał, nie chciałem jeść czyjejś duszy. Abaddon nakarmił mnie kilkoma, chcąc wzmocnić moje moce, i smakowały one wspaniale, ale później kaca moralnego to miałem strasznego. Skoro nie muszę ich jeść, to nie będę ich jadł. Chyba wolę spać. 
No ale za to Mikleo mógł mnie obudzić, zanim wyruszył. Chciałem z nim pogadać, upewnić się, że wszystko z nim w porządku, że wszystko ma, że w razie czego będzie się potrafił obronić, ale zamiast tego zostawił mi liścik. Przynajmniej wziął Psotkę, a to dobrze, już udowodniła, że nie boi się ugryźć demona, który to w jednej chwili mógłby ją zabić... może nie jest najmądrzejsza, ale ma ducha walki i to się liczy.  
Z Banshee, bo tak na razie chwilowo ją zdecydowałem się nazywać, bawiliśmy się świetnie. Buteleczka stworzona przez Mikleo już dawno oczywiście przestała istnieć, bo się roztopiła, więc musiałem wrócić do mojego wczorajszego pomysłu ze ściereczką, który się tak trochę średnio sprawdził, bo ta ściereczka zaraz była cała poszarpana i pogryziona, no ale jednak powolutku się udało i sunia wypiła całe przygotowane przeze mnie mleko. A dzięki temu, że dom był cały dla nas, mogłem bez krępowania ocieplać mojego małego potworka, by na pewno był zdrowy i żywy. 
- Więc jutro wybywamy? – dopytałem, nie czując się dobrze z tym faktem. W końcu, gdyby nie ja, i Banshee, Miki i dzieciaki mogliby żyć w miejscu idealnym dla aniołów. Ale miałem tak to maleństwo zostawić na niechybną śmierć? Albo ją zneutralizować? Wiem, że nie powinienem darzyć tego maleństwa takim uczuciem, powinienem być zimny, bezwzględny, ale nie potrafiłem. Może dlatego, że już kochałem jedną istotkę, a mianowicie Mikleo, i pewnie przez to takie pozytywne emocje czuję. Albo jestem takim nieco ułomnym demonem. To też jest jakaś odpowiedź na moje pytanie. 
- Na to wychodzi. Zaraz poinformuję dzieci, niech się powoli pakują. Nie jest to daleko, więc nie musimy wylatywać bardzo wcześnie – wyjaśnił, a ja pokiwałem głową. Chociaż tyle. Coś czuję, że póki mam to maleństwo pod opieką, będę także musiał spać, z czego zadowolony nie byłem, no ale nie mam za bardzo wyjścia. A skoro będę musiał spać, to nie chciałbym wcześnie wstawać. 
- Rozumiem. Ale jesteś pewien, że za bardzo się nie pospieszyłeś? Mogliście tutaj zostać, a ja bym sobie znalazł z Banshee jakieś miejsce. Tutaj macie przecież wszystko, i jesteście bezpieczni, i... – zacząłem, ale nie dokończyłem, bo pocałunek Mikleo uciął mi w połowie zdania. 
- Jesteśmy rodziną i trzymamy się razem – odpowiedział, kiedy się ode mnie odsunął. – Więc jednak zdecydowałeś się ją nazwać Banshee? – dopytał, drapiąc małą za uszkiem. 
- Chyba tak. Musiałem w końcu zacząć się jakoś do niej zwracać, a nie tylko mała – wyjaśniłem, kładąc małą na podłodze. Jest na razie wygrzana, nakarmiona, załatwiła już swoje potrzeby, więc mogła sobie teraz tu troszkę pochodzić i powąchać wszystko wokół. – Pomóc ci w pakowaniu, czy coś? – zapytałem, oczywiście już gotów do pomocy. 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz