niedziela, 21 lipca 2024

Od Soreya CD Mikleo

 Dom jak dom, duży, chociaż mniejszy od naszego poprzedniego, na uboczu, z dala od miejskiego zgiełku, sąsiadów w pobliżu żadnych, więc jakby moja iluzja nagle przestała działać, nie muszę martwić się o to, że ktoś zdecyduje się wszcząć pogrom na mnie, no i Banshee będzie bezpieczna. Martwiła mnie jednak zupełnie inna rzecz. Ludzkie pragnienia. I to te mroczne, ludzkie pragnienia, które tak szybko mógłbym spełnić, i zyskać w zamian wiele dobrych dusz... ostatni raz to czułem będąc właśnie w naszym starym domu, blisko miasta. Podczas pobytu w Azylu dziadek chyba pilnował, bym i tego nie czuł, co było dużym ułatwieniem. Obym teraz nie dał się pokusie, bo była ona pora.  
- Sorey? – głos męża wyrwał mnie z zamyślenia. Trochę pogubiony i zdezorientowany spojrzałem na niego nieprzytomny, już zapominając, o co się pytał. – Wszystko w porządku?
- Tak, tylko odczuwam trochę dużo bodźców, których do tej pory nie czułem. Dziadek jednak dobrze dbał o to, by moja demoniczność pozostała uśpiona – wyznałem, puszczając Banshee na podłogę, by sobie trochę pochodziła i również pozwiedzała, w końcu to będzie jej nowy dom. Znacznie się on różnił od jej naturalnego środowiska, było tu znacznie bezpieczniej, ale też znacznie chłodniej... chociaż, coś tak mi się trochę wydaje, że się przyzwyczają powoli do tych naszych temperatur. Jeszcze trochę i będę mógł wrócić do łóżka, a Banshee chyba zostawić z Psotką. Wszystko będzie zależało od tego, jak będzie reagować na dorastającego ogara piekielnego, na mnie reaguje źle, więc na kolejnego demona może zareagować równie nieprzyjaźnie. 
- Będzie dobrze, jestem tu z tobą – wyszeptał, podchodząc do mnie, by ucałować mój policzek. – A jak dom ci się podoba?
- Bardzo na uboczu jest i to mi bardzo pasuje. I mam nadzieję, że już tak pozostanie, bo nie chciałbym tutaj nalotu sąsiadów – wyznałem, siląc się na lekki uśmiech. Pragnienia i mroczne żądze ludzi mieszkających w tym miasteczku były naprawdę silne, co mnie zaskakiwało. W końcu, z daleka prezentowało się ono naprawdę dobrze i sympatycznie. Albo po prostu wyolbrzymiam to uczucie, bo dawno go nie odczuwałem. 
- Jak się pojawią, postraszymy ich Banshee – odparł żartobliwie, a wspomniany piesek zaszczekał wesoło na dźwięk swojego imienia. Już się nauczyła, co było niesamowite. Z tego co słyszałem, ogary są bardzo inteligentne i rozumieją naprawdę wiele, jak nie wszystko, co się do nich mówi. – Pomożesz mi rozpakować rzeczy? – poprosił, na co się oczywiście zgodziłem, bo może jak się skupię na pracy, te pragnienia ucichną. Co prawda, niedużo rzeczy mieliśmy do rozpakowania, ale za to ile do przyniesienia z naszego starego domu... najgorszy chyba był dystans, nie chcę myśleć, ile kursów trzeba będzie zrobić, i ile czasu na tym stracimy....
- Ale łóżko to jednak lepsze było w naszym starym domu – odezwałem się, kiedy na chwilę przysiadłem na materacu. 
- To też nie jest takie złe – wyznał, siadając okrakiem na moich kolanach i zarzucając mi ręce na kark. 
- Ostateczną decyzję wydam, jak je już porządnie przetestujemy – wymruczałem, po czym ucałowałem jego usta. – Jak widzisz przenoszenie naszych rzeczy ze starego domu? – dopytałem, poruszając nieco poważniejszy temat, skoro już mamy chwilę dla siebie. 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz