Przyznać muszę byłem szczerze zmartwiony tym demonicznym pieskiem, nie ze względu na to, że może zrobić mi krzywdę, a dlatego, że dziadek na pewno się wścieknie, każąc nam wynosić się z Azylu i o ile normalnie nie byłoby to problemem tak teraz cóż, nie mamy nic anim domu ani kąta, gdzie będziemy mogli trzymać szczeniaka.
Sorey wyglądał na szczęśliwego obecnością szczeniaka, a to oznacza, że z nami zostanie i niech tak będzie, byleby jako starszy osobnik nie próbował mnie rozszarpać.
– Musimy go schować w chatce, dziadka się o nim szybko dowie, każąc nam się wynieść, dlatego jutro z samego rana ruszę do miasta na poszukiwanie chatki, którą będę musiał zakupić – Wszystko w głowie sobie zaplanowałem, nie mogąc niczego pominąć.
– Miki ja się z nim gdzieś schowam, nie robiąc problemu tobie i dziadkowi – Jego słowa do mnie nie docierały, jak ma gdzieś się schować? Nie ma nawet o tym mowy, wraca ze mną do Azylu tam będzie miał czas na zaopiekowanie się ogarem, a ja zajmę się całą resztą.
– Nie ma nawet o tym mowy wracamy do Azylu – Spojrzałem na niego wymownie i mimo jego ciężkiego westchnięcie ruszył w drogę do bezpiecznego konta, który jest bezpieczny póki dziadek nas nie dopadnie.
Po dotarciu do Azylu i ukryciu szczeniaka w naszej tymczasowej chatce nie musieliśmy długo czekać na przybycie dziecka, który był na nas wściekły za przyprowadzenie bestii do jego domu.
Musieliśmy się srogo tłumaczyć, aby mężczyzna dał nam czas na znalezienie domu i odejście z Azylu.
– Mamy dwa dni do opuszczenia tego miejsca to wystarczający czas, który da mi zakupić dom – Stwierdziłem, chodząc w kółko myśląc nad wszystkim co zrobić i jak zrobić, by każdy był szczęśliwy.
Sorey przyglądał mi się uważnie, grzejąc swoimi dłońmi psa mocno w niego wtulonego.
– Jesteś pewien, że dasz radę? Mogę sam opuścić Azyl na jakiś czas – Oczywiście, że mógł jak najbardziej, ale ja się na to nie zgadzam jesteśmy rodziną i wszystkie sprawy załatwiamy razem bez wyjątku.
– Sorey proszę cię nie komplikuj jutro przejdę się do miasta i wszystko załatwię – Obiecałem, uśmiechając się do niego ciepło.
– Sam? Przecież mieliśmy umowę, sam nigdzie nie pójdziesz – Tak, sam miałem nie iść, i to się zgadza jednak nastały pewne komplikacje, które mnie do tego zmuszają.
– Prawda mieliśmy jedną pragnę zauważyć, że niektóre sprawy się pokomplikowały i nie ma czasu na oglądanie domów i zastanawianie się, który jest lepszy, sam wybiorę zdecydowanie szybciej i również postaram się, aby był to naprawdę ładny dom – Obiecałem, nie podchodząc do ukochanego czując już tu gorąco bijące z jego ciała, nie chciałbym, aby to gorąco spotkało się i z moim ciałem.
– Nie zgadzam się, co jeśli ktoś cię zaatakuje? – Odpowiedź była prostsza, niż mu się wydawało.
– Wtedy będę musiał się bronić – Wytłumaczyłem, mimo tego faktu, dostrzegając jego wymowny wyraz twarzy. – Nie martw się, obiecuję ci, że wrócę cały i zdrowy – Zapewniłem, zakrywając usta dłonią, był już wieczór, a ja, nie mając już siły ani ochoty nic więcej robić marzyłem tylko o kąpieli i łóżku, na którym będę mógł odpocząć. – Pójdę się umyć – Te ostatnie słowa rzuciłem w jego stronę przed wejściem do łazienki.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz