Po jej pytaniu od razu spuściłem wzrok, trochę tak nie za bardzo wiedząc, jak mam im to powiedzieć. Owszem, mógłbym tak po prostu im powiedzieć, że jestem demonem, dwa słowa to są tylko, a tak bardzo nie potrafiłem ich wypowiedzieć. Z jednej strony, zareagowały na mnie dobrze, nawet bardzo dobrze, co pewnie głównie było spowodowane tym, że dawno mnie nie widziały, ale z drugiej dalej miałem w głowie reakcję Mikleo i innych Serafinów, kiedy pierwszy raz mnie zobaczyły. No i Yuki, co prawda, zachował się naprawdę w porządku, ale jego oczy wiele mi powiedziały. Nie był zachwycony. Ale to chyba nawet lepiej, dobrze świadczy o nim, jako o aniele.
- Pamiętacie Abaddona, prawda? Ciocia Lailah powiedziała, że jedyną naszą szansą na pokonanie go jest albo zawarcie paktu z pasterzem, albo posiadanie po demona, który to wcześniej był Serafinem. Jak się możecie domyślać, żadnego pasterza pod ręką nie mieliśmy, więc uznałem, że najlepiej będzie, jak ja upadnę. Nie mogłem pozwolić, by coś stało się wam, i mamie, no i też innym ludziom – wyjaśniłem, zdejmując z siebie iluzję, by mogli zobaczyć, z kim takim mają do czynienia. Na chwilę uniosłem wzrok, by dzieci mogły zobaczyć, jak wyglądają moje oczy, ale zraz potem znów spuściłem wzrok, bojąc się zobaczyć w ich oczach zwodu.
Przez chwilę zapadła cisza, którą to przerwała Psotka, szczerząc wściekle swoje kły i warcząc na mnie ostrzegawczo. Mikleo dosyć szybko ją skarcił, ale dalej nie zachowywała się do mnie za bardzo przyjaźnie. W ciszy czekałem na jakiś ich ruch, reakcję, na cokolwiek, wszystko byłoby lepsze, niż właśnie ta cisza. Jak mają mnie nienawidzić, to niech mi to powiedzą teraz.
- Bolało, kiedy się zmieniałeś? – dopytała Hana, co mnie trochę zaskoczyło. O to mnie akurat nikt nigdy nie pytał. Mikleo nie musiał, był świadkiem mojej przemiany, więc widział i słyszał doskonale.
- Bardzo bolało. To było tak, jakby ktoś zdzierał mi skórę na żywca, a ciśnienie w oczach tak wysokie było, że miałem wrażenie, jakby mi miały zaraz pęknąć. Dlatego nie idźcie w moje ślady i wszelkie złe występki zostawcie staruszkowi – poprosiłem, troszkę siląc się na drobny żarcik. Chociaż, czy był to żarcik? Teraz mnie nic nie ograniczało. Jeżeli ktokolwiek skrzywdzi kogokolwiek z mojej rodziny, mocno tego pożałuje.
Hana parsknęła śmiechem, a następnie znów przytuliła się do mnie mocno, cicho szlochając. Znów. Czemu ona tyle płacze? To normalne u kobiet? Chyba tak, bo Mikleo chyba nie płakał, kiedy się pojawiłem, tylko sprzedał mi liścia na twarz, co nawet trochę rozumiałem, ale coś mi się tak wydaje, że wtedy go bardziej to uderzenie bolało niż mnie.
- Nie ma co płakać, teraz to już nic nie da – powiedziałem cicho, gładząc ją po włosach. – I nasza rodzina powiększyła się o jeszcze jeden demoniczny byt – dodałem, odsuwając się od niej, by móc chwycić zawiniętą w koce sunię, która ziewnęła, kiedy tylko ją podniosłem, kiedy tylko wziąłem ją na ręce. – To jest Banshee, ogar piekielny, i przez to, że ją tutaj przyniosłem do Azylu, dziadek kazał nam się wynosić. I jutro się wyprowadzamy, mama kupiła dzisiaj dom – dodałem, przekazując im chyba już wszystkie informacje, jakie do przekazania były.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz