Mimo, że było chłodno, przyjemnie było tak sobie tu siedzieć obok Haru i poobserwować zjawiska atmosferyczne. Szkoda tylko, że te najładniejsze muszą mieć miejsce w nocy. To pewnie dlatego wielu ludzi uważa, że noc to taka romantyczna pora dnia... mnie to pora dnia nie obchodziła za bardzo, dla mnie najważniejsze było to, by Haru był blisko mnie. I by było mi ciepło. A na razie nie było mi tak źle.
- Spadająca gwiazda. Pomyślałeś życzenie? – spytał nagle, przerywając ciszę.
- Nie za bardzo. Nie wierzę w takie rzeczy. Spadająca gwiazda to jedynie kawałek metalu, który spada na naszą ziemię gdzieś z góry. Z takiego kawałka metalu uzdolniony kowal potrafi wytworzyć wspaniałe bronie. Taka gwiazda to więc żaden znak od boga, żadne umierające dusze, żadne wiadomości od zmarłych czy zwiastun śmierci – wyjaśniłem, nie czując żadnego podekscytowania tymże zjawiskiem. Jakby na to spojrzeć, wiele rzeczy, które nas otaczają, to najpewniej coś normalnego, naturalnego, czego jeszcze nie jesteśmy w stanie wyjaśnić, a ludzie przypisują tymże zjawiskom magiczne zdolności, będąc jednocześnie wrogim na prawdziwą magię, która przecież może dać wiele dobrego.
- Może i samo zjawisko jest zwykłe, ale wygląda magicznie. I czasem trzeba sobie troszkę pomarzyć – powiedział, brzmiąc bardzo lekko. Swobodnie. Niczym się nie przejmował. W sumie, to się nie ma co dziwić, trochę taki lekkoduch z niego, ale to nic. On może się nie przejmować, ja będę miał wszystko pod kontrolą.
- Więc co takiego sobie życzyłeś? – spytałem, wnioskując z jego tonu i podejścia, że on akurat pomyślał o życzeniu.
- Nie mogę ci powiedzieć. Wtedy się nie spełni – odparł oburzony, na co pokręciłem z niedowierzaniem głową. Niesamowite, jak to jedna i ta sama osoba potrafi być jednocześnie zdeprawowana, bo chce uprawiać seks w każdym miejscu, a jednocześnie tak niewinna, chcąc wierzyć właśnie w mit spadającej gwiazdy. Tyle dobrego, że już nie stara się na siłę szukać dobra w ludziach, którzy tego dobra w sobie nie mają.
- Prędzej ja spełnię twoje życzenie, niż jakaś spadająca gwiazda. Ale wpierw muszę je znać – odpowiedziałem, jak zawsze chcąc dać mu to, co takiego sobie wymarzył.
- To nic takiego, bo już się spełniło – wyznał zachwycony, po czym ucałował mnie w policzek. Czyli to było pewnie jakieś głupkowate, urocze życzenie, najpewniej związane ze mną. A mógłby być dużo bardziej kreatywny. – Powinniśmy wracać. Ami się obudziła.
- Trochę szkoda. Jeszcze niecałe dwie godziny i zaobserwować moglibyśmy wschód słońca – odpowiedziałem, podnosząc się na równe nogi. Skoro się obudziła, zaraz muszę do niej wrócić, nie mogę pozwolić, by przypadkiem spadła z łóżka.
- Przed nami jeszcze mnóstwo takich wschodów, i zachodów, jeszcze nie raz więc uda nam się to zobaczyć – uspokoił mnie, zabierając koc.
- Szkoda, że nie możemy tego powiedzieć o festynie. Nie wiem, kiedy zjawimy się tu drugi raz o podobnej porze – powiedziałem, cicho ziewając.
- Jakoś to przeżyję. Uspokój Ametyst, ja zaraz ci wszystko przygotuję i przyniosę – obiecał, kiedy weszliśmy do środka.
Początkowo się chciałem z nim nie zgadzać, chcąc zająć się moim obowiązkiem sam, ale trochę nie miałem siły na dyskutowanie z nim. Byłem zmęczony. Jedyne, na co teraz miałem ochotę, to na powrót pod kołderkę i przytulenie się do mojego grzejnika.
- Jedz, moja malutka, jedz i rośnij, bym w końcu mógł z tatą spędzić trochę czasu poza domem – powiedziałem cicho do kotki, przystawiając jej buteleczkę ze smoczkiem do pyszczka, kiedy tylko Haru mi ją przyniósł. Muszę przyznać, trochę zmęczony byłem i już nie za bardzo byłem świadom tego, co mówię.
<Piesku? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz