Mimo, że ja nie musiałem, też będę chciał wstać wcześniej, by oczywiście pożegnać Mikleo. I odprowadzić go też na farmę. Niestety, nie będę mógł tam za długo pobyć, bo konie zapewne będą odmawiać podejścia do niego przeze mnie. Nigdy nie sądziłem, że jednym z największych problemów w byciu demonem będzie brak akceptacji ze strony zwierząt. Jeszcze są oczywiście te podszepty pragnień dobiegające z ludzkich serc, no i ta moja druga, gorsza osobowość, która na razie jakaś taka cicha jest. To było nieco dziwne. Jeszcze nie wydarzyło się nic takiego, co faktycznie mogłoby mnie tak zdenerwować. Był ten sprzedawca, owszem, ale Miki był obok, więc ta wściekłość jakoś tak szybko mną nie zawładnęła. A teraz go nie będzie... ile mam tu bodźców, które mogą mnie zdenerwować? Sam fakt, że Mikleo nie będzie obok, już może podwyższać mój poziom irytacji, a jak wiadomo, zbyt wysoka irytacja powoduje nagłą zmianę nastroju na gorszy. Zwierzaki też mnie mogą trochę irytować, Psotka na samym początku mnie strasznie zdenerwowała, teraz również się to może zdarzyć. No i jeszcze zostaje Hana, swoim zachowaniem, i nie tylko ona, bo Haru też, zachodziła mi za skórę. Mieliśmy rozmowę na temat ich zachowania bardzo dawno temu, i czy dalej ją pamiętaj. Sądząc po tym, że dale nie ma ich w domu, to raczej nie. I już się zaczynam denerwować. Ja nie wiem, czy to taki dobry pomysł, bym tu został sam. Dla bezpieczeństwa wszystkich należy mnie zamknąć w piwnicy i jakimiś magicznymi łańcuchami przytwierdzić do ściany.
Z moich ponurych rozważań wyrwało mnie szarpanie za nogawkę. Nie byłem zaskoczony tym, że odpowiadała za to Banshee, byłem natomiast zaskoczony tym, czemu to robi. Przecież bardzo porządnie ją wygrzałem, sama miała dosyć siedzenia u mnie na kolanach i chciała pobawić się z Psotką.
- Co się dzieje? Zimno ci? – spytałem, biorąc ją na ręce, ale nie, była bardzo cieplutka, więc to nie chłód powodował, że mnie zaczepiła. – Co więc cię do mnie sprowadza? – zapytałem, przyglądając jej się z uwagą. Wydała z siebie jakiś dziwny, niski dźwięk, na który uśmiechnąłem się łagodnie. – Nie musisz mnie pocieszać, nic się przecież nie dzieje – odparłem cicho, zasiadając wraz z nią w fotelu. W końcu, co mam tak stać, kiedy mogę siedzieć. A na razie nie muszę jej ogrzewać, więc trochę swojej energii oszczędzę.
Czekałem więc, aż mój Miki wyjdzie z łazienki, gładząc jednocześnie Banshee po coraz to dłuższej, i jednocześnie mięciutkiej sierści. Miałem dzisiaj próbę karmienia jej z miski, i całkiem nieźle jej to wyszło. Bardziej to jej jedzenie polegało na tym, że musiałem maczać jej pyszczek w mleku, a ona je zlizywała z pyszczka, ale pod koniec coś już tam sama próbowała. Powolutku, powolutku, i ją nauczę. Muszę przyznać, że opiekowanie się nią również mnie w pewien sposób uspokajało... może jak się skupię tylko na tym, to jakoś to przetrwam? Zawsze to jakaś taktyka.
W końcu mój mąż opuścił łazienkę, a ja wypuściłem Banshee na podwórko, by trochę sobie pochodziła i się załatwia, a ja wróciłem do mojego męża, który pachniał tak cudownie ciasteczkowo. Nie wiem, czego używa, że tak pachnie, ale to był najcudowniejszy zapach na ziemi.
- Jakieś życzenia ma moja Owieczka? – zapytałem, podchodząc do niego i ujmując jego dłoń. Nie chciałem mu mówić o swoich obawach, że boję się o utrzymanie spokoju podczas jego nieobecności. Ma w końcu przed sobą ciężką podróż, niepotrzebnie jeszcze bym go zmartwił.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz